Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Ostatnio głośno było o zarzucie skierowanym przeciw właścicielowi znanej polskiej marki Reserved, któremu zarzucono splagiatowanie zdjęcia z internetu na firmowanej przez siebie koszulce. Oryginalna fotografia została nieco „artystycznie” przerobiona, jednak nie ulega wątpliwości, że chodziło o plagiat. Często jednak sprawa nie jest taka prosta.

robot sprzątający

reklama


O sprawie pisałem jakiś czas temu. W tym konkretnym przypadku gdańska firma LPP SA, właściciel rzeczonej marki, do plagiatu akurat przyznała się od razu. W zażenowanie mogła natomiast wprawić jedynie kwota odszkodowania zaproponowana przez polskiego potentata rynku odzieżowego.

>> Czytaj więcej: Reserved oskarżone o plagiat na koszulce

Zazwyczaj jednak granica między inspiracją, plagiatem a tzw. dziełem zależnym może być bardzo cienka. Dla przykładu Sąd Apelacyjny w Warszawie w 2007 r. uznał, że samo wykorzystanie cudzego pomysłu i imienia z innego utworu, przy oryginalnej treści filmu nie stanowi opracowania utworu powoda, ale własny oryginalny utwór pozwanej agencji. W szczególności zaś banalny i prosty zwrot językowy stanowiący fragment piosenki „B.” nie będący w spornym utworze reklamowym cytatem ani zapożyczeniem, co najwyżej inspiracją i odwołaniem do odległych skojarzeń, nie uzasadniają przyjęcia naruszenia praw autorskich. Chodziło o sekwencje filmową w reklamie pewnego piwa, która została skomentowana parafrazą słów popularnej piosenki Roberta Gawlińskiego.

Zdaniem Sądu nie doszło do naruszenia osobistych praw autorskich powoda wynikających z użycia w spornej reklamie zwrotu Baśka nie miała fajnego biustu. Reklama traktuje o zupełnie innych treściach niż utwór, z którego zaczerpnięto podobny zwrot do jednej z sekwencji filmu. Są to różne gatunkowo dzieła o niezbieżnych ze sobą funkcjach. W reklamie nie wykorzystano utworu Roberta G. ani nawet jego fragmentu Baśka miała fajny biust, dlatego nie doszło do naruszenia niemajątkowych praw autorskich. Sporna reklama nie nawiązuje bezpośrednio do twórczości powoda a zwrot Baśka ... nie miała fajnego biustu nie występuje jako idea przewodnia filmu reklamowego i nie wskazuje na związek z działalnością powoda ani jego upodobanie tego produktu.

Konkluzją w omawianym wyroku stało się stwierdzenie, że samo wykorzystanie cudzego pomysłu i imienia z innego utworu, przy oryginalnej treści filmu, nie stanowi opracowania utworu powoda, ale własny oryginalny utwór pozwanej agencji.

>> Czytaj także: Kilka linijek z Wikipedii też może być plagiatem

Podobnie cienką może być granica między utworem samoistnym a zależnym. Według Rafała Golata „utworem w pełni samoistnym będzie (...) np. obraz olejny, w którym autor nawiązuje do określonej szkoły lub stylu w malarstwie, utworem zaś inspirowanym - wiersz, zawierający wyraźne nawiązania do znanego poecie dzieła, choćby w postaci powołania w odpowiednim kontekście charakterystycznych dla tego dzieła zwrotów (powołanie takie w przypadku inspiracji nie może być zbyt rozbudowane, gdyż wówczas należałoby zastanowić się, czy nie zachodzi w takiej sytuacji jedna z postaci opracowania)” (Pr.Spółek 2001/6/44).

Przechodząc na grunt innej dziedziny sztuki, tym razem muzyki, w aspekcie granic między dziełem samoistnym, inspiracją, opracowaniem a plagiatem, ciekawe wydają się tezy Piotra Piesiewicza, które da się wysnuć z jego artykułu pt. „Dzieło muzyczne i nowe technologie”. Zdaniem Autora, „w przypadku «zsamplowania» części czyjegoś utworu (muzycznego) możemy mieć do czynienia z dziełem zależnym, albo co najwyżej dziełem inspirowanym, dla którego utwór pierwotny staje się wyłącznie materiałem do swobodnej parafrazy. W odniesieniu do kategorii utworów inspirowanych problem wierności dziełu macierzystemu w ogóle nie istnieje, bo mamy do czynienia z utworem w pełni samodzielnym. (...)” (PiP.2006.3.56).

Zdaniem Piesiewicza użycie „zsamplowanego” fragmentu czyjegoś utworu i wykorzystanie go w innym dziele muzycznym nie może naruszać osobistych praw autorskich, gdyż powstaje całkowicie nowy utwór, który nie ma właściwie nic wspólnego (poza faktem zamieszczenia „zsamplowanego” materiału i ewentualną inspiracją dziełem oryginalnym) z utworem pierwotnym. Okazuje się więc, że w przypadku sporów tak naprawdę dopiero sąd, analizując konkretny indywidualny przypadek, będzie musiał rozstrzygnął, czy dany utwór powstał jako opracowanie („przeróbka”), a więc dzieło zależne (które jest co prawda chronione niezależnie od oryginału, ale potrzebna jest zgoda autora utworu pierwotnego na jego wykorzystanie w dziele zależnym), czy też mamy do czynienia jedynie z inspiracją, która stanowi dzieło samoistne, całkowicie niezależne od utworu, który zainspirował autora.

Rafał CisekNa pewno plagiatem będzie sytuacja, gdy powstaje dzieło zależne, którego autor „zapomniał” zapytać o zgodę twórcy dzieła pierwotnego i przedstawia swoje dzieło jako samoistne. Co ciekawe, zostają naruszone prawa autorskie do utworu pierwotnego, jednak równocześnie powstają niezależne prawa autorskie do opracowania – choćby powstało z naruszeniem prawa.

Rafał Cisek, radca prawny, współpracownik Centrum Badań Problemów Prawnych i Ekonomicznych Komunikacji Elektronicznej (CBKE), twórca serwisu prawa nowych technologii NoweMEDIA.org.pl, ekspert w zakresie prawnych aspektów komunikacji elektronicznej.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *