Niewysoka frekwencja to nie tylko polska przypadłość. W Stanach Zjednoczonych nie wszystkie wybory cieszą się taką popularnością, jak prezydenckie. Czy zachęty ze strony serwisów społecznościowych będą w stanie to zmienić?
Dzisiaj w Stanach Zjednoczonych odbywają się wybory do Kongresu - do obsadzenia są 34 miejsca w Senacie (na 100) oraz wszystkie 435 w Izbie Reprezentantów. Powszechnie oczekuje się, że Demokraci (partia prezydenta Baracka Obamy) stracą większość w obu izbach. Frekwencja, według różnych szacunków, ma wynieść około 40 procent. Do zagospodarowania jest więc spora liczba Amerykanów.
Obozy obu głównych partii - Demokratów i Republikanów - mobilizują przede wszystkim swoich wyborców. Służyć to będzie wyższej frekwencji, głównym celem jest jednak przechylenie szali zwycięstwa na własną stronę. W działania bardziej ogólne zaangażowały się najpopularniejsze serwisy społecznościowe - Facebook i Twitter.
Ten pierwszy od rana przypomina swoim amerykańskim użytkownikom o tym, że czas iść głosować. Specjalna aplikacja pozwala zlokalizować najbliższe miejsce, gdzie można oddać głos. A już od godziny 16 czasu pacyficznego podawane będą pierwsze wyniki wyborów do Kongresu - informuje ReadWriteWeb. Są spore szanse na zmobilizowanie znaczących grup osób zwykle niegłosujących. Teraz bowiem zaangażował się sam serwis.
Twitter z kolei raczej współpracuje z innymi mediami w zakresie informowania o wyborach, niż realizuje własne pomysły. Nie ma zachęcania do wzięcia w nich udziału.
Wybory w serwisach społecznościowych nie są czymś nadzwyczajnym. Zazwyczaj jednak to kandydaci byli tymi, którzy je wykorzystywali - z różnym skutkiem - by zdobyć poparcie wyborców. Jednak np. podczas tegorocznych wyborów do brytyjskiej Izby Gmin tamtejsza komisja wyborcza posłużyła się Facebookiem do zachęcenia Brytyjczyków do oddania głosów.
Artykuł może zawierać linki partnerów, umożliwiające rozwój serwisu i dostarczanie darmowych treści.
|
|
|
|
|
|
|
|
Stopka:
© 1998-2025 Dziennik Internautów Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone.