Osoby, które niegdyś wspierały firmę Oculus VR, teraz chcą pieniędzy z powrotem. Jaki jest sens finansowania społecznościowego, skoro ostatecznie firma trafia do wielkiego inwestora?
Wczoraj informowaliśmy o tym, że firma Oculus VR, rozwijająca obiecujący system wirtualnej rzeczywistości, zostanie przejęta przez Facebooka. Można to uznać za wielką szansę i można uznać, że projekt ufundowany początkowo przez internautów odniósł niemały sukces.
Nie wszyscy podzielają entuzjazm, a zwłaszcza nie podzielają go osoby, które wcześniej wspierały Oculusa finansowo. Projekt ten korzystał z crowdfundingu, czyli społecznościowego finansowania od internautów. Kampania na Kickstarterze przyniosła mu ponad 2,4 mln dolarów od 9,5 tys. darczyńców.
Dlaczego ludzie dawali na to pieniądze? Oculus promował się jako system "projektowany dla graczy, przez graczy". Wiele osób mogła urzec jego niezależność. Ludzi byli pewni, że wspierają zapalonych twórców czegoś nowatorskiego, a nie tylko biznesmanów gotowych odsprzedać firmę pierwszemu lepszemu gigantowi.
Teraz okazuje się, że Oculus nie będzie projektowany "dla graczy przez graczy". Będzie to produkt spółki zależnej od Facebooka, przeznaczony do różnych celów. Jego twórcy dostali od internautów 2 mln dolarów na start, a potem odsprzedali swoje osiągnięcia za 2 mld dolarów.
Nie dziwmy się, że darczyńcy czują się oszukani. Ich narzekania znajdziemy na Facebooku, na Kickstarterze, na Reddicie i na różnych forach poświęconych grom. Wielu nawołuje do tego, aby anulować swoje zamówienia na Oculus Rift.
- Jaki jest sens Kickstartera, jeśli sprzedajesz firmę gigantycznej spółce takiej jak Facebook? - pyta jeden z internautów. Inny dodaje: - Nie jesteśmy hejterami, jesteśmy ludźmi, którzy pierwsi uwierzyli w wizję przyszłości.
Można się też spotkać z opinią, że chodziło tylko o pieniądze, a nie o żadną wielką wizję. Oczywiście łatwo jest z takimi opiniami dyskutować, ale warto postawić siebie samego na miejscu darczyńców. Czy cieszyłbyś się wiedząc, że wydałeś pieniądze na projekt, który ktoś po prostu sprzedał Facebookowi?
Oczywiście część powie, że przecież crowdfunding nie miałaby sensu, gdyby możliwości dalszego rozwoju były ograniczone. Przejęcie to jedna z takich możliwość. Oculus nadal może stać się czymś wielkim. Czy nie o to darczyńcom chodziło?
Nie da się rozsądzić, która opinia jest bardziej słuszna. Pewne jest natomiast, że przypadek Oculus obnażył istotną wadę crowdfundingu. Darczyńcy są pozbawieni wpływu na projekt po tym, jak dali pieniądze. Nie chodzi tylko o to, czy projekt zostanie zrealizowany, czy nie. Chodzi o inne złożone sprawy, takie jak wejście pod skrzydła inwestora-giganta.
Problem można rozwiązać. Projekty starające się o finansowanie mogłyby bardziej otwarcie deklarować, jakie drogi rozwoju mogą obrać w przyszłości. Darczyńcy nie czuliby się oszukani, gdyby na Kickstarterze od razu zamieszczono taką informację: "UWAGA: Zastrzegamy sobie prawo do odsprzedania projektu innej firmie".
Generalnie istnieje potrzeba określenia czym jest crowdfunding. Nie jest to ani forma sprzedaży, ani inwestycji. Czym więc jest? W chwili obecnej jest to tylko i wyłącznie wylęgarnia pomysłów i platforma testowania ich rynkowego potencjału. Internauci mogą zobaczyć pomysł i wyrazić wsparcie, ale z efektów tego procesu z zasady skorzysta ktoś inny. Warto mieć tego świadomość, zanim pod wpływem emocji wesprzemy ten lub inny projekt.
Czytaj: Internauci dali milion na Pono - bardzo niezgrabny odtwarzacz muzyki. Dlaczego?
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|