Usunięcia własnego filmu ze strony własnego radia zażądała znana agencja Associated Press (AP). Wcześniej sama agencja udostępniła ten film na YouTube. To pokazuje, jak bardzo bezmyślnie duże podmioty mogą podejmować działania w zakresie "ochrony własności intelektualnej".
Associated Press (AP) posiada swój własny kanał wideo na YouTube. W chwili pisania tego tekstu dostępne w kanale filmy można zamieszczać na innych stronach internetowych poprzez pobranie i wklejenie kodu. Możliwość zamieszczania filmów mogłaby być wyłączona. AP jednak jej nie wyłącza i z tego można wnioskować, że zgadza się na taką dystrybucję materiałów.
A jednak jest inaczej. Na swoim blogu pisze o tym Frank Strovel, pracownik stacji radiowej WTNQ-FM. Wspomniana stacja jest spółką zależną AP. Nadaje ona m.in. programy informacyjne wykorzystujące wiadomości AP. Frank Strovel uznał więc, że opublikowanie na stronie internetowej radia filmów od AP będzie jak najbardziej odpowiednie.
Już następnego dnia Strovel otrzymał e-mail od przedstawiciela AP z Chicago zajmującego się stacjami radiowymi. Pisał on:
Zauważyłem, że publikujecie nasze treści wideo bez licencji i muszę poprosić o usunięcie treści wideo AP ze strony ASAP (tak szybko jak to możliwe – red.). Jeśli chcielibyście wiedzieć więcej o naszych usługach internetowych, proszę skontaktować się ze mną.
To nie był jeszcze oficjalny list z groźbą pozwu, ale Strovel zdębiał. Następnie zadzwonił do przedstawiciela AP i zadał mu kilka pytań, które w tej sytuacji automatycznie się nasuwały. Dlaczego mówi się o naruszeniu licencji, skoro AP sama publikuje filmy w ten sposób, aby można było je wklejać na inne strony? Czy AP daje ludziom filmy do użycia, a gdy ich użyją agencja uznaje, że naruszono prawo?
Na te pytania przedstawiciel AP udzielił odpowiedzi wymijającej. Stwierdził, że sprawa wymaga zbadania, a do tego czasu filmy powinny zostać usunięte.
- Czy to dlatego, że jesteśmy stacją radiową? Co by się stało, gdybym wkleił film z YouTube na osobistego bloga? Czy to będzie naruszenie waszych praw? - pytał Strovel, ale konkretnej odpowiedzi nie otrzymał. Pytania te zaczęły jednak za Strovelem powtarzać inne serwisy informacyjne, które dowiedziały się o sprawie (m.in. CNET).
To dobra okazja, aby po raz kolejny zadać inne pytanie: dlaczego skorzystanie z funkcjonalności legalnego serwisu, jakim jest YouTube, może doprowadzić do oskarżenia operatora strony internetowej o łamanie praw autorskich? Dziennik Internautów zadawał to pytanie już nie raz m.in. stowarzyszeniu SFP-ZAPA dbającemu o interesy producentów filmów.
Generalnie posiadacze praw autorskich chcą, aby każdy właściciel strony odpowiadał za treści na niej zawarte. Przykład AP pokazuje, że takie podejście do sprawy mają także posiadacze praw autorskich za oceanem. Wygląda to trochę tak, jakby nie rozumieli oni specyfiki internetu. Nie chcą oni rozwiązywać problemu u źródła (YouTube), ale są gotowi atakować niemal każdego, kto z tego źródła korzysta. W przypadku AP dodatkowo kontrowersyjne jest to, że agencja sama dostarczyła do wspomnianego źródła swoje treści.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*