Policja: Naloty we Wrocławiu to fikcja
Internauci we Wrocławiu czyszczą swoje komputery z plików mp3 i spodziewają się wizyty policjantów. "Policjanci weszli już do ponad stu prywatnych mieszkań" - pisze Gazeta Wyborcza. Tymczasem przedstawiciele policji mówią, że żadnych nalotów nie ma.
W Gazecie Wyborczej ukazał się dziś tekst mówiący o panice internautów we Wrocławiu. Czytamy w nim, że policja odwiedziła ponad sto mieszkań, choć w gruncie rzeczy czytając artykuł trudno określić, czy chodzi o wizyty z ostatnich dni, czy też o sierpniową akcję, w czasie której namierzono 136 osób.
Poproszony przez nas o komentarz nadkom. Artur Falkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu już na wstępie rozmowy telefonicznej zaznaczył, aby najlepiej w ogóle nie używać słowa "naloty", bo żadnych nalotów nie ma.
Nadkomisarz wyjaśnił, że dla Policji nadal głównym celem są nielegalni sprzedawcy na targowiskach i osoby, które zajmują sie piractwem na większą skalę. Jeśli przy okazji postępowania przeciwko takim osobom zajdzie konieczność przeszukania czyjegoś mieszkania, to dopiero wtedy policja się tego podejmuje.
- Wcale nie jest tak, że zakładamy, że wszyscy są przestępcami - tłumaczył Falkiewicz - Natomiast jeśli ktoś złoży do nas doniesienie o działalności pirata, my musimy to sprawdzić. Gdybyśmy tego nie zrobili, byłoby to niepodjęcie czynności służbowych, czyli złamanie prawa.
Przedstawiciel nazwał doniesienia o nalotach "naciąganymi". W chwili obecnej nie odbywa się żadna specjalna akcja w ramach której policjanci mieliby przeszukiwać mieszkania internautów.