MySpace, dawna potęga społecznościowa, ma zamiar zmienić się w usługę typowo muzyczną i wrócić w pełni chwały. Jest jeden problem - potrzeba na to dość sporo pieniędzy, a twórcy MySpace najwyraźniej nie oceniają realnie swoich możliwości.
reklama
Pamiętacie MySpace? Kiedyś to była społecznościowa potęga, tak jak dzisiaj Facebook. Był to praktycznie synonim serwisu społecznościowego. Kiedy przejmował go koncern News Corp. wydawało się, że to jedno z najważniejszych przejęć, które zapewni nabywcy władanie internetem.
Dziś MySpace to raczej symbol potęgi, która upadła. Co jakiś czas dawny gigant chce się jednak podnieść, a receptą na kolejne sukcesy miała być zamiana MySpace w usługę muzyczną. Wygląda na to, że te plany są ciągle żywe, a MySpace chciałaby wrócić jako "zabójca Spotify".
Do prezentacji ujawniającej plany Media Holdings - obecnych posiadaczy MySpace - dotarł Business Insider. Wynika z niej, że MySpace rzeczywiście odrabia straty - ruch na witrynie skoczył od grudnia 2011 roku o 36%. Przychody wzrosły do 15 mln dolarów w tym roku, ale i tak MySpace zanotuje w tym roku stratę w wysokości 40 mln dolarów, a w przyszłym roku może stracić kolejne 25 mln.
Z informacji ujawnionych przez Business Insidera wynika też, że firma będąca właścicielem MySpace chciałaby zebrać 50 mln dolarów, by uruchomić nową usługę muzyczną. Z tej kwoty nawet 25 mln dolarów mogą pochłonąć umowy licencyjne z dostawcami muzyki, a 10 mln może być przeznaczone na marketing.
Ujawniona prezentacja pokazuje niezwykły optymizm Media Holdings. Firma wierzy, że już w 2013 roku mogłaby osiągnąć 58 mln dolarów rocznego przychodu z MySpace, co oznaczałoby wzrost o jakieś 386% (sic!). W następnych latach przychody mają skakać do 102, a potem 140 mln dolarów. To jest coś więcej niż optymizm. Poniżej stosowny slajd z prezentacji.
Szczerze powiedziawszy, MySpace już wcześniej okazał się niezwykłym pożeraczem pieniędzy. News Corp. kupił dawnego społecznościowego giganta za 580 mln dolarów, a odsprzedał do za jedyne 35 mln (słownie: trzydzieści pięć milionów). Właśnie dlatego szef News Corp. mówił, że wiele się nauczył dzięki MySpace, choć była to kosztowna lekcja.
Obecnie MySpace pcha się w biznes, który wcale nie jest ogromnie dochodowy. Owszem, ludzie chcą słuchać muzyki, ale trudniej jest zmusić do płacenia za nią. Tymczasem trzeba mieć umowy licencyjne z wytwórniami muzycznymi, które każą sobie słono płacić już na starcie i nie są najbardziej ugodowym partnerem, jakiego można sobie wymarzyć.
Właściciel MySpace najwyraźniej usiłuje zrobić coś, co jest taktyką rodem z czasów internetowej bańki. Pokazuje on inwestorom znaną markę (MySpace) z wykresami obiecującymi ogromny wzrost i teraz mówi "dajcie mi 50 milionów". Niestety to się dzisiaj może nie udać.
MySpace już nikogo nie przekonuje, a dodatkowo nieudany debiut giełdowy Facebooka nauczył inwestorów, że ocenianie wartości spółek internetowych powinno być równie ostrożne jak przechodzenie nago przez drut kolczasty. W Dzienniku Internautów wielokrotnie zauważaliśmy, że tylko optymiści mogą nadmuchać bańkę. Najlepiej zobaczyć to na przykładzie Facebooka, który dość szybko stracił połowę wartości.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|