Prawnicy-antypiraci osiągnęli prawdziwe dno. W listach z żądaniami opłat za naruszenia praw autorskich straszą oni, że poinformują wszystkich sąsiadów i rodzinę o tym, że dana osoba jest podejrzana o naruszanie praw autorskich do filmów pornograficznych.
reklama
To kolejny tekst z cyklu "absurdy własności intelektualnej".
Dziennik Internautów wielokrotnie pisał o prawnikach-antypiratach, którzy wysyłają do internautów informację o tym, że zidentyfikowali ich jako piratów. Następnie prawnicy dają wybór - drogi proces albo ugoda za... powiedzmy 4 tysiące dolarów. W USA, gdzie zjawisko to jest nasilone, wiele osób rozważa "zawarcie ugody", bo procesy i ewentualne kary są bardzo kosztowne.
Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że działanie prawników-antypiratów jest nadużyciem, rodzajem szantażu. Wiele atakowanych osób nie dokonało żadnych naruszeń praw autorskich. Dlatego sąd w Kalifornii wydał ostatnio decyzję przeciwko prawniczej firmie Prenda Law, co otwiera drogę do ukarania prawników-antypiratów.
Mimo decyzji sądu prawnicy-antypiraci będą działać dalej. Spróbują oni podważyć decyzję kalifornijskiego sądu, a poza tym wiedzą, że to może być ostatnia okazja na wyciągnięcie od ludzi jakichkolwiek pieniędzy.
Jednym z najnowszych wcieleń firmy Prenda Law jest organizacja Anti-Piracy Law Group. Jej działanie okazuje się wyjątkowo bezczelne, o czym świadczy treść listów, jakie organizacja wysyła do zastraszanych osób. Antypiraci straszą nie tylko pozwem, ale również poinformowaniem rodziny i sąsiadów internauty o tym, że jest on podejrzany o ściąganie pornografii.
Poniżej fragment listu, który zawiera tę groźbę:
Celem tego etapu jest zebranie dowodów o tym, kto używał Twojego konta internetowego, aby kraść [treści] od naszego klienta. Lista potencjalnych podejrzanych obejmuje ciebie, członków twojego gospodarstwa domowego, twoich sąsiadów (jeśli masz otwarte łącze Wi-Fi) i kogokolwiek, kto mógł odwiedzić twój dom. W najbliższych dniach skontaktujemy się z tymi osobami...
Co więcej, w liście czai się groźba, że w czasie ewentualnego procesu zajdzie potrzeba przeszukania urządzeń, których pozwany używał w pracy. To oczywiście należy odczytać jako zapowiedź poinformowania szefa o tym, że ściągało się porno.
Cytowany powyżej list został opublikowany na blogu Fight Copyright Trolls. Jego kopię znajdziecie również pod tym tekstem. List ma związek z dziwaczną sprawą LW Systems vs Christopher Hubbard, a to jest jeszcze inna fascynująca historia.
Spór pomiędzy firmą LW Systems i panem Hubbardem dotyczy rzekomego hackowania. Sprawa pozornie nie ma związku z piractwem, ale jej uruchomienie pozwoliło prawnikom-antypiratom na otrzymanie nakazu sądowego, dzięki któremu mogli oni uzyskać od operatorów dane internautów kryjące się za adresami IP.
Uzyskanie nakazu odbyło się przy dziwnie dobrej współpracy pozywających i pozwanego. Nikt nie miał obiekcji, więc sąd po prostu wydał dokument. Następnie prawnicy-antypiraci dostali dane osobowe internautów i zaczęli do nich wysyłać listy dotyczące wyłącznie zarzutów rzekomego piractwa (nie hackowania). Możliwe, że było to kolejne nadużycie systemu sądownictwa.
Zdjęcie "efektywnego żebrania" z Shutterstock.com
Opisane wyżej praktyki pokazują, że zjawisko nadużywania praw autorskich osiągnęło prawdziwe dno. Straszenie pozwem to jedno, przed tym można się bronić w sądzie, ale czym innym jest straszenie, że powie się rodzinie i znajomym, że ktoś ściągał porno. Jest to po prostu uderzanie w czyjeś poczucie godności, a wyrządzone w ten sposób krzywdy nie zawsze są do naprawienia przed sądem.
Osobiście zastanawia mnie jedno. Organizacje przemysłu rozrywkowego, takie jak RIAA, MPAA czy IFPI, nigdy nie walczyły z takimi nadużyciami prawa autorskiego. Należy chyba rozumieć, że działalność na granicy szantażu jest tym organizacjom obojętna albo nawet jest im na rękę. Trzeba tu dodać, że w listach prawników-antypiratów pojawiają się odniesienia do działalności RIAA, więc organizacja chyba nie powinna tego ignorować.
Łatwo zrozumieć tę obojętność. Organizacje antypirackie zawsze przytakiwały wszelkiej działalności, która wiąże się z szerzeniem strachu przed konsekwencjami piractwa. Problem w tym, że działalność prawników-antypiratów nie ma już wiele wspólnego z piractwem poza tym, że jest ono jedynie pretekstem do szantażu.
Zobaczmy dokumenty
Poniżej kopia listu prawników-antypiratów z groźbą opowiedzenia wszystkim o ściąganiu porno.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|