Polecenie ujawnienia "treści wiadomości tekstowych" miała wydać Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu prowadząca śledztwo w sprawie dwóch dziennikarzy - donosi Gazeta Wyborcza. Jeśli to prawda, to znaczy, że polskie służby mogą naruszać naszą prywatność na niezwykłą skalę, wykraczającą poza możliwości, jakie powinna dawać i tak kontrowersyjna retencja danych.
reklama
Dziennik Internautów często poruszał temat retencji danych, czyli przechowywania informacji o wykonywanych przez nas połączeniach telefonicznych. Te dane są następnie udostępniane na każde żądanie służb specjalnych, policji, prokuratury i sądów.
Retencja danych w Polsce jest kontrowersyjna, bo służby mają zbyt swobodny dostęp do zachowanych danych, bez kontroli sądu lub prokuratora, na podstawie specjalnego interfejsu. Rząd dostrzegł ten problem po rozmowach z internautami i blogerami, a obowiązujące przepisy są krytykowane m.in. przez Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego.
Teraz jednak okazuje się, że może dochodzić do sytuacji, kiedy służby uzyskują dostęp do danych nieobjętych retencją. W przypadku sieci telefonicznych dane objęte retencją to np. numer telefonu, czas połączenia czy stacje przekaźnikowe, w zasięgu której znajdowali się wykonujący i odbierający połączenie. Służby nie powinny mieć natomiast dostępu do treści SMS-ów... teoretycznie.
W czwartek Rzeczpospolita i TVN 24 podały, że prokuratura sprawdzała kontakty telefoniczne dwóch dziennikarzy - Cezarego Gmyza i Macieja Dudy. To samo w sobie jest niepokojące, bo retencja danych stała się narzędziem do ustalania dziennikarskich źródeł.
Dziś Gazeta Wyborcza podaje, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu w postanowieniu z 10 stycznia 2011 roku wydała polecenie przekazania nie tylko wykazu połączeń, ale także "treści wiadomości tekstowych".
GW zwraca uwagę na to, że operatorzy telekomunikacyjni nie kontrolują danych pobieranych przez służby. Po prostu zakłada się, że służby robią to zgodnie z prawem. Treść SMS-ów nie jest przechowywana w formie tekstu, ale jest to przekaz informatyczny, który da się odczytać za pomocą specjalnego programu, po uprzednim pobraniu danych z serwera operatora. Technicznie pobieranie treści SMS-ów przez służby jest możliwe.
- Jeśli hipoteza ta jest zgodna z prawdą, to służby specjalne, sięgając bez zgody sądu po treści SMS-ów czy e-maili, po prostu łamią prawo. Dane te bowiem objęte są tajemnicą komunikacyjną i na ich udostępnienie zgodę wyrazić musi sąd - komentuje Fundacja Panoptykon, która zajmuje się problemami społeczeństwa nadzorowanego.
Doniesienia GW powinny więc wywołać kolejne śledztwo, tym razem dotyczące działań służb. To wszystko nie oznacza jednak, że prawo dotyczące retencji danych nie wymaga zmian. Można odnieść wrażenie, że charakter retencji danych w Polsce przyzwyczaił służby do swobodnego wtykania nosa w sprawy obywateli. Rodzi to problem natury mentalnej. Polskie służby powinny zrozumieć (a chyba nie rozumieją), że dane telekomunikacyjne są wrażliwe i nie można do nich zaglądać tak samo, jak zagląda się do rozkładu jazdy autobusów czy menu w restauracji.
Więcej w Gazecie Wyborczej, w tekście Ewy Siedleckiej pt. Zaglądają nam w SMS-y?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|