O wypadku, do którego doszło w piątek ok. 4 rano czasu polskiego, portal Agory poinformował o 9:11, zamieszczając krótką depeszę o treści: "Polski konwój w Iraku wjechał na minę. Jeden żołnierz nie żyje, trzech rannych". W jego wyniku śmierć poniósł Andrzej Filipek - żołnierz z Trzeciej Brygady Zmechanizowanej z Lublina. Portal nie podał wówczas danych osobowych uczestniczących w zdarzeniu osób.
Informację za Gazeta.pl zamieściły następnie inne środki przekazu - jak się okazało, stało się to jeszcze zanim MON przekazał informację o zdarzeniu rodzinom czterech żołnierzy - informuje serwis Press.pl.
Jacek Brzuszkiewicz z Gazety Wyborczej, który odpowiedzialny był za publikację informacji na łamach portalu, tłumaczy, że wiadomość o wypadku dotarła do niego ok. 7 rano - o tym, co się stało, polscy żołnierze przebywający w Iraku informowali swe rodziny za pośrednictwem SMS-ów.
Przez następne dwie godziny dziennikarz próbował potwierdzić informację o rzecznika MON-u Jarosława Rybaka, który jednak nie odbierał telefonu. Jak twierdzi sam zainteresowany, rozmawiał on w tym czasie z korespondentem TVN24 Marcinem Firlejem.
Gazeta.pl potwierdziła w tym czasie zdobytą wiadomość u innych źródeł, po czym opublikowała ją na swych łamach. Redaktorzy twierdzą, że nie zrobili niczego nagannego, gdyż w depeszy nie pojawiły się dane personalne zabitego bądź rannych żołnierzy. Ich zdaniem, w przypadku podobnych informacji z Iraku identycznie postępują amerykańskie media.
Gdyby stosować podobne wytyczne w innych przypadkach, media nie mogłyby szybko informować o katastrofach lotniczych, bądź wypadkach autokarów - argumentują dziennikarze.
Tymczasem minister Szczygło w oświadczeniu prasowym działanie dziennikarzy nazwał "bezmyślnym" i zapowiedział podjęcie kroków prawnych wobec odpowiedzialnych za publikację redaktorów "ze względu na potencjalne zagrożenie zdrowia i życia członków rodzin żołnierzy służących na misjach".
Artykuł może zawierać linki partnerów, umożliwiające rozwój serwisu i dostarczanie darmowych treści.