Zestaw praktyk, które powinny przyjąć serwisy hostingowe w celu walki z naruszeniami praw autorskich, opracował i ogłosił serwis Rapidshare. Niektóre propozycje są rozsądne, ale Rapidshare chce poświęcić nawet prywatność użytkowników na rzecz walki z piractwem.
Zazwyczaj internetowe piractwo kojarzy się z P2P, ale ostatnio na celowniku wydawców znalazły się tzw. cyberlockery, czyli serwisy umożliwiające przechowywanie swoich plików w sieci. Przemysł praw autorskich doprowadził już do zamknięcia Megaupload, trwa też proces przeciwko Hotfile.
Ciekawie na tym tle wygląda serwis Rapidshare. Udało mu się kilkakrotnie udowodnić legalność swoich działań przed sądami w USA i w Niemczech. Firma stojąca za Rapidshare kilkakrotnie deklarowała chęć ograniczenia piractwa w serwisie i podejmowała różne kroki w tym celu, np. ograniczając program partnerski nagradzający internautów za częste pobieranie ich plików.
Najnowszy antypiracki zabieg Rapidshare to ogłoszenie dokumentu opisującego odpowiedzialne praktyki serwisów hostingowych. Przedstawiciele Rapidshare po raz kolejny podkreślili, że piractwo jest ich zdaniem ogromnym problemem. Dokument dotyczy zobowiązań, jakie nakłada sobie Rapidshare, ale jest sformułowany tak, jakby dotyczył praktyk wielu serwisów hostingowych. Z pewnością przedstawiciele Rapidshare chcieliby, aby inne cyberlockery stosowały się do dokumentu.
W ogólności manifest odpowiada założeniom amerykańskiego prawa DMCA, które teoretycznie powinno umożliwiać wydawcom usuwanie treści naruszających prawo autorskie przy jednoczesnej ochronie praw użytkowników i przy ograniczeniu odpowiedzialności e-usługodawców. Niektóre fragmenty budzą jednak wątpliwości.
W dokumencie czytamy, że usługodawcy nie powinni czekać z wyłączeniem konta użytkownika na dowody, że użytkownik ten jest winien naruszenia praw autorskich. Zdaniem Rapidshare konto powinno zostać wyłączone już wtedy, gdy pojawiają się zastrzeżenia ze strony posiadaczy praw autorskich.
Problem w tym, że posiadacze praw autorskich często się mylą. Warner prosił o usuwanie z Hotfile plików, do których nie miał żadnych praw. Potem wytwórnia tłumaczyła, że omyłkowa cenzura była winą maszyn. Inny przykład - Viacom usunął kiedyś z YouTube film opublikowany przez autorkę tego filmu. Potem firma tłumaczyła, że zapomniała, iż nie miała praw na wyłączność do tego filmu.
W końcowej części manifestu da się też przeczytać, że "polityki prywatności powinny stanowić, że dostawca usługi zachowuje prawo do kontrolowania plików osób często naruszających prawa autorskie, lub [plików] osób, które mogą naruszać warunki świadczenia usług".
Ciekawie będzie zobaczyć, jak Rapidshare zrealizuje tę część manifestu. Jeśli użytkownicy zostaną odpowiednio wyraźnie poinformowani o kontrolowaniu plików, będzie to uczciwe. Jeśli natomiast informacja na ten temat będzie ukryta gdzieś głęboko w długiej i nudnej polityce prywatności, nie będzie to całkiem uczciwe.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|