3,4% rachunków za internet powinno trafić do twórców jako rekompensata za spadek sprzedaży płyt - uważa belgijska organizacja SABAM, która pozwała w związku z tym trzech dostawców internetu. Absurdalność pomysłu jest porażająca, ale SABAM tak ma.
reklama
To kolejny tekst z cyklu "absurdy własności intelektualnej".
* * *
Belgijska organizacja SABAM to coś w rodzaju naszego ZAiKS. Zajmuje się zbieraniem pieniędzy w imieniu posiadaczy praw autorskich i ma problemy z dostrzeżeniem granic, na których ta działalność powinna się kończyć.
Organizacja poinformowała przedwczoraj, że przed sądem w Brukseli będzie domagać się pieniędzy od największych dostawców internetu w kraju - Belgacom, Telenet oraz Voo. Zdaniem SABAM powinni oni przekazać posiadaczom praw autorskich 3,4% wpływów z opłat ponoszonych przez abonentów, ponieważ usługi internetowe spowodowały spadek sprzedaży fizycznych nośników, a legalne usługi, takie jak iTunes i Spotify, nie są w stanie tego zrekompensować.
Belgijscy operatorzy jeszcze nie skomentowali sprawy, ale trudno im się dziwić. SABAM chce pieniędzy tylko z jednego powodu - bo doszła do wniosku, że dostaje ich za mało. Organizacja nie ma podstawy prawnej, by tych pieniędzy żądać, ale najwyraźniej uznała, że sąd może dla niej taką podstawę ustalić.
W chwili obecnej w prawie krajów UE funkcjonują opłaty za czyste nośniki, nazywane potocznie podatkiem od piractwa. Jeśli kupujesz czystą płytę albo nagrywarkę, część zapłaconej ceny pójdzie do organizacji zarządzających prawami autorskimi. W Polsce z tytułu tych opłat zbiera się miliony złotych. W całej Unii są to miliony euro.
SABAM najwyraźniej chciałaby rozszerzenia tej praktyki na internet. Jest jednak pewien problem. Gdy kupujesz czysty nośnik, można domniemywać, że chcesz coś skopiować na własny użytek i takie kopiowanie jest legalne. "Podatek od piractwa" teoretycznie jest rekompensatą za przysługujące obywatelowi prawo.
Nałożenie "podatku od piractwa" na internet byłoby bardziej problemowe, bo internet wcale nie służy do kopiowania (wbrew temu, co sądzi SABAM). Dla wielu osób jest to środek komunikacji. Nawet jeśli chodzi o rozrywkę, wielu ludzi korzysta tylko z legalnych usług. Gdyby "podatek od piractwa" dotyczył internetu, te osoby płaciłyby podwójnie.
Innym problemem jest słuszność takiego "podatku". Czy telekomy powinny płacić za to, że wytwórnie muzyczne nie potrafią sprzedawać swoich produktów? Organizacja SABAM proponuje właśnie coś takiego.
Nie tylko SABAM ma podobne pomysły. W ostatnim czasie bardzo popularne są propozycje "podatków od internetu", które miałyby nabijać kieszeń twórcom, państwom lub innym osobom z postawą roszczeniową. Proponowano już podatek od internetu na rzecz gazet, podatek od zbierania danych w internecie oraz opłaty od wyszukiwarek za wykorzystane treści. Wszystko sprowadza się do tego, aby zabrać pieniądze spółkom technologicznym w imię przekazania ich komuś innemu, tak dla zasady.
Sama organizacja SABAM znana jest z niezwykłych poglądów. Jej przedstawiciele twierdzili w przeszłości, że czytanie książek dzieciom wymaga opłat za prawa autorskie (to nie żart). Organizacja chciała też wprowadzania cenzury na poziomie dostawców internetu i serwisów społecznościowych, ale Europejski Trybunał Sprawiedliwości ochłodził te zapędy.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|