Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Digg - pierwszy bunt użytkowników

04-05-2007, 11:01

Użytkownicy serwisów Web 2.0 mogą się zbuntować przeciwko dostawcy ulubionej usługi, o czym przekonali się twórcy serwisu Digg. Punktem zapalnym do sporu był pewien klucz służący do obejścia zabezpieczeń DRM. Twórcy Digg uznali, że nie powinno się go publikować w ich serwisie. Użytkownicy byli innego zdania i wiedzieli jak dopiąć swego.

robot sprzątający

reklama


Krótka historia rewolucji


Cała historia ma swój początek jeszcze w ubiegłym roku, kiedy to na forum doom9.org użytkownik posługujący się pseudonimem muslix64 zamieścił link do kodu źródłowego pozwalającego na obejście zabezpieczeń niektórych płyt HD DVD, czyli płyt DVD nowej generacji.

Potem inny cracker - Arnezami - opublikował crack służący do odzyskiwania tzw. klucza sprzętowego (ang. processing key) z odtwarzacza HD DVD. Pozwoliło to na takie rozszerzenie kodu opracowanego przez muslix64, dzięki któremu możliwe stało się złamanie zabezpieczeń każdego dysku DVD nowej generacji.

Oczywiście informacje o tym dokonaniu szybko rozbiegły się po Sieci i 1 maja trafiły na popularny serwis społecznościowy Digg.com. Wpisy zawierające 16-bajtowy ciąg znaków pozwalający na ominiecie zabezpieczeń DRM zostały jednak zauważone przez organizację MPAA, która zażądała, aby moderatorzy Digg usunęli wszystkie takie wpisy. Oczywiście przedstawiciele Digg tę prośbę spełnili i tutaj zaczęły się ich kłopoty.

Społeczność nie chciała zgodzić się na "cenzurę", więc zaczęli masowo tworzyć wpisy zawierające "zakazany" ciąg znaków (09 f9 11 02 9d 74 e3 5b d8 41 56 c5 63 56 88 c0). Klucz pojawiał się w treściach wpisów, w aliasach URLi, tytułach postów, opisach obrazków, treści obrazków itd. Społeczność szybko wykopywała wszystkie wpisy związane z kluczem. Oczywiście moderatorzy nie mogli wygrać z rozwścieczonym, internetowym tłumem. Efektem rewolty było wyłączenie serwisu na 10 minut.

Każdy kij ma dwa końce


To chyba pierwszy przypadek takiej "rewolucji" w świecie Web 2.0. Użytkownicy wykorzystali swoją siłę aby kolektywnie wystąpić przeciwko dostawcom popularnego serwisu. Teraz w Sieci znajdziemy bardzo wiele komentarzy tej sprawy i uczciwie trzeba powiedzieć, że każdy kij ma dwa końce i każda strona sporu ma trochę racji.

Z jednej strony mamy użytkowników, którzy czują się oszukiwani przez wytwórnie filmowe i chcieliby mieć prawo do wolnego kopiowania filmów, które sami zakupili. Rozwiązania DRM z pewnością nie tylko chronią własność intelektualnej, ale mogą być również utrudnieniem dla legalnych użytkowników, o czym może świadczyć choćby sposób "załatania" skompromitowanego systemu AACS. Użytkownicy chcą też mieć prawo do nieskrępowanego informowania się nawzajem o pewnych wydarzeniach w Sieci i jest to zrozumiałe.

Z drugiej strony pod tych użytkowników podpinają się tacy, którzy najzwyczajniej nie chcą płacić za filmy lub piraci gotowi do zarabiania na ich nielegalnej sprzedaży. W tym kontekście działania MPAA jako organizacji mającej na celu ochronę interesów twórców również są zrozumiałe.

Jest wreszcie serwis Digg.com, który aby działać musi spełniać pewne wymagania prawne. Jego twórcy tłumaczyli na swoim blogu, że ich celem nie było "cenzurowanie" ale uchronienie się przed konsekwencjami prawnymi. To też zrozumiałe, gdyż MPAA można się bać. Ta organizacja podobnie jak RIAA znana jest z bezpardonowych sposobów działania.

Kup pan koszulkę!


Teraz wydaje się, że "rewolucja na Digg" nazywana też "pierwszą elektroniczną rewolucją" lub "Digg HD DVD Night" miała swoje dobre i złe strony. Właściwie udało się pokazać, że internautów nie da się ocenzurować. Pokazano także, że użytkownicy serwisów Web 2.0 są naprawdę aktywni i nie ograniczają się do generowania treści, na której właściciele tych serwisów zarabiają. W wielu serwisach gdzie komentowano sprawę, podkreślano właśnie ten aspekt sprawy.

Inni komentatorzy zauważyli, że "automatyczne" wykopywanie przez użytkowników postów z "zakazanym" ciągiem znaków stworzyło korzystną sytuację dla spamerów, którzy oczywiście wykorzystali zapał tłumu i wypromowali nieco swoje strony umieszczając obok klucza linki do własnych stron. Pojawiły się również oferty sprzedaży domen zawierających ten charakterystyczny ciąg znaków, a nawet koszulki z takimi nadrukami. Walka z firmami, które chcą "tylko zarabiać" w pewnych miejscach przekształciła się w okazję do zarobku dla innych.

Dla czytelników bardziej zainteresowanych całą sprawą zamieszczamy poniżej linki do niektórych blogów i serwisów polsko- i angielskojęzycznych, w których sprawę opisano.

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Następny artykuł » zamknij

Wirtualna Polska mobilnie