Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Pierwsze od dwóch dekad wybory do parlamentu Birmy to ważne wydarzenie na arenie politycznej. Wątpliwe jest jednak, by społeczność międzynarodowa mogła obserwować ich przebieg - kraj został odcięty od internetu. Oficjalnie w wyniku ataku.

7 listopada w Birmie odbędą się pierwsze od 20 lat wybory parlamentarne. Wojskowy reżim zgodził się na ich przeprowadzenie głównie pod naciskiem społeczności międzynarodowej. Cały świat będzie się bacznie przyglądał elekcji, jednak z zagranicy. Władze nie dopuściły bowiem ani zagranicznych dziennikarzy, ani obserwatorów międzynarodowych. 20 lat temu wybory wygrała Narodowa Liga na Rzecz Demokracji Aung San Suu Kyi, jednak ówczesne władze ich nie uznały.

>> Czytaj także: W proteście atakują rządowe serwisy internetowe 

Tymczasem kraj został odcięty od internetu. Przynajmniej oficjalnie powodem jest zmasowany atak typu DDoS. Został on zapoczątkowany prawdopodobnie 25 października, obecnie paraliż obejmuje już jednak cały kraj - podaje BBC News. Od razu pojawiły się podejrzenia, że władze położonego w południowo-wschodniej Azji państwa chcą uniemożliwić przepływ informacji online, co w połączeniu z niewpuszczeniem zagranicznych obserwatorów utrudniłoby kontrolę wyborów.

Według specjalistów z Arbor Networks ruch na łączach z zagranicą jest obecnie nawet kilkaset razy większy niż maksymalny do utrzymania bez zakłóceń. Ogromne problemy z łącznością są także wewnątrz Birmy. Atak wydaje się być poważniejszy niż te na Estonię czy Gruzję sprzed kilku lat.

W wyborach startuje około 3 tysięcy kandydatów, w 2/3 reprezentujących partie rządzącej junty wojskowej. Reprezentują oni 37 partii. Do udziału w wyborach uprawnionych jest około 29 milionów osób.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: BBC News