Budka Suflera kończy działalność i chce się wykreować na ofiarę internetu. Ja się częściowo z tym zgodzę. To jest ofiara internetu, choć niekoniecznie ofiara piractwa.
reklama
Uwaga! Mocno subiektywny felieton!
* * *
Zespół Budka Suflera ogłosił zakończenie działalności. Nie jestem tym ani zdziwiony ani zdruzgotany. Zespół składał się głównie ze starych ludzi, którzy potrzebują emerytury i nie mają ochoty wiecznie wymyślać nowych piosenek. "Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść" - tak śpiewał ich kolega po fachu.
Muszę jednak przyznać, że Budka Suflera wymyśliła sposób na odejście w nietypowym stylu. Zespół obwinił internet za swoją "śmierć". Krzysztof Cugowski w wywiadzie dla portalu lublin.gazeta.pl, żalił się na spadającą sprzedaż płyt zespołu. Tymczasem Romuald Lipko stwierdził wprost, że "Generalnie żyjemy w czasach, w których zrezygnowano z płacenia ludziom za ich umiejętności i dobra intelektualne, jakie w nich goszczą. To jest ogłupiały świat, ponieważ zjada własny ogon.".
Fot. Kasia (lic. CC)
W tym miejscu zadam wam ciekawe pytanie. Czym się różni artysta od wapniaka z roszczeniową postawą? Wapniak będzie narzekał na ten ogłupiały świat. Prawdziwy artysta pomyśli, że "ogłupiały świat zjadający własny ogon" to jest świetny temat na piosenkę! Niestety na stronie Budki Suflera nie znajdziemy w przyszłości tekstów nowych piosenek, za to chyba utrzyma się e-sklepik. Czy to nie sympatyczne? :-).
Odchodzę jednak od tematu. Przyznam, że początkowo chciałem ostro skrytykować Budkę Suflera za to obwinianie internetu o jej klęskę. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że może w tym być trochę prawdy. Internet może zabijać takie twory jak Budka Suflera, co jednak nie znaczy, że zabija je piractwo.
Gdyby piractwo zabijało artystów, Budka Suflera powinna istnieć nadal, a Rihanna albo Rolling Stones już dawno powinni "ze sceny zejść". W tym miejscu jeszcze raz przypomnę paradoks Rihanny i Hołdysa. Badania potwierdzają, że najpopularniejsi artyści są jednocześnie najbardziej lubianymi przez piratów. Płyty artystów zagranicznych są pobierane o wiele częściej niż płyty polskich artystów-emerytów. Dlaczego zatem piractwo nie zabije tych wielkich, pozostawiając na scenie tylko naszych kochanych dziadków? Wszyscy znacie odpowiedź i nie potrzeba tu wyjaśnień.
Nadal jednak zgodzę się z tym, że internet mógł zabić Budkę Suflera. Dlaczego?
Przyznam, że zdarzało mi się kiedyś słuchać tego zespołu. Ba! Kupiłem nawet ich płytę! To była płyta "Za ostatni grosz". Ta płyta ma tyle lat co ja, ale pochodzi z czasów, gdy Budka Suflera robiła jeszcze coś oryginalnego. Dość ciekawa była płyta "Nic nie boli tak jak życie", ale tchnęła banałem.
Gdybyście spytali mnie o późniejsze płyty Budki, nie jestem w stanie wymienić nawet tytułów. Słyszałem tylko jakieś pojedyncze piosenki, które mi się nie podobały. Inna rzecz, że w ostatnich latach w ogóle nie śledziłem polskiej fonografii, a zacząłem się interesować muzyką kanadyjskich wirtuozów gitary fingerstyle, takich jak Andy McKee, Don Ross albo Antoine Dafour. Bez problemu znajdziecie ich na YouTube i posłuchacie ich twórczości (to w pełni legalne). Kupowałem też płyty tych artystów, a nie jest to tak łatwe jak kupienie płyty Budki.
Dochodzę do sedna sprawy. To internet otworzył mi oczy na kanadyjski fingerstyle i sprawił, że przestałem interesować się polskim rockiem. No właśnie! Internet!
Gdyby nie było internetu, byłbym skazany na radio, telewizję i gazety. Te media przekonywałyby mnie, że godna uwagi twórczość leży tylko w sklepach muzycznych, że są to płyty Budki Suflera i tym podobnych roszczeniowców. Internet otwiera szersze horyzonty i dlatego jest zagrożeniem dla naszych emerytów.
Inna rzecz, to przekonania naszych emerytów.
Czy wiecie jak wyglądała sprzedaż płyt za PRL-u? Mój (dużo starszy ode mnie) kuzyn miał niezwykłą kolekcję winyli. To były oryginalne płyty gwiazd polskiego rocka, albo płyty światowych gwiazd jak Pink Floyd, tylko opisane po rosyjsku (Пинк Флойд). Jak wyglądało nabywanie tych płyt?
- Wracałeś ze szkoły i widziałeś kolejkę pod sklepem. Podchodziłeś do ostatniego gościa i pytałeś co sprzedają. Odpowiadał, że Maanam, albo Republika. Stawałeś w kolejce i czekałeś. Stałeś po płytę, którą tego dnia kupowali wszyscy - opowiadał mi kuzyn.
Historia brzmi trochę niewiarygodnie, ale chyba naprawdę tak to wyglądało (przynajmniej w Jeleniej Górze, według mojego źródła). Takie czasy pamięta Budka Suflera. Z pewnością mogło to wyrobić w artystach przekonanie o "obowiązkowości nabywania płyt" oraz o tym, że nie istnieje kultura poza ich wąskim światem. Tymczasem świat kultury poza Budką Suflera jest ogromny. Internet ukazuje to ludziom każdego dnia.
Przypomnę w tym miejscu swój własny tekst z roku 2007. Opisywałem w nim, jak będący wówczas senatorem Krzysztof Cugowski przekonywał o szkodliwość internetu, której dowodem miała być spadająca sprzedaż płyt Budki Suflera. Najwyraźniej od roku 2007 poglądy Cugowskiego się nie zaktualizowały. Nadal wierzy on, że Budka Suflera jest wskaźnikiem kondycji rynku muzycznego. Tak naprawdę jest to jeden z wielu zespołów. Rynek muzyczny ciągle rośnie, zmieniają się gusty, pojawiają się nowe twarze, ludzie odkrywają nowe gatunki muzyki. Internet w tym pomaga.
Na koniec, w ramach ilustracji do tekstu, proponuję wam jeden utwór Andy'ego McKee. Znacie go? Jeśli tak, to pewnie posłuchacie raz jeszcze. Jeśli nie, to poszerzajcie swoje horyzonty. Możliwe, że wam się nie spodoba, ale może będzie to krok do jeszcze innego odkrycia? Odkrywanie jest fajne, a internet je ułatwia.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|