Mimo silnych nacisków ze strony Rosji i Bułgarii nie ma szans na szybkie wprowadzenie domen krajowych złożonych ze znaków alfabetów innych niż łaciński. Na pytanie, kiedy można się ich spodziewać, Andrzej Bartosiewicz z NASK odpowiada: "Mamy nadzieję, że pierwsze IDN-ccTLD będą do końca 2009 roku. To jest wariant optymistyczny".
Po czerwcowej konferencji ICANN pojawiło się wiele artykułów dotyczących uruchomienia nowych domen najwyższego poziomu, więcej uwagi poświęcono przy tym domenom funkcjonalnym (gTLD, Generic Top-Level Domain), które byłyby równoważne powszechnnym dziś .com, .net czy .org, niż domenom IDN-ccTLD (Internationalized Domain Names - Country Code TLD), czyli takim, które będą zapisywane w cyrylicy, po arabsku, japońsku itp.
Jak pisze na blogu Andrzej Bartosiewicz, wprowadzenie nowych TLD w skryptach narodowych jest dość proste, tym bardziej że takie kraje, jak chociażby Rosja, Grecja, Bułgaria, Iran, Japonia czy Chiny, ubiegają się o domeny, co do których nie ma żadnych kontrowersji - ich uruchomienie nie będzie kolidowało ani z istniejącymi, ani z planowanymi nazwami.
W przypadku domen gTLD samo złożenie aplikacji dla ICANN kosztuje 100 tys. dolarów, następne kilkaset tysięcy pochłania przygotowanie oferty, lobbing i zbudowanie rejestru. Dziennik Internautów zapytał Andrzeja Bartosiewicza, o jakich kosztach należy mówić w odniesieniu do domen narodowych. Otrzymaliśmy następującą odpowiedź:
W przypadku nowych domen krajowych (ccTLD) ze znakami narodowymi nie wiadomo jeszcze, jaką politykę przyjmie ICANN. Nie wiadomo, czy będą wymagane wpłaty podobnie jak w przypadku domen gTLD. Jest to raczej mało prawdopodobne w sytuacji, kiedy o nowy IDN-ccTLD będzie starał się obecny rejestr ccTLD. Zapewne będzie jednak musiał taki rejestr zadeklarować wpłaty coroczne na rzecz ICANN w kwotach rzędu kilkudziesięciu tysięcy USD na rok (spodziewam się, że minimum 30 000 USD na rok).
Jeśli ICANN zbyt długo będzie zwlekać z wprowadzeniem tego typu domen, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaną one uruchomione na poziomie lokalnych ISP - zapytania o domeny złożone ze znaków diakrytycznych alfabetów innych niż łaciński będą kierowane według konfiguracji zapisanej na stałe, a nie zgodnie ze standardem opracowanym przez ICANN.
Zrobienie takiego triku jest możliwe, technicznie bardzo proste i co więcej, było już komercyjne sprawdzane w praktyce w Izraelu (dla domen .com i .net pisanych po hebrajsku).
- poinformował na blogu Andrzej Bartosiewicz. Autonomiczne strefy root mogłyby powstać zarówno w krajach arabskich, jak i w Rosji, choć Władimir Wasiliew, dyrektor Wydziału Strategii Społeczeństwa Informacyjnego w rosyjskim Ministerstwie Technologii i Komunikacji, niedawno odżegnywał się od takiego rozwiązania, twierdząc, że "tego typu podziały internetu nie byłyby niczym dobrym". Dziennik Internautów zapytał, czym tak naprawdę grozi podobne "rozczłonkowanie" sieci. Andrzej Bartosiewicz wyjaśnił:
Alternatywne rooty są jedynie zagrożeniem dla osób z nich korzystających. Osoba mająca swoją domenę na takim alternatywnym roocie będzie po prostu nieosiągalna dla tych, którzy nie będą z takiego roota korzystali. Dla reszty internetu zagrożenia nie ma.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|