Rok temu, gdy pierwsi użytkownicy otrzymali aktualizację systemu iOS do wersji 6, media zajmowały się oskarżaniem firmy Apple o kradzież własności Szwajcarskich Narodowych Linii Kolejowych. Poszło o aplikację do odmierzania czasu i jej ikonę, które wyglądem wzorowane były na znanej dworcowej tarczy zegara. Wyssane z palca informacje o kradzieży i plagiacie obiegły świat i stały się obowiązującą prawdą. O tym, jak było naprawdę, można było się przekonać, zaglądając do internetowej wyszukiwarki patentów. Nie zrobiła tego jednak żadna z redakcji, opisujących rzekomą kradzież.
reklama
10 września 2012 roku iOS6 trafił do pierwszych użytkowników. Dwa dni później pojawiły się doniesienia o przywłaszczeniu wyglądu tarczy zegarka. Przez kolejne dwa tygodnie media technologiczne wałkowały temat na wszystkie strony, mimo że informacje były skąpe i niezweryfikowane. "Apple ukradło design zegara w nowym iOS6" - donosił polski Chip. "Apple oskarżony przez Szwajcarskie Koleje o kradzież" - doniosła Gazeta Wyborcza. "Apple przywłaszczyło szwajcarski symbol punktualności" - doniósł serwis NaTemat. To tylko pierwsze z brzegu tytuły polskich redakcji, wzorowane na zagranicznych doniesieniach.
Okazuje się, że w chwili wybuchu afery ochrona znaku towarowego tarczy zegara nie obowiązywała od dwóch tygodni. Informację tę mógł sprawdzić każdy przy pomocy wyszukiwarki patentów. Dziwnym trafem żadna z redakcji tego nie zrobiła, jedynie w sporadycznych komentarzach informowali o tym czytelnicy.
Zegar na dworcu w Zurychu, fot. Shutterstock.com
Historia feralnego patentu dostępna na stronie szwajcarskiego urzędu jasno pokazuje, że SBB (skrótowa nazwa szwajcarskich linii kolejowych) zapomniało bądź świadomie nie wznowiło ochrony swojego znaku, który po raz pierwszy został zarejestrowany jako "trademark" w 2002 roku. Według szwajcarskiego prawa ochrona znaku obowiązuje przez 10 lat z opcją przedłużenia na kolejną dekadę. Z niewiadomych powodów SBB nie złożyło wniosku o przedłużenie i w rejestrze pojawiła się adnotacja o wygaśnięciu ochrony.
Prześledźmy chronologię.
Sprawa została więc sztucznie wytworzona przez media. Ostatecznie Apple dogadało się z SBB, przy czym szczegóły porozumienia nie są jawne. Jedyny ślad pochodzi z informacji prasowej Reutersa, gdzie krótko i ogólnie wspomniano o spotkaniu obu firm, bez informacji o szczegółach i kosztach, co nie przeszkodziło mediom upowszechnić rzekomej kwoty 21 mln dolarów zadośćuczynienia.
Mimo że kradzieży nie było, obie firmy i tak musiały się porozumieć. Ochrona prawna, mimo że przerwana, w każdej chwili mogła zostać wznowiona. SBB nie zależało na rozpowszechnieniu informacji o przegapieniu urzędowego terminu. Ostatecznie SBB złożyło wniosek o kontynuację ochrony znaku dopiero 29 września, gdy media przestały interesować się tematem, a urząd patentowy formalnie przywrócił ochronę dopiero 21 listopada. Minęło dwa i pół miesiąca od pojawienia się systemu iOS6, zanim SBB mogło od kogokolwiek żądać wykupienia licencji. W tym czasie Apple miało wystarczająco dużo czasu, aby przy pomocy aktualizacji podmienić zegar na inny, firma jednak zdecydowała się na porozumienie.
Redakcje, które opisywały Apple w kontekście kradzieży, plagiatu i przywłaszczenia, powinny honorowo spalić się ze wstydu. Gdy czytaliśmy o zegarkowej wpadce Apple, szwajcarski urząd patentowy od dwóch tygodni informował na swojej stronie, że ochrona tego konkretnego znaku towarowego wygasła. Trudno oczekiwać, by firma Apple miała płacić za patent, który przeszedł do domeny publicznej. I zupełnie normalne, że firma porozumiała się z właścicielem po informacji, że ochrona zostanie wznowiona.
Niestety, tabloidyzacja mediów technologicznych spowodowała, że doniesienia na temat największych firm z branży, choćby były wyssane z palca, w obiegowej opinii stają się faktem. Amerykańskie serwisy technologiczne na wzór prasy brukowej wpuszczają do internetu plotki i niesprawdzone informacje. To generuje większą klikalność. Półprawdy i kłamstwa przedrukowują serwisy z innych krajów, które za wszelką cenę chcą stać się niemieckim, francuskim czy polskim Techcrunchem. W znacznym stopniu dotyczy to firmy Apple, która z tego powodu często nie ma dobrej prasy. Temat podłapują również media nietechnologiczne, dlatego na łamach Gazety czy Onetu systematycznie czytamy o "firmie z Curpetino", która znowu coś przeskrobała. W tym przypadku media technologiczne przegrały, po raz kolejny pokazując się z nierzetelnej strony.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|