Za pieniądze podatników różne instytucje prowadzą tysiące stron WWW, a koszty utrzymania każdej z nich mogą przekraczać 100 tys. zł rocznie - zauważył Piotr Waglowski, prawnik i członek Rady Informatyzacji. Nie to jest jednak najgorsze. Wydaje się, że rządowe serwisy ciągle mnożą się bez opamiętania, a dodajmy do tego jeszcze fakt, że za nasze pieniądze prowadzone są np. konta na Facebooku. W aktualizacji dodaliśmy komentarz MAC.
reklama
Zanim omówimy bieżącą sytuację, przypomnijmy sobie tekst z 2009 roku dotyczący przetargu na stronę MSZ. Wiele osób zdziwił wówczas fakt, że strona ministerstwa ma kosztować nie dziesiątki czy setki tysięcy złotych, ale... pół miliona euro i to była podobno korzystna cena! W tej cenie miało się mieścić także utrzymanie strony przez 3 lata, no dobrze, ale pół miliona euro?
A teraz zdajmy sobie sprawę z tego, że serwisów powstających za pieniądze podatników jest dużo. Jak dużo? Kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy serwisów "wizerunkowych", przy czym niektóre z nich zasługują na miano stron internetowych, inne zawierają informacje zbędne lub w ogóle nie zawierają informacji. Do tego jest mrowie stron BIP, a utrzymanie tego wszystkiego kosztuje.
Ostatnio Piotr Waglowski, znany czytelnikom DI prawnik i członek Rady Informatyzacji, dowiedział się od Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, że utrzymanie serwisu internetowego tej instytucji kosztuje 129 tysięcy złotych! Inne serwisy oczywiście nie muszą tyle kosztować, ale często związane z nimi wydatki liczy się w dziesiątkach tysięcy.
- Wniosek jest taki, że pączkujące bez opamiętania i kontroli serwisy internetowe administracji publicznej, które są serwisami innymi niż Biuletyn Informacji Publicznej (...), stanowią spore marnotrawstwo środków publicznych. Do tego trzeba by uwzględnić jeszcze koszty takie, jak zamawianie za np. 20 tysięcy złotych dedykowanych oznaczeń ministerstw, urzędów, innych podmiotów - mam na myśli te nieszczęsne loga (...) Jeśli podliczyć spekulacje dotyczące kosztów (...), to może wyjść jakieś od dwóch do pięciu miliardów złotych rocznie, a może i znacznie więcej. Zaś gdyby się tego pozbyć, to można by jeszcze uwzględnić w szacunkach oszczędności związane z bezpieczeństwem serwisów internetowych, ograniczenia wydatków na odrębne identyfikacje wizualne (...) na racjonalizacji zatrudnienia związanego z dostępem do informacji publicznych itp. - pisze Piotr Waglowski w tekście pt. Miliardy na serwisy internetowe administracji publicznej - to wszystko idzie z naszych kieszeni.
Jeśli już mowa o BIP-ach i mniej lub bardziej przydatnych stronach "niebipowych", to warto przyjrzeć się innym działaniom rządu podejmowanym w sieci. W kwietniu Dziennik Internautów pisał o pierwszym prawdziwie "internetowym" wystąpieniu Donalda Tuska, który zachęcał do lajkowania i komentowania.
Nasuwa się dobre pytanie - ile kosztuje utrzymanie konta Kancelarii Premiera na Facebooku i innych serwisach społecznościowych? To musi kosztować, nawet jeśli usługi Facebooka czy NK są bezpłatne. Ktoś z Kancelarii Premiera w swoich godzinach pracy musi aktualizować wpisy, wrzucać zdjęcia itd.
Przy okazji mamy kolejny problem - dlaczego Kancelaria Premiera wspiera Facebooka, a nie innych e-usługodawców? Dziennik Internautów zwracał już uwagę na ten problem, robił to również Piotr Waglowski i wielu innych komentatorów.
Spójrzmy prawdzie w oczy - korzystne dla Facebooka jest to, że Kancelaria Premiera prowadzi swoje konto w ramach jego usług. To napędza ruch, czyli przekłada się na atrakcyjność Facebooka dla reklamodawców. Oczywiście Kancelaria Premiera może to robić, ale dlaczego w takim razie nie ma ona konta we wszystkich innych serwisach? Dlaczego Premier nie ma swojego profilu w DI, byśmy mogli z nim dyskutować właśnie tutaj?
Problem dotyczy nie tylko Kancelarii Premiera. Na Facebooku regularnie odbywają się czaty z przedstawicielami instytucji unijnych, co jest groteskowe. Unia Europejska walczy z monopolami, ale sama wspiera amerykański serwis społecznościowy, dając mu przewagę nad konkurentami w postaci wspomnianych czatów.
Pieniądze to nie wszystko. W wyniku fragmentaryzacji rządowych działań internetowych obywatel nawet nie wie, gdzie powinien szukać informacji. Instytucja A publikuje swoje ogłoszenia na stronie BIP oraz na Facebooku, podczas gdy instytucja B ma swój osobny serwis, choć część informacji zamieszcza na serwisie podległej sobie instytucji C oraz na YouTube. To jest szaleństwo.
Problem nie jest całkiem nowy. Można raczej powiedzieć, że dopiero teraz zaczynamy zdawać sobie z niego sprawę. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji obiecuje uporządkować wiele spraw, być może uda się uporządkować i to.
Artur Koziołek, przedstawiciel Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, w komentarzu dla Dziennika Internautów stwierdził, że sytuacji z rządowymi stronami WWW nie da się zmienić bez zmiany prawa.
Informacyjne serwisy rządowe funkcjonują na podstawie stosownych przepisów prawa (a w szczególności na podstawie przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej), zatem ich ograniczanie może odbywać się wyłącznie poprzez zmiany przepisów prawa. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji nie ma wiedzy o kosztach tych serwisów w skali kraju. Koszty te są pokrywane z budżetów właściwych dla każdego podmiotu.
W MAC planowane są natomiast zmiany mające na celu obniżenie kosztów funkcjonowania systemów teleinformatycznych instytucji rządowych, w tym na potrzeby serwisów internetowych, poprzez ich eksploatację w modelu cloud computing na różnych poziomach tego modelu. Prace na ten temat mają charakter wstępny. W przypadku Biuletynu Informacji Publicznej planowane jest wdrożenie rozwiązania na poziomie SaaS.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|