Jarosław Kawczyński przechadzał się swobodnie między posłami z partii PieS (Prawo i ewentualnie Sprawiedliwość). Był wyprostowany i pierś miał wypiętą. Posłowie mieli łby i uszy spuszczone. Podkuliliby ogony, gdyby tylko je mieli. Stadne manifestowanie uległości nawiązywało do najlepszych tradycji PieS-u.
reklama
Kawczyński zaczął zebranie czołowych działaczy PieS-u swoim tradycyjnym przywitaniem.
- Burki moje! Wszyscy jesteście winni temu, że nie jestem prezydentem! Należało mi się, ale skrewiliście! Powinienem ja was wszystkich wy... - jego słowa przestały być słyszalne, bo zagłuszyło je zbiorowe skomlenie. Po kilku minutach nawet Kawczyński miał go dość i zaczął uciszać stado. Kiedy udało się zaprowadzić spokój, prezes PieS-u postanowił przejść do meritum.
- Miałem sen! Ostatnio los zesłał nam kolejną tragedię, na fali której możemy zbijać kapitał polityczny. Z doświadczeń kampanii prezydenckiej wiemy jednak, że sama tragedia to mało. Lud jest głupi i wybiera kandydatów w wyniku nieporozumień. Gdzie były nasze błędy? Powiedzcie mi!
Wszystkie "burki PieS-u" zaczęły wesoło podskakiwać. Każdy miał jakiś pomysł, dzięki któremu mógł zdobyć łaskę Kawczyńskiego.
- Internauty nam zaszkodziły - krzyknęła posłanka Beacia, wywalając język. - Oni zawsze nam szkodzili, a Komora miał taką ładną niebieską stronkę i go wybrali jak Omamę, za ten internet go wybrali.
- Dobra Beacia! - Kawczyński pochwalił posłankę. - Internauty to wrogowie, nie ma dwóch zdań, ale jak ich zniszczyć? Jak zniszczyć? Kto powie?
- Nie zniszczyć! Nie zniszczyć!- wypalił poseł Czerwiński.
Zapanowała konsternacja. Kawczyński zjeżył się i zaczął warczeć. Jednym susem skoczył do Czerwińskiego i już miał chwycić go zębami za kark. Stado z zainteresowaniem przyglądało się aktowi dominacji, kiedy nagle Kawczyński przestał warczeć i zaczął się z zainteresowaniem przyglądać Czerwińskiemu.
- Ty chcesz... obłaskawić internautów? - spytał Kawczyński.
- Hau! - potwierdził Czerwiński, śliniąc się.
- To nie jest zły pomysł... Siad! - Kawczyński wyprostował się, doznając boskiej iluminacji. Czerwiński mógł mieć rację. Z internautami wygrać się nie da, ale można było zrobić coś dla nich... rzucić jakąś kiełbasę czy kaszankę wyborczą. Może nawet płucka. Jeszcze lepiej byłoby, gdyby partia Muska zablokowała tę kaszankę.
- Jak chcesz obłaskawić internautów? - spytał Prezes Czerwińskiego.
- Czytałem - skłamał Czerwiński - że internauty bardzo dbają o bezpieczeństwo w sieci. Kochają sieć, ale się boją. Zapewnijmy im bezpieczeństwo!
- O tak! - Kawczyński klasnął w dłonie, bo zawsze mu się wydawało, że bezpieczeństwo to jego dziedzina. - Trzeba zapewnić w sieci bezpieczeństwo, czyli... co możemy zrobić, aby obywatele czuli się w sieci bezpiecznie? Ktoś coś wie o niebezpieczeństwach w sieci?
Na chwilę zapanowało nerwowe milczenie, ale w końcu Beacia nie wytrzymała. Ona zawsze miała coś do powiedzenia.
- Na cybersecurity to ja się znam - mówiła z przekonaniem Beacia. - Ja to widziałam, że w sieci grożą politykom i poczułam taki... taki strach. To jest Sieciowe Nie-bez-pie-czeństwo. Ja to znam. Dobrze to znam.
- Naprawdę?! - Kawczyński przestraszył się. - Jeśli w sieci grożą politykom, no to rzeczywiście jest to jakaś patologia! Wiem! Zrobimy internautom dobrze!
- Przygotujemy projekt ustawy i skończymy z nienawiścią w sieci - krzyknął Czerwiński.
- Właśnie tak - potwierdził prezes PieS-u.
- Powołamy zespół ds. monitorowania sieci. Będziemy zamykać, jak tylko ktoś wypowie słowo PieS w kontekście... eee.. złym - dorzucił jakiś rezolutny burek, który nie był pewny, co znaczy słowo "kontekście".
Burki zaczęły wesoło szczekać i przerzucać się coraz to nowymi pomysłami. Posłowie merdaliby ogonami, gdyby je mieli. Kawczyński był szczęśliwy, ale do jego serca wtargnął jeszcze na chwilę niepokój. Uciszył burki, aby zadać ostatnie pytania.
- Burki moje? Ale jesteście pewne, że nie będzie z tego żadnej draki?
- Samcu alfa i omego moja - Czerwiński zbliżył się do Kawczyńskiego - będzie z tym trochę pracy, ale pomysł jest dobry. Przecież zapewnimy bezpieczeństwo w sieci i to osobom najważniejszym! Nam! To jest nam potrzebne, bo tego chcą wyborcy, którzy tak nas wielbią.
Kawczyński uspokoił się, bo uwierzył w bzdury Czerwińskiego. Gdzieś w głębi duszy czuł, że internet trzeba kontrolować szczególnie w obszarze dobra polityków. Nowy pomysł jego burków był niczym cybernetyczne budowanie podgrzewanego chodnika pod pałacem prezydenckim. Wyborcy musieli tego chcieć, bo politykom było to potrzebne.
Kawczyński był tzw. "czołowym politykiem", a to znaczyło, że wszyscy kłaniali mu się w pas. W odwiedzanych szkołach dzieci witały go chlebem i solą. Na spotkaniach PieS-u wszyscy się uśmiechali. Koledzy zawsze go chwalili. Biedni ludzie nie byli kimś, kogo Kawczyński mógł spotkać. Wiedział on jedynie, że istnieje takie mityczne stworzenie (biedny człowiek) i o jego los wypada walczyć, jeśli chce się być bogatym.
W oczach Kawczyńskiego internauci nie byli ludźmi zainteresowanymi losami kraju, ale jedynie autorami krytycznych tekstów. Kawczyński nie potrafił sobie wyobrazić myślącego lub czującego człowieka, który wyraża swój gniew za pośrednictwem sieci. Mając stan umysłu typowy dla polityka, sądził, że pomysł burków jest... genialny.
UWAGA: Ten tekst nie jest newsem, a jedynie komentarzem do bieżących wydarzeń. Przedstawione wydarzenia są fikcyjne. Podobieństwo autentycznych nazw, osób i firm do tych występujących w tekście jest zamierzone przypadkowe. Cdn.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*