Gdy polski rząd potwierdził zamiar podpisania dokumentu ACTA, internauci zorganizowali protest w sieci, co było zaskoczeniem głównie dla polityków, ale i komentatorów. Spodziewano się, że na wirtualnym proteście się skończy.
reklama
Internauci byli do tej pory traktowani jako przedstawiciele zamkniętej subkultury, którzy nie interesują się światem zewnętrznym. Zbyt młodzi, by mieć swoje zdanie i zbyt podzieleni, by się zbuntować. Z roku na rok sytuacja ulegała zmianie. Ludzie zaczęli tworzyć coraz silniejsze społeczności, które mimo częstej różnicy poglądów potrafiły osiągnąć kompromis w kwestiach większej wagi. Mimo dużego rozproszenia i braku klasycznej organizacji okazało się, że społeczności internetowe potrafią mówić jednym głosem i samoczynnie organizować się, gdy wymaga tego sytuacja. Pojawiły się pierwsze oddolne inicjatywy, które działaniem wykroczyły poza granice sieci.
Pierwszym dowodem na to, że coś się zmieniło, była manifestacja w sprawie krzyża smoleńskiego. W ciągu kilku dni ludzie skrzyknęli się w internecie, organizując imponującą demonstrację przed Pałacem Prezydenckim. Oto ci, którzy do tej pory nie mieli chęci i odwagi do działania, wyszli na ulicę, spotykając się w jednym miejscu o tej samej porze. Mieli własne zdanie, które z sukcesem wykrzyczeli światu. Mówiło się wtedy o przełomie, zwłaszcza że było to również pierwsze tak otwarte wystąpienie przeciwko kościołowi i religii.
Przez dwa kolejne lata nie wydarzyło się nic na tyle niepokojącego, by po raz drugi zmotywować internautów do podobnych działań. Sprawa przycichła, a politycy zapomnieli o młodzieży spędzającej czas przy komputerach. Do czasu, aż pojawił się dokument ACTA.
Zdziwienie polityków wobec tego, co się teraz dzieje, jest w sporej części udawane. Można się było spodziewać wybuchu agresji w tak drażliwej sprawie. Nikt jednak nie podejrzewał, że to co dwa lata temu miało miejsce w Warszawie, powtórzy się dzisiaj w kilkudziesięciu miastach kraju. Kilka lat przerwy swoje, ludzie nabrali pewności siebie, dojrzeli w swoich poglądach, poszerzyli gremia, pojawili się lokalni inicjatorzy działań.
Gdy nawołania do stawienia się w centrach miast zaczęły pojawiać się na Wykopie i Facebooku, wyglądało to dość chaotycznie i impulsywnie. W mediach komentatorzy powątpiewali, czy młodzieży będzie się chciało wyjść na ulicę. Mówiono o niekorzystnej pogodzie, która ma zniechęcić młodych. Zbuntowani byli traktowani z przymrużeniem oka, jako ci, którzy nie wiedzą przeciwko czemu lub komu protestują. Gdy internauci jednak stawili się o wyznaczonej porze w centrach swoich miast, odebrano to z dużym zaskoczeniem. Tym bardziej, że media były w mniejszym stopniu zaznajomione z dokumentem ACTA niż protestujący, więc publicyści nie do końca wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. Dość powiedzieć, że pierwsze wzmianki o ACTA pojawiły się w polskim internecie w 2008 roku, podczas gdy tradycyjne media zainteresowały się tym tematem dopiero kilka dni temu. W dyskusjach na antenie radia i telewizji dało się wyczuć, że komentatorzy nie potrafią podsumować działań internautów, nie rozumieją tego, co się dzieje.
To co teraz zdziwiło akurat mnie - internautę, utożsamiającego się ruchem protestu - a co w ciągu najbliższych dni zdziwi polityków i media, to jeszcze większa dojrzałość protestujących, wykraczająca poza ramy dotychczasowych wyobrażeń. Gdy kilka dni temu odwiedziłem stronę referendumacta.pl, zbierającą podpisy w sprawie przeprowadzenia ogólnokrajowego referendum o odrzucenie ratyfikacji dokumentu w polskim sejmie, zamieszczony tam licznik wskazywał 1280 zebranych wniosków. Dziś po wejściu na tę stronę dowiedziałem się, że zebrano już ponad 200 tys. podpisów. W ciągu zaledwie kilku dni! Internauci są więc przykładem modelowego społeczeństwa obywatelskiego, którego do tej pory nie było, na co wielokrotnie zwracali uwagę publicyści, narzekając na bierną postawę Polaków w sprawach ważnych dla kraju.
Mamy więc nowe pokolenie, które mimo pozornego chaosu wytworzonego w internecie potrafi się zorganizować i profesjonalnie wyrazić swoje zdanie w sprawach dla siebie ważnych. Przełamany został monopol grup zawodowych (na przykład górników czy pielęgniarek), które do tej pory miały zarezerwowany ten właśnie tryb dopominania się o swoje. Od teraz internauci potrafią wyartykułować swoje żądania w mediach, na ulicy i w formie wnioskodawczej. Mają również swoich ekspertów i potrafią działać na wielu frontach. Grupy zawodowe posiadają co prawda związki zawodowe i wynikającą z tego nieproporcjonalnie większą siłę nacisku na rządzących, ale internauci mają impulsywność z tendencją do łatwej samoorganizacji i niesłabnący zapał. I z roku na rok są dojrzalsi i bardziej liczni.
Budujące jest to, że społeczność internautów, do tej pory bierna, dziś potrafi się zorganizować w tak dużej skali. Do tej pory ich rolę pełniły nieliczne organizacje społeczne, które były marginalizowane przez polityków. Najlepszym tego przykładem są przeprowadzone przez rząd "konsultacje społeczne" w sprawie ACTA. Politycy wybrali partnerów do rozmów wśród stowarzyszeń twórców i korporacji medialnych, zapominając o takich podmiotach, jak Fundacja Panoptykon czy Fundacja Nowoczesna Polska.
Niestety, organizacji chroniących interesy zawodowe jest zdecydowanie więcej niż podmiotów stojących po stronie społecznej w szerokim zakresie działań, do których należą prawa człowieka, wolność słowa, społeczeństwo informacyjne, społeczeństwo obywatelskie, ruch wolnej kultury, cyfryzacja i internet. Jestem pewien, że z upływem czasu internauci stworzą własne, silne organizacje, zajmujące się wymienionymi dziedzinami. Pozostaje tylko cierpliwie na to poczekać.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|