Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Co drugi piracki film kinowy pochodzi z Kanady?

04-05-2007, 19:56

50 proc. nielegalnych "kinówek", które trafiają następnie do sieci p2p, nakręcanych jest w Kanadzie - twierdzi sześciu największych hollywoodzkich producentów, rozpoczynając tym samym nową ofensywę wymierzoną w kanadyjskich polityków.

Przedstawiciele wytwórni Time Warner, Viacom, Fox, NBC Universal, Disney oraz Sony zarzucają Kanadyjczykom, iż tolerują oni rozwój "zorganizowanego rynku przestępczego" w swoim kraju, stając się prawdziwym rajem dla piractwa.

To właśnie tutaj mają powstawać kopie, które jeszcze przed oficjalną premierą trafiają na ulice miast w Chinach lub Filipinach, a także do sieci p2p. Zdaniem amerykańskich producentów, Montreal stał się światowym centrum piractwa, które dla gangsterów jest bardziej dochodowe nawet od handlu narkotykami.

Szef dystrybucji 20th Century Fox Bruce Snyder powiedział, że jeśli politycy kanadyjscy nie zrobią niczego, aby zahamować rosnący problem piractwa, to Hollywood to uczyni. Nie sprecyzował jednak, co dokładnie ma na myśli.

Negatywnie o Kanadzie wypowiedziały się również koncerny komputerowe - Apple i Microsoft. Zabiegały one nawet, aby sąsiada Stanów Zjednoczonych umieścić na głównej czarnej liście krajów tolerujących łamanie praw autorskich. Ostatnią rzeczą jednak, jakiej Waszyngtonowi w ostatnim czasie brakuje, to wojna handlowa z Kanadą, dlatego też znalazła się ona na liście o niższym priorytecie, m.in. obok Polski.

Zmasowana krytyka nie jest tutaj przypadkowa. Amerykańskie lobby już od dłuższego czasu wywiera naciski na władze kanadyjskie, aby zaostrzyły one swe prawo autorskie na wzór amerykańskiego.

Tak naprawdę nie wiadomo do końca, na czym branża filmowa opiera swe oskarżenia. Dr Michael Geist z uniwersytetu w Ottawie, zajmujący się problematyką e-prawa, przytoczył sprzeczne dane podawane przez branżę filmową, gdzie oskarżano Kanadę o odpowiedzialność za 20, 30 albo 40 proc. nielegalnych "kinówek". Rozbieżności wskazywać mogą tylko na to, że wiarygodnymi danymi nikt nie dysponuje...

Tymczasem, według innych badań, w samym tylko Nowym Jorku nagrywanych jest 40 proc. kinówek. Opierając się na tych wynikach można stwierdzić, że wytwórnie filmowe nie zdołały więc rozwiązać problemu piractwa nawet na lokalnym podwórku.

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *