Kiedy autor nie wgłębi się w temat, który chce opisać, to powstają artykuły o takiej właśnie wymowie. A jak jest naprawdę?
reklama
Tuż przed długim weekendem w serwisie dobreprogramy.pl pojawił się felieton Adama Golańskiego pt. Wystarczyło postraszyć reklamodawców: na Facebooku nie będzie już można śmiać się z kobiet. Dotyczy on oświadczenia, które dzień wcześniej wydała Marne Levine, wiceprezes ds. globalnej polityki publicznej. Przedstawicielka Facebooka zapewniła, że serwis włoży więcej wysiłku w walkę z mową nienawiści skierowaną wobec kobiet, przygotowywane są też specjalne szkolenia dla moderatorów w oparciu o materiały dostarczone przez Women, Action & the Media (zob. oświadczenie - Controversial, Harmful and Hateful Speech on Facebook).
Czy to oznacza, że feministki sprzysięgły się przeciw osobom, którym zdarza się - w lepszym lub gorszym stylu - żartować z kobiet? Nic bardziej mylnego. Wbrew temu, co sugeruje autor linkowanego wyżej felietonu, nie chodzi o niewinne dowcipy. Oświadczenie Marne Levine było odpowiedzią na list otwarty podpisany przez ponad 100 organizacji (głównie feministycznych, to akurat prawda). Golański podaje odnośnik do tego listu, ale sam go chyba nie przeczytał.
Na fanpage'u Fundacji Feminoteka można znaleźć polskie tłumaczenie. Wynika z niego, że chodzi o strony i grafiki, które „otwarcie usprawiedliwiają lub zachęcają do gwałtu i przemocy domowej lub sugerują, że są to sprawy, z których można żartować lub którymi można się chełpić”. Podobno jeden obraz wart jest więcej niż tysiąc słów, dlatego ten materiał ilustruje nieprzyjemny dla oka zrzut ekranu (po prawej). Jest to przykład zgłoszenia, które zostało zlekceważone przez administratorów Facebooka. W ramach Twitterowej kampanii #FBrape podobnych przykładów zebrano o wiele więcej - odnośnik podaję, ostrzegam jednak, że kryją się pod nim zdjęcia bardziej drastyczne niż zamieszczone obok.
Do niedawna Facebook takie grafiki tolerował, choć nie wahał się przed usuwaniem zdjęć matek karmiących piersią czy reprodukcji obrazów znanych artystów, bo przedstawione na nich kobiety były nagie. Jak słusznie zauważył Golański, serwis ugiął się pod presją feministek, kiedy te - za pomocą Twittera - zwróciły się do firm zamieszczających swoje reklamy na Facebooku. Inicjatorki kampanii pokazały reklamodawcom zrzuty ekranu, na których ich wychuchane logo pojawiało się obok takich fanpage'ów, jak „Z kopa szmatom w macicę” czy „Brutalne zgwałcenie koleżanki dla zabawy”. Liczba korporacji, które publicznie potępiły zawartość takich stron, okazała się na tyle duża, by Facebook zmienił swoją politykę.
Naprawdę jest nad czym ubolewać? Nie sądzę. Niedowiarkom radzę przejrzeć zdjęcia zebrane przez feministki i zastanowić się, czy chcieliby zobaczyć logo swojej firmy w takim otoczeniu. Tu naprawdę nie chodzi o dowcipy z cyklu „przychodzi baba do lekarza” czy obrazki sugerujące, że miejsce kobiety jest w kuchni (zwolennikom tej teorii dedykuję poniższego demota).
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Polskie łaziki marsjańskie zdeklasowały rywali w zawodach University Rover Challenge 2013