Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Nawet 100 milionów dolarów rocznie tracić mają autorzy książek na cyfrowym piractwie. W liście do jednej z komisji kongresy domagają się zmian w prawie, które poprawią ich sytuację materialną.

W Komisji ds. Sądownictwa Izby Reprezentantów amerykańskiego Kongresu trwa właśnie przegląd Digital Millennium Copyright Act pod kątem zwiększenia efektywności ustawy w walce z piractwem internetowym. Głos w tej sprawie postanowiła zabrać Gildia Autorów, pisząc list do przewodniczącego komisji oraz jej członków.

Zaczyna go od stwierdzenia, że dochody autorów znajdują się na równi pochyłej, czego głównym powodem jest spadek ochrony praw autorskich oraz skumulowany efekt piractwa internetowego. Gildia przytacza szacunki Amerykańskiego Związku Wydawców z roku 2012 mówiące o stratach branży wydawniczej wynoszących 80-100 milionów dolarów rocznie. Sama Gildia powołuje się na wyniki własnego sondażu, z którego ma wynikać, że 67 proc. zrzeszonych autorów zarabia poniżej poziomu ubóstwa. Mediana dochodów ma z kolei wynosić 8 tysięcy dolarów rocznie, co ma oznaczać 24-procentowy spadek w stosunku do roku 2009, gdy na rynku pojawiły się elektroniczne książki.

Jednocześnie zaznacza ona, że większość autorów nie oczekuje, że staną się bogaci dzięki pisaniu. Piszą, by informować, edukować i dostarczać rozrywki, stanowiąc ważny element kultury. Ale by móc to robić, muszą mieć za co utrzymać siebie i rodziny. Nie sposób się nie zgodzić z taką argumentacją. Czy jednak całą winę za złą sytuację części autorów należy zrzucać na negatywną stronę cyfrowej rewolucji?

Faktem jest, że nie brak miejsc, w których za darmo można uzyskać dostęp do (normalnie płatnych) książek. Stykamy się tutaj jednak z dokładnie takim samym problemem, jak w przypadku muzyki czy filmów - czy gdyby takich miejsc nie było, to czy dokładnie taka sama liczba książek zostałaby kupiona w księgarniach lub bezpośrednio w wydawnictwach? W przypadku filmów i muzyki takiej zależności nie ma, choć naturalnie częściowo mamy do czynienia ze stratami. Ich wielkość jest jednak niewiadomą.

Po drugie otwartym pozostaje kwestia ilości pisarzy. Dzisiaj praktycznie każdy może napisać powieść czy zbiór opowiadań i samodzielnie wydać jedynie w wersji cyfrowej. Jest więc większa konkurencja. Nierzadko dla takich osób pisanie jest odskocznią od codzienności i faktycznie może im nie zależeć na tym, by zarabiać krocie na pisaniu, choć pewnie takie osoby do Gildii Autorów nie należą.

Po trzecie jakość. Pisarze różnią się między sobą stylem pisania, a więc także i jakością. Trudno oczekiwać w takiej sytuacji, by wszyscy zarabiali podobnie. Jedni piszą wciągające powieści, a inni nie. Gildia nie skupia tylko tych najlepszych. Jest też kwestia tematyki. Większą sprzedaż osiągną ci pisarze, którzy nastawiają się na rynek masowy (powieści kryminalne czy romanse sprzedają się wcale nieźle), niż ci, którzy poruszają tematykę niszową.

Ale wróćmy do listu. Gildia uważa, że należy zaostrzyć obecnie obowiązujące prawo, by podmioty naruszające własność intelektualną nie mogły bez końca korzystać z immunitetu wynikającego z tzw. bezpiecznej przystani (ang. safe harbour). Wskazuje ona między innymi sklep Google Play jako miejsce, gdzie piraci bez problemu mogą sprzedawać e-książki. Mało tego, wyniki wyszukiwania także mają kierować do takich miejsc.

Gildia podnosi, że dzięki klauzuli o bezpiecznej przystani giganci internetu zarabiają - dostają bowiem prowizje od pirackiej sprzedaży czy też wpływy z reklam. Ich zdaniem nieefektywny jest zapis mówiący o tym, że we wniosku o usunięcie konkretnego dzieła trzeba podać konkretny adres, pod którym się on znajduje. Jeśli natychmiast pojawi się on gdzieś indziej, konieczne jest złożenie kolejnego wniosku. Przypomina to trochę zabawę w kotka i myszkę.

Takie działanie prawa ma szczególnie uderzać w indywidualnych twórców, którzy nie mają ani czasu, ani środków na ciągłe monitorowanie sieci i wysyłanie wniosków. Gildia zauważa, że możliwości takie mają dostawcy internetu - mogą bez problemu zidentyfikować pirackie treści i je zablokować. Zdaniem gildii to te firmy powinny ponosić główny ciężar walki z negatywnym zjawiskiem.

Gildia domaga się więc od Kongresu takich zmian w prawie, by zapisy o bezpiecznej przystani spełniały założoną funkcję - by faktycznie chroniły dostawców internetu od odpowiedzialności za naruszenia prawa dokonywane przez pojedynczych użytkowników, ale tylko w sytuacji, gdy firmy te będą współpracować z posiadaczami praw autorskich w zakresie usuwania treści je naruszających.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca

              *              

Źródło: The Authors Guild