Nie było powodów, by blokować wpłaty datków dla Wikilekas - uznał islandzki sąd. Ten wyrok może być pierwszym krokiem do odbudowania pozycji Wikileaks. To również pierwszy wyrok potwierdzający, że "ekonomiczna cenzura" ma swoje luki.
Serwis Wikileaks wielokrotnie narażał się władzom Stanów Zjednoczonych i innych państw, ale wyciek amerykańskich depesz dyplomatycznych wydawał się czymś szczególnym. Cóż... zachodni świat potrafi znieść informacje o tym, że w Iraku zginęło więcej kobiet i dzieci niż sądzono. Trudniej natomiast znieść to, że ujawniono, kto i gdzie pociągał za sznurki, kto dał sobą sterować lub kto znany jest z dzikich imprez.
Reakcja na opublikowanie depesz dyplomatycznych była wyjątkowo ostra. Jej elementem była blokada wpłat na rzecz Wikileaks wprowadzona pod koniec 2010 roku przez firmy Visa i Mastercard. Z powodu tej blokady projekt Wikileaks zapowiedział wstrzymanie publikowania kolejnych dokumentów, choć dziś już wiemy, że ta przerwa w działalności była tylko chwilowa. Ostatni wyciek Wikileaks miał miejsce w tym miesiącu i dotyczył e-maili z Syrii.
Już w 2010 roku islandzka spółka DataCell, umożliwiająca przekazywanie darowizn serwisowi WikiLeaks, ogłosiła wniesienie skargi przeciwko blokadom funduszy. Ten spór został zakończony w ubiegłym tygodniu wyrokiem korzystnym dla Wikileaks.
Sąd okręgowy w Rejkiawiku orzekł, że firma Valitor (wcześniej Visa Iceland) naruszyła warunki umowy, blokując wpłaty na rzecz Wikileaks. Blokada wpłat rzekomo miała służyć ochronie klientów Visa, aby nie uczestniczyli oni pośrednio lub bezpośrednio w przedsięwzięciach nielegalnych. Sąd w Rejkiawiku uznał jednak, że operator płatności nie był w stanie udowodnić, iż działalność Wikilekas była w jakikolwiek sposób nielegalna.
Sąd zażądał, aby wpłaty dla Wikileaks zostały uruchomione na nowo w ciągu 14 dni, w przeciwnym razie na Valitor zostanie nałożona kara finansowa w wysokości 800 tys. koron islandzkich dziennie (ok. 6200 USD). Więcej informacji o wyroku można znaleźć na stronie islandzkich sądów.
O wyroku możemy poczytać w komunikacie wydanym przez Wikileaks. Przedstawiciele projektu stwierdzają, że blokady wdrożone przez Visę, Mastercard oraz Bank of America pozbawiły Wikileaks aż 95% datków, które w sumie mogły wynieść ok. 20 mln USD.
- To znaczące zwycięstwo przeciw próbom Waszyngtonu do uciszenia Wikileaks. Ten serwis nie będzie uciszony. Ekonomiczna cenzura to cenzura. Jest zła. Kiedy jest wprowadzana poza prawem, jest podwójnie zła - mówił Julian Assange, komentując wyrok. Takich zwycięstw może być więcej. Wikileaks podjęło więcej akcji prawnych przeciwko operatorom płatności, włącznie ze złożeniem skargi do Komisji Europejskiej. Oczywiście niewykluczone są także porażki.
Oceniając blokadę wpłat Wikileaks z perspektywy czasu, trzeba przyznać, że nie wydawała się ona rozsądnym środkiem. Firmy Mastercard i Visa rzeczywiście będą miały problem z obronieniem swojego stanowiska, jeśli nawet w USA nie uznano otwarcie działalności Wikileaks za nielegalną. Owszem, mówi się o ukaraniu Juliana Assange'a za szpiegostwo, mówi się o jego "nieodpowiedzialności", ale nie zapadły żadne wyroki mówiące o nielegalnym charakterze Wikileaks.
Przy okazji rodzą się nowe pytania o to, jak zagwarantować bezstronność operatorów płatności. Kontrowersyjna ustawa SOPA miała zwalniać ich z odpowiedzialności za blokowanie wpłat na rzecz stron pirackich. Była to pierwsza i z pewnością nie ostatnia próba wprowadzenia prawa, które ułatwi to, co Assange nazwał "ekonomiczną cenzurą". To automatycznie wzbudza nowe pytanie - czy potrzebujemy prawa chroniącego nas przed ekonomiczną cenzurą?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|