Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Wynik sporu sądowego między firmą Viacom a Google może przesądzić o przyszłości serwisu YouTube. Wiele firm wstrzymuje się z wniesieniem podobnych pozwów do czasu ogłoszenia werdyktu w tej sprawie.

robot sprzątający

reklama


Właściciel m.in. stacji MTV i Comedy Central oskarża serwis należący do Google o masowe łamanie praw autorskich - wcześniej zażądał usunięcia ponad 100 tysięcy filmów, wczoraj zaś wniósł do nowojorskiego sądu pozew, w którym od lidera wyszukiwarek żąda miliarda dolarów odszkodowania.

Analitycy rynku są zgodni - wyrok sądu w tym przypadku może przesądzić o przyszłości serwisu. Po korzystnym dla firmy Viacom orzeczeniu można spodziewać się kolejnych pozwów od firm, którym "na razie" udostępnianie ich produkcji w ramach YouTube nie przeszkadza.

Działania Viacomu otwarcie wspiera m.in. News Corp., informuje agencja Reuters. Koncern miał już wcześniej powody, aby zniechęcić się do YouTube. Nowe odcinki serialu "24 godziny", nadawanego przez należącą do niego telewizję Fox, swą premierę miały bowiem właśnie w serwisie Google. Dziś rzecznik koncernu mówi, że jego firma wspierać będzie walkę Viacomu o ochronę praw autorskich bez względu na to, jaki kształt ta walka przyjmie.

W podobnym tonie wypowiada się rzecznik Time Warner (właściciel m.in. AOL, Warner Bros oraz stacji CNN), który ruch Viacomu ocenia jako wyraźny sygnał dla YouTube, że należy ostatecznie usunąć nieautoryzowane materiały ze strony.
Co prawda teledyski artystów z Warner Music są już legalnie dostępne w serwisie, nie mniej jednak koncern nadal prowadzi z Google rozmowy, aby rozwiązać problem niekontrolowanego pojawiania się innych produkcji Warnera.

Na proces uważnie spoglądają także mali gracze. Upatrywanie łatwego zysku przybiera czasem absurdalne formy. Austriacka telewizja publiczna ORF zastanawia się, czy nie wystąpić o odszkodowanie z powodu umieszczenia w YouTube wywiadu z Nataschą Kampusch - nastolatką uprowadzoną w Wiedniu w wieku 10 lat i przetrzymywaną przez porywacza w swoim domu przez 8 lat - informuje Der Standard.
Film kilkukrotnie na żądanie stacji usuwano, jednak po pewnym czasie ponownie był umieszczany przez użytkowników YouTube.

Pytanie tylko, czy można mówić o piractwie w sytuacji, gdy materiał telewizji utrzymywanej z abonamentu odbiorców został przez jednego z nich zamieszczony w Sieci.

Konflikt Google z Viacomem może być za to sporą szansą dla mniejszych graczy na rynku serwisów filmowych jak Yahoo Video czy Metacafe. Google świadome jest potęgi YouTube i stawia dość twarde warunki co do podziału zysków z reklam w serwisie. Viacom ma też sporo do zaoferowania i doskonale wie, że u mniejszych graczy będzie mógł wywalczyć korzystniejszą dla siebie umowę.

Pojawienie się materiałów Viacomu w innym serwisie filmowym może nadszarpnąć pozycję YouTube jako lidera na rynku, a to byłoby chyba bardziej bolesne dla Google, niż ewentualna kara finansowa wymierzona przez sąd. Z drugiej strony postawienie przez Viacom na słabych graczy i jednoczesne procesowanie się z liderem jest dość ryzykowne i nie musi wcale zakończyć się korzystnie dla wojującego. Google nie raz już bowiem udowodnił, że od innych jest kilka kroków do przodu.

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *