Duże firmy automatycznie wykrywają materiały pedofilskie na serwerach, ale ostatecznie musi je sprawdzić człowiek. Dwóch byłych pracowników Microsoftu pozwało giganta w związku ze skutkami zdrowotnymi takiej pracy.
reklama
Wszyscy się zgadzamy, że pedofilię trzeba ścigać i usuwać. W tym celu firmy takie jak Microsoft i Google wdrożyły technologie wykrywania pedofilskich obrazków w e-usługach. W roku 2014 opisywaliśmy, jak Google wykrył pedofilskie zdjęcie na Gmailu, a Microsoft namierzył pedofila skanując pliki na koncie OneDrive.
Wykrycie podejrzanych obrazków przez automat nie powoduje interwencji. Microsoft przyznaje, że po wykryciu obrazka "specjalnie przeszkolony pracownik" usuwa go i zgłasza sprawę do National Center for Missing & Exploited. Wydaje się to rozsądną procedurą, ale jednak jakiś człowiek musi przeglądać te wszystkie obrazki będące śladami najgorszych ludzkich wynaturzeń.
Dwóch takich ludzi - Henry Soto i Greg Blauert - pozwało Microsoft w związku z tym, że firma nie zapewniła im ochrony przed skutkami zdrowotnymi oglądania najbardziej "pokręconych" rzeczy w sieci. Pozew oraz historie tych ludzi zostały opisane przez The Daily Beast.
Obaj mężczyźni twierdzili, że mieli dostęp do podglądu komunikatów użytkowników usług Microsoftu. Ich zdaniem było wyszukiwanie obrazków pedofilskich oraz takich, które mogły dowodzić popełnienia przestępstw. Henry Soto twierdzi, że do tych zadań został przydzielony "niedobrowolnie" i powiedziano mu początkowo, że będzie wyszukiwał "naruszeń regulaminu".
Soto musiał oglądać dowody okropnych przestępstw seksualnych oraz przemocy. Nie miał pojęcia jaki może być wpływ tych obrazów na jego psychikę. Nikt nie ostrzegał go przed zespołem stresu pourazowego. Z czasem zaczął miewać koszmary i problemy przed snem. Zaczął się bać własnej pracy. Po ujrzeniu filmu przedstawiającego wykorzystanie i morderstwo dziecka u Soto pojawiły się omamy słuchowe.
Greg Blauert miał podobne problemy. Gdy zaczął się na nie skarżyć, pracodawcy radzili mu... wychodzić wcześniej z pracy. Potem, gdy pracownik zwrócił się do przełożonych o pomoc, usłyszał porady dotyczącą spacerów, robienia przerw na papierosa oraz... nakierowania swoich myśli na inne rzeczy poprzez granie w gry wideo.
Podobno Soto i Blauert próbowali coś zmienić w swoim wydziale, namawiając przełożonych na zorganizowanie spotkań z psychologiem oraz podjęcie innych działań zapobiegających negatywnym skutkom pracy. Propozycje, które padły już w roku 2007 miały być zignorowane. Z czasem obaj mężczyźni odeszli z pracy. Soto próbował pracować w innym dziale, ale podobno przychodzili do niego koledzy z pytaniami o niedozwolone treści.
Zobacz także: Uleczyć traumę . 12- stopniowy program wychodzenia z traumyAutor książki jest zdania, że każdy z nas posiada naturalne sposoby, które pozwalają uwolnić się od traumy, pomaga je odkryć i dobrze wykorzystać. .* |
Trudno oceniać całą tę sytuację wyłącznie na podstawie pozwu jednej strony. Trzeba jednak przyznać, że mocno daje ona do myślenia. Z pewnością na kontakt z szokującymi treściami narażeni są nie tylko pracownicy pewnych firm, ale także policjanci, którzy zajmują się ściganiem przestępstw seksualnych i tych związanych z przemocą. Czy są oni objęci wystarczającą opieką psychologiczną? Czy ktoś ogranicza czas spędzany na analizie takich materiałów? To jest całkiem dobre pytanie.
Opisanie tej sprawy uznaliśmy za istotne, aby zwrócić uwagę na problem. Jeśli chcesz coś dodać w tej kwestii, skontaktuj się z autorem - mmaj(at)di24.pl.
Czytaj także: Google wykrył pedofilskie zdjęcie na Gmailu i dał cynk policji
* - Linki afiliacyjne. Kupując książki poprzez te linki wspierasz funkcjonowanie redakcji Dziennika Internautów.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Sephora z nową aplikacją mobilną, a Fachowcy.pl z ofertą obligacji. Przegląd e-biznes - 13.01.2017
|
|
|
|
|
|