EU-US Privacy Shield - tak nazywa się nowe rozwiązanie, które ma pozwolić na przekazywanie danych osobowych z UE do USA. To bardzo istotne dla firm takich jak Facebook czy Google. Obrońcy prywatności twierdzą jednak, że będzie to prowizorka, która nawet firmy będzie trzymać w niepewności.
reklama
Przypomnijmy dlaczego zaistniała potrzeba wypracowania nowego porozumienia w sprawie przekazywania danych z UE do USA. Wcześniej przez kilkanaście lat dane osobowe były przekazywane dzięki decyzji Komisji Europejskiej, która uznała Stany Zjednoczone za kraj zapewniający odpowiedni poziom ochrony danych (tzw. program Safe Harbour). Niestety w październiku ubiegłego roku, w wyniku skargi Maksa Schremsa, Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że ta decyzja jest nieważna. To był słynny przełomowy wyrok w sprawie Safe Harbour.
Trybunał podważył program istotny dla Facebooka, Google, w ogóle istotny dla całej transatlantyckiej e-gospodarki. Za oceanem wyrok porównano nawet do przecinania podmorskich kabli. Zaszła potrzeba szybkiego wypracowania nowych rozwiązań.
Wczoraj Komisja Europejska poinformowała o wypracowaniu nowego rozwiązania określanego jako "EU-US Privacy Shield". Zdaniem Komisji mocniej zobowiąże ono amerykańskie firmy do chronienia prywatności Europejczyków.
Nowa "tarcza prywatności" składa się z następujących elementów.
Komisarz Věra Jourová mówiła wczoraj o tym, jak to nowa "tarcza" zapewni Europejczykom ochronę praw podstawowych. Komisarz Andrus Ansip zapewniał, że decyzja ułatwi także budowanie jednolitego rynku cyfrowego. Radość z nowych zasad wyraziły organizacje branżowe takie jak BSA czy BusinessEurope. Nie należy jednak myśleć, że sprawa jest całkiem załatwiona.
Swoją opinię w tej sprawie ma dopiero wyrazić Grupa Roboczą Art. 29 zrzeszająca europejskich inspektorów ochrony danych. Będą też ustalenia z przedstawicielami państw członkowskich, a strona amerykańska też musi poczynić odpowiednie przygotowania ze swojej strony.
Podczas gdy Komisja Europejska mówi o wielkim osiągnięciu, obrońcy prywatności mówią o rozwiązaniu słabym i prowizorycznym.
Australijski aktywista Max Schrems, dzięki któremu zapadł wyrok ws. Safe Harbour, wydał wczoraj swój własny komunikat na temat nowej "tarczy". Podkreślił w nim, że Komisja Europejska chce ustalić nowe zasady dzięki systemowi listów podpisanych przez wysokiej rangi urzędników amerykańskich.
- Z całym szacunkiem, ale kilka listów od ustępującej administracji Obamy w żaden sposób nie może być prawną podstawą gwarantującą prawa podstawowe 500 mln europejskich użytkowników na długi czas, kiedy w USA istnieje prawo jednoznacznie pozwalające na masową inwigilację (...) Wątpię czy Europejczyk będzie mógł wejść do amerykańskiego sądu i bronić swoich praw podstawowych powołując się na list od kogoś (...) To nie zapewni również prawnej pewności dla firm - stwierdził Schrems.
Podobnego zdania jest organizacja European Digital Rights.
- Król próbuje przymierzyć nowe szaty - powiedział przedstawiciel EDRi Joe McNamee - Europejczycy i firmy po oby stronach Atlantyku muszą zmierzyć się z rozciągniętym okresem niepewności, czekając aż ta prowizorka runie.
EDRi zwróciła uwagę na to, że strona amerykańska nie wydaje się traktować europejskich obaw bardzo poważnie. W prawie amerykańskim ciągle mogą funkcjonować rozwiązania, które każą wątpić w troskę o prawa Europejczyków. W czasie spotkania w Parlamencie Europejskim komisarz Jourová była pytana m.in. o wady Judicial Redress Act, ale nie wydaje się, by właściwie odpowiedziała na zastrzeżenia. Nawet jeśli wypracowane teraz zasady są jakimś krokiem do przodu to otwarte pozostaje pytanie, czy nie należało zrobić dwóch lub trzech kroków.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|