Amerykański wywiad zbiera ok. 1,6% informacji przesyłanych w internecie, a tylko mała tego część jest uważnie przeglądana - ujawniła Agencja Bezpieczeństwa Narodowego. Pytanie tylko, czy nie dało się tego ujawnić przed wyciekami Snowdena?
reklama
Przed ostatnim weekendem prezydent Barack Obama zorganizował konferencję prasową, w czasie której po raz kolejny bronił praktyk Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA).
Prezydent przekonywał, że kongres ma wystarczającą kontrolę nad wywiadem i politycy byli informowani o tym, co się dzieje. Poza tym twierdził, że już wcześniej miał zamiar ujawnić więcej informacji o NSA i wzywał do przeglądu działań służb, jeszcze zanim ujawniono dokumenty zebrane przez Snowdena. Pod tym tekstem znajdziecie nagranie konferencji, jeśli interesują Was szczegóły.
O wiele ciekawsze wydaje się to, co w tym samym czasie opublikowała NSA. Wydała ona 7-stronicowy dokument opisujący misję i działania NSA. W nim również jest wzmianka o tym, że w maju 2013 r. Prezydent wezwał do przeglądu działań wywiadu.
Zadziwiające jest samo wydanie tego rodzaju dokumentu. NSA nigdy nie była instytucją otwartą na komunikowanie czegoś obywatelom. W samym dokumencie znajdują się pewne ciekawostki m.in. na temat zakresu i skali zbierania danych w internecie.
NSA twierdzi, że każdego dnia w internecie przesyła się ok. 1826 petabajtów informacji. NSA "dotyka" tylko 1,6% tych informacji. Z tego ok. 0,025% jest przeznaczane do przeglądania. Ostatecznie analitycy wywiadu przeglądają "tylko" 0,00004% informacji przesyłanych w internecie - tak przynajmniej twierdzi NSA.
NSA twierdzi też, że nie współpracuje z zagranicznymi wywiadami w taki sposób, aby zlecać tym wywiadom robienie czegoś, do czego sama NSA nie byłaby uprawniona. W tym kontekście trzeba przypomnieć wycieki na temat szpiegowania polityków z państw sojuszniczych. Oczywiście NSA nie zaprzecza, że w ogóle współpracuje z zagranicznymi wywiadami. Agencja przyznaje nawet, że współpraca jest bardzo owocna.
Dokument wspomina też o procedurach minimalizowania zbierania danych, szczególnie dotyczących osób z USA. Ponadto NSA przekonuje, że jej personel sam może zgłaszać nadużycia i uruchamiane są procedury, które mają te nadużycia wyeliminować.
Czy dokumenty i oświadczenia NSA mówią prawdę? Nawet jeśli tak, to trzeba przyznać, że ujawnienie tych informacji następuje zbyt późno. Czy NSA nie mogła wcześniej oświadczyć, że filtruje 1,6% internetowego ruchu? Czy nie można było wcześniej ujawnić, że inwigilowani są nie tylko podejrzani, ale również ich znajomi i znajomi znajomych? Czy nie dało się ujawnić skali zbierania billingów?
Oczywiście ujawnienie tych rzeczy wcześniej spowodowałoby jakiś odzew, być może przykry dla NSA, ale z pewnością nie tak przykry jak wycieki Snowdena. Dziś NSA może sobie ujawniać, co chce, ale ludzie będą bardziej wierzyć prasie, która często przedstawia tylko pojedyncze slajdy z komentarzem zawierającym więcej domysłów niż faktów.
Wycieków Snowdena nie da się już cofnąć, ale z całego zamieszania NSA może wyciągnąć ciekawe wnioski. W XXI wieku po prostu nie można liczyć na to, że "nikt się nie dowie".
Poniżej nagranie z konferencji Baracka Obamy.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|