Przedstawiciele resortu edukacji coraz częściej angażują się w dyskusje o technologiach. Te dyskusje są puste, bo pomijają istotną i bolesną prawdę - polska szkoła ciągle ma tak przyziemne problemy, jak np. niedostateczna liczba komputerów lub pracowni. Do tego dochodzi uparte trzymanie się dogmatu, że proces nauczania musi być paranoicznie dokumentowany, zatem nie ma prawa być elastyczny.
Pięknie! Na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej znów mogę poczytać o nowych technologiach, a dokładniej o tym, że w czasie Ogólnopolskich Targów Edu Trendy 2012 odbyła się debata na temat "Kierunki rozwoju edukacji w kontekście wyzwań cywilizacyjnych i realnych możliwości". Padło wiele pustych słów o tym, że proces edukacji musi ewoluować, że musi być elastyczny itd.
Tego typu dyskusji jest więcej. Biorący w nich udział ludzie naprawdę starają się robić wrażenie, że głęboko analizują problemy edukacji. W efekcie dużo mówią o potrzebie dostosowania nauczycieli do nowej rzeczywistości, o trendach, elastyczności, skalowalności, kreatywności, innowacyjności...
Ja proponowałbym, aby uczestnicy tych dyskusji sami dostosowali siebie do rzeczywistości.
Przede wszystkim nie jest prawdą, że główną barierą w użyciu nowych technologii na lekcji są nauczyciele, jak sugeruje wielu "ekspertów". Mamy rok 2012, co oznacza, że wielu nauczycieli pochodzi z pokolenia, które nieźle sobie radzi z komputerami. Podam za przykład siebie, choć nie pracuję już jako nauczyciel. Jestem z rocznika 1982 i wychowałem się z komputerami, choć początkowo były to 8-bitowce. Z internetu zawsze korzystałem dość intensywnie i jestem o wiele bardziej doświadczonym użytkownikiem niż uczniowie podstawówki.
Tydzień temu opublikowałem w DI wywiad z Sosem Sosowskim, niezależnym deweloperem gier, który również pracował jako nauczyciel. Czy wierzycie, że dla niego przeprowadzenie lekcji z komputerem byłoby problemem? Oczywiście nie wszyscy nauczyciele mają takie kompetencje, ale zmiany pokoleniowe zachodzą cały czas i nauczyciele bez żadnych kompetencji cyfrowych powoli, ale nieubłaganie odchodzą na emeryturę.
Mimo to muszę powiedzieć, że gdybym chciał intensywnie używać nowych technologii na lekcjach, miałbym z tym poważny problem. Powody są dwa:
Omówmy szczegółowo obydwa problemy.
W pewnej znanej mi osobiście szkole jest jedna pracownia komputerowa. Z tej pracowni w czasie danej godziny lekcyjnej może korzystać tylko jedna klasa. Dodatkowo pracownia jest udostępniana w ramach zajęć świetlicowych.W praktyce pierwszeństwo do korzystania z tej pracowni ma nauczyciel informatyki, a po nim ten, kto pierwszy "zaklepie" sobie miejsce.
W takich warunkach nie można zaplanować lekcji z użyciem komputera. Po prostu się nie da, niezależnie od posiadanych przez nauczyciela kompetencji.
Zahaczyliśmy tutaj o drugi problem - proces nauczania musi być dokładnie zaplanowany!
W dyskusjach na temat pracy nauczyciela czasem mówi się o tym, że nauczyciel ma dodatkowe obowiązki, takie jak "sprawdzanie zeszytów". Nigdy natomiast nie mówi się prawdy, a jaka ona jest?
Sprawdzanie zeszytów i klasówek to czysty relaks. Rzadziej mówi się o produkowaniu przez nauczycieli absolutnie bezsensownych, nikomu niepotrzebnych papierów takich jak: rozkłady zajęć, sprawozdania, konspekty, uzasadnienia wyboru programu, programy naprawcze... żeby wymienić te najbardziej bezsensowne, ale jest tego więcej.
Każdy kolejny minister edukacji bierze sobie za cel wymyślenie jakiegoś nowatorskiego papierka, który nauczyciele będą musieli wyprodukować. Modne wśród ministrów jest także komplikowanie już istniejących papierków. Od wielu, wielu lat polska edukacja rozwija się w tym kierunku.
To trochę tak, jakby wierzyć w to, że programista powinien pisać szczegółowe raporty z napisanego kodu i dzięki temu ten kod będzie lepszy. Albo moglibyśmy kazać kierowcom pisać szczegółowe plany i raporty z każdej jazdy. Plan musiałby zawierać np. informacje o planowanej liczbie zmian biegów w czasie jazdy, a raport musiałby wykazywać, ile razy faktycznie bieg zmieniono. Co Wy na to? Czy dzięki temu będzie mniej wypadków, a ruch będzie płynniejszy?
Trudno zrozumieć ogrom szkolnej biurokracji komuś, kto w szkole nigdy nie pracował. Ten, kto pracował w ostatnich latach, wie, co mam na myśli.
Teraz zadam Wam pytanie - dlaczego nauczycielka w szkole z jedną pracownią informatyczną niezbyt często będzie chciała korzystać z pracowni? Ponieważ ta nauczycielka musiałaby to uwzględnić np. w rozkładzie zajęć, ale jak to zrobić, skoro nie wiadomo, czy w danym dniu i o danej godzinie pracownia będzie dostępna?
Nawet gdyby była pewność co do dostępności pracowni, sztywny proces nauczania nie pozwoli na przeprowadzenie fascynujących lekcji. Co najwyżej można przeprowadzić lekcje poprawne.
Nauczyciel nie zawsze może sobie pozwolić na przeciągnięcie ciekawej dyskusji, która pojawiła się w trakcie lekcji. Nauczyciel nie ma prawa improwizować, a czasem właśnie to dałoby dobre efekty. Nauczyciel nie może planować rzeczy, które w arcyważnych dokumentach wyglądałyby banalnie.
Uwierzcie mi, że nawet uczniowie podstawówki mogą w czasie lekcji odkryć coś ciekawego. To fascynujący proces, istotny dla innowacyjnego nauczania, ale w polskiej biuro-szkole nie ma dla niego miejsca i nie będzie, dopóki nie zmieni się kilka ciągle utwardzanych założeń.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|