Koniec "potrójnej ściany ognia"?
Film zatytułowany "Firewall" ma szansę stać się jednym z nielicznych, który w realistyczny sposób zaprezentuje temat hackerów oraz ich pracę.
reklama
Realizm, a nie fantastyka. Na to postawili twórcy najnowszej produkcji, opowiadającej o komputerowym specjaliście od zabezpieczeń Jacku Stanfieldzie (Harrison Ford), który ze względu na porwaną rodzinę, został zmuszony do złamania stworzonego przez siebie systemu zabezpieczającego bank.
Producenci ściągnęli na plan filmowy prawdziwego "geeka". Lawrence Levin - właściciel firmy SecurePipe, która zajmuje się bezpieczeństwem organizacji z sektora finansowego - ma za zadanie tak doradzać filmowcom, aby ci trzymali odpowiedni poziom merytoryczny zarówno efektów specjalnych, jak i samej fabuły.
Nad korektą i urzeczywistnianiem filmu pracował na okrągło przez trzy tygodnie. To nie jest dokument, niestety. Ale mimo wszystko próbowałem urealnić wszystkie mocno naciągane sceny do tego stopnia, żeby film był merytorycznie poprawny i żeby stanowił dobrą rozrywkę - mówi Lawrence.
W filmie znajdą się więc momenty, takie jak np. wpisywanie reguł Snorta, które z pewnością ucieszą oczy specjalistów od zabezpieczeń.
Jak trudno jest zrobić film bez koloryzowania scen komputerowych? Wydaje się, że nie jest to łatwe. Widać to wyraźnie w rodzimych produkcjach, takich jak chociażby Haker - film wyśmiewany za cytaty: "potrójna ściana ognia, klasyka" i "próbowałeś (włamać się - red.) emacsem przez sendmail?". Ale Hollywood wcale nie jest lepszy. Najpopularniejszym przykładem jest tutaj Matrix, gdzie Trinity wykorzystuje do włamania prawdziwą lukę (notabene, odkrytą przez Polaka), ale i tak, przez większość czasu na ekranach tańczą zielone szlaczki...