Za agitację wyborczą na Facebooku został odwołany Przewodniczący Miejskiej Komisji Wyborczej w Wałczu. On sam nie czuje, by zrobił coś złego, bo "nieproszone łajzy" nie powinny czytać jego wpisów.
W mieście Wałcz musiały się odbyć wybory na burmistrza, bo zmarła osoba dotychczas piastująca ten urząd. Doszło przy okazji do ciekawego incydentu. Jak informuje lokalny serwis ExtraWałcz, 7 listopada komisarz wyborczy w Koszalinie odwołał przewodniczącego Miejskiej Komisji Wyborczej za wpisy na Facebooku. Ów przewodniczący Roman Wiśniewski rzekomo agitował na rzecz jednego z kandydatów właśnie za pomocą serwisu społecznościowego.
Sam Wiśniewski przyznaje się do agitacji, ale nie czuje, by zrobił coś złego. W jego mniemaniu wpis na Facebooku ma charakter wypowiedzi prywatnej.
- To jest mój dom - mówi Wiśniewski. - W moim prywatnym domu mogę rozmawiać z kim chcę, kiedy chcę i o czym chcę. Jakaś nieproszona łajza zajrzała przez okno do mojego domu i to, co tam usłyszała, jej się po prostu nie spodobało (zob. ExtraWałcz, Odwołany przez Facebooka).
Czy profil na Facebooku to naprawdę nasz dom, gdzie możemy wszystko? Nierzadko osobom publicznym tak się wydaje. Warto przypomnieć o niedawnej wpadce posła z Wrocławia, który na Facebooku nawoływał, by "J***AĆ PZPN". Poseł już przeprosił, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego, że Facebook całkiem prywatną przestrzenią nie jest. Wiśniewski jest innego zdania, bo stał się ofiarą ataku "nieproszonych łajz".
Jeśli już pada analogia do własnego domu, warto zastanowić się nad jej trafnością. Oczywiście w swoim domu mogę mówić i robić, co chcę, ale wcale nie jest tak, że czytanie wpisów na Facebooku przypomina "zaglądanie przez okno". Dostęp do profilu Facebooka ma każda osoba, której na to pozwolimy.
To, co zrobił pan Wiśniewski, można raczej porównać do zwołania wiecu we własnym domu. Można zaprosić na kawę tysiąc osób (jeśli mamy tak duży dom) i namawiać ich do głosowania na konkretnego kandydata. Czy to jest "prywatne" działanie, jeśli robi to przewodniczący Komisji Wyborczej?
Można też wywiesić na ścianach swojego domu wielkie bannery zachęcające do głosowania na konkretną osobę. Czy byłoby to działanie "prywatne"? Niekoniecznie, a może to być analogiczne do wpisów udostępnionych publicznie na Facebooku.
Opisywaną sprawę skomentował już w swoim prywatnym serwisie prawnik Piotr Waglowski. Jego zdaniem brzmienie przepisów prawa jest dość jednoznaczne - zabraniają one prowadzenia agitacji i kropka.
- Jak ktoś zaczyna realizować jakieś publiczne zadania, to przestaje być tak w pełni "prywatną osobą". Funkcja zobowiązuje do powstrzymywania się od pewnych działań - uważa Waglowski (zob. Przewodniczący Miejskiej Komisji Wyborczej w Wałczu odwołany za agitację wyborczą na Facebooku).
Na koniec warto przypomnieć sprawę Blogera z Mosiny, który na swoim prywatnym blogu krytykował burmistrz miejscowości Mosina. Sąd Najwyższy ostatecznie uznał, że internet to medium masowe, nawet jeśli używamy go prywatnie. Choć bloger miał prawo krytykować panią burmistrz, to jednak sam fakt publikowania czegoś w internecie nie dawał mu przyzwolenia na bardziej dosadny język.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|