Czy FBI sama popełniła błędy, które utrudniły jej pozyskanie danych z telefonu? Najwyraźniej nie, o czym mówi odpowiedź na sprzeciw Apple przedstawiona przez FBI. Są tam rzeczy istotne merytorycznie, choć FBI nie powstrzymuje się przed politykowaniem.
reklama
Serial "Apple kontra FBI" ma swój dalszy ciąg. Ostatnio firma Apple odniosła małe zwycięstwo uzyskując korzystne orzeczenie sądu w sprawie podobnej do tej, która dotyczy strzelaniny w San Bernardino. Teraz jednak wydarzyło się coś, co można uznać za cios dla Apple.
Amerykańskie władze przekazały do sądu w Kalifornii swoją odpowiedź na sprzeciw Apple wobec nakazu odblokowania iPhone'a. Kopię tego dokumentu znajdziecie pod tym tekstem. Dowiadujemy się z niego zwłaszcza jednej ciekawej rzeczy. Syed Rizwan Farook (terrorysta z San Bernardino) zmienił swoje hasło do iCloud 22 października 2015 roku, krótko po wykonaniu ostatniego backupu. Następnie funkcja automatycznego backupu została przez niego wyłączona.
Dlaczego to ma znaczenie? Wcześniej bowiem dyskutowano o tym, czy FBI sama nie odcięła sobie dostępu do danych z iPhone'a. Jak wiemy, urządzenie należało do pracodawców terrorysty, czyli do lokalnych władz San Bernardino. W związku z tym FBI nie potrzebowała nawet nakazu do wyciągnięcia danych z iCloud.
Funkcja automatycznego backupu mogła być tutaj pomocna. Teoretycznie dane powinny trafić do iCloud i wówczas władze miałyby do nich dostęp. Problem w tym, że krótko po ataku władze Sam Benardino zmieniły hasło do iCloud i podobno zrobiły to na prośbę FBI. Zmiana hasła mogła uniemożliwić przesłanie danych do iCloud, więc wszystko wyglądało tak, jakby FBI sama odcięła sobie drogę do danych. Można było nawet sądzić, że FBI działała z premedytacją by mieć pretekst do żądania backdoora. FBI początkowo tłumaczyła, że nawet przy działającym automatycznym backupie nadal była możliwość, że na urządzeniu są dodatkowe, cenne informacje, których nie da się wyciągnąć z iCloud.
Z najnowszej odpowiedzi FBI dowiadujemy się, że terrorysta sam zmienił swoje hasło i wyłączył funkcję automatycznego backupu. Ostatni backup został zrobiony 6 tygodni przed atakiem. W tej sytuacji naprawdę można sądzić, że na urządzeniu mogą być informacje istotne dla dalszego działania organów ścigania (chodzi zwłaszcza o ludzi, z którymi terrorysta się kontaktował).
To jest istotny argument merytoryczny, ale w odpowiedzi FBI nie brakuje również argumentów o charakterze wizerunkowo-politycznym. FBI nadal przekonuje, że nakaz odblokowania dotyczy tylko jednego iPhone'a i wcale nie chodzi o odblokowanie innych urządzeń albo tworzenie uniwersalnego klucza dla rządu.
- Apple nie jest jakimś oddalonym i odłączonym podmiotem trzecim niespodziewanie i arbitralnie wciągniętym w pomaganie w rozwiązaniu problemu, za który nie ponosi odpowiedzialności. Apple jest ściśle związana z barierami na zablokowanym iPhonie Farooka, ponieważ Apple specjalnie zaprojektowała iPhone'a tak, by stworzyć te bariery - czytamy w dokumencie przedstawionym przez FBI.
Ciekawe odkrycie.
W dokumencie FBI czytamy też, że Apple jest jedną z najbogatszych firm, zatem spełnienie nakazu nie będzie dla niej dużym obciążeniem. Poza tym...
- Nawet ten skromny ciężar jest w dużej mierze rezultatem decyzji Apple by projektować i sprzedawać telefon niemal odporny na nakazy - czytamy w dokumencie.
Czytając cały dokument FBI można mieć mieszane uczucia. Miejscami są tam argumenty bardzo merytoryczne, ale inne jego elementy to czysta propaganda przeciwko szyfrowaniu. FBI przekonuje, że skoro tworzysz dobre zabezpieczenia to automatycznie masz ponosić wszelkie niedogodności by otwierać te zabezpieczenia na życzenie władz.
Zarówno Apple jak i FBI zdają sobie sprawę, że walka o szyfrowanie toczy się teraz na trzech obszarach. Pierwszym jest obszar technologiczny, drugim jest obszar prawny. Trzecim obszarem jest wpływanie na opinię publiczną. FBI trzyma się argumentacji, że wcale nie chodzi o walkę z szyfrowaniem i właściwie to nie jest taka wielka sprawa, a Apple robi problemy właściwie bez przyczyny. Tymczasem Apple stara się przekonać, że przegrana w tej jednej sprawie uczyni wszelkie zabezpieczenia słabymi. Nasuwa się pytanie, czy obie strony nie przesadzają?
Przedstawiciel Apple Eddy Cue w wywiadzie dla hiszpańskojęzycznej telewizji Univision powiedział, że pewnego dnia władze mogą poprosić o dostęp do mikrofonów lub kamer w urządzeniach przenośnych. Cue zasugerował też, że z czasem władze będą chciały takich środków, by walczyć z nadużyciami podatkowymi albo z nielegalną imigracją (zob. The Register, What's next? FBI telling us to turn iPhones into pocket spy bugs? It'll happen, says Apple exec).
Eddy Cue ma nieco racji. Różne formy inwigilacji są wprowadzane stopniowo, zwykle w celu walczenia z poważnymi przestępstwami - terroryzmem, pedofilią. Potem zwykle okazuje, że prawo jest nieszczelne i pozwala na inwigilowanie w mniej ważnych sprawach. Jest to pokusa dla każdej władzy.
Niezależnie od powyższego można wątpić, czy inwigilacyjne zagrożenia naprawdę zaczynają się od sprawy Apple. Tak naprawdę przesadna inwigilacja jest bardziej złożona, a jej wdrażanie jest procesem angażującym polityków i społeczeństwo. Sprawa Apple oczywiście jest dobrą okazją do dyskusji, ale nie jest przełomem samym w sobie. Apple przekonuje o wadze swojej sprawy bo walczy o przychylność opinii publicznej. FBI robi dokładnie to samo.
Sąd będzie miał niezły orzech do zgryzienia. Kolejne przesłuchanie odbędzie się 22 marca.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|