Ciągle toczy się dochodzenie dyscyplinarne w sprawie adwokat Anny Łuczak, która żądała od internautów wpłat za rzekome piractwo. Tymczasem dotarły do mnie sygnały, że pani adwokat potrafi żądać pieniędzy od osób ubezwłasnowolnionych, choć może obniżyć dla nich cenę!
Pod koniec sierpnia tego roku Dziennik Internautów pisał, że uruchomiono dochodzenie dyscyplinarne w sprawie Anny Łuczak. Jest to pani adwokat z Warszawy, która zasłynęła wysyłaniem do internautów pism z żądaniem wpłat za ich rzekome naruszenie praw autorskich. To działanie było wysoce kontrowersyjne, bo choć pisma trafiły do osób niebędących podejrzanymi w sprawie dotyczącej naruszeń praw autorskich, pisma od pani adwokat sugerowały status podejrzanego. Poza tym pisma mogły trafić do wielu osób niewinnych, a dołączony do nich blankiecik wpłaty mógł sprawić, że taka osoba zapłaci ze strachu. Copyright trolling, czyli wyciąganie od ludzi pieniędzy pod pozorem walki z piractwem, generalnie wiąże się z takimi problemami.
Dochodzenie dyscyplinarne uruchomiono i co dalej? Dziennik Internautów pytał ostatnio o to postępowanie Okręgową Radę Adwokacką w Warszawie. Rzecznik prasowy ORA adw. Michał Fertak odpowiedział, że "dochodzenie nie zostało jeszcze zakończone, trwają czynności dowodowe".
Na chwilę obecną nie jesteśmy pewni, czy kancelaria Anny Łuczak nadal rozsyła swoje pisma do internautów (spytaliśmy o to i czekamy na odpowiedź). Otrzymujemy jednak różne sygnały dotyczące wcześniejszych wezwań, a niektóre z nich są naprawdę zastanawiające.
W połowie tego miesiąca przez stronę akcji Copyright Trolling Stop zwróciła się do mnie osoba, która jest opiekunem osoby niepełnosprawnej i częściowo ubezwłasnowolnionej. Pismo z kancelarii Anny Łuczak było adresowane właśnie do osoby niepełnosprawnej. Kancelaria żądała 550 zł.
Opiekunowi zależało na wyjaśnieniu sprawy, więc przedstawił on kancelarii pani Łuczak kopie stosownych dokumentów świadczących o ubezwłasnowolnieniu. Jak zareagowała kancelaria? Przysłała kolejne wezwania do zapłaty, ale już nie na kwotę 550 zł, tylko na kwotę 300 zł. Oczywiście kancelaria Anny Łuczak dołączyła blankiecik wpłaty. Co ciekawe, to drugie wezwanie na 300 zł przyszło listem zwykłym, znów na adres osoby ubezwłasnowolnionej.
Nie wiadomo, czy w tej opisywanej sprawie faktycznie mogło dojść do naruszenia praw autorskich. Opiekun jest pewny, że żadnego filmu nie ściągał. Podopieczny sam nie jest pewny, czy mógł dokonać jakiegoś naruszenia.
W tym miejscu można zadać sobie filozoficzne pytanie. Czy przesyłanie blankieciku wpłaty do osoby ubezwłasnowolnionej jest działaniem godnym adwokata? Ja w to osobiście wątpię, ale ta kwestia nie sprowadza się tylko do wpłaty. Te kilkaset złotych, których żąda Anna Łuczak, jest wpłacane w ramach pewnej ugody dotyczącej rzekomego naruszenia praw autorskich przez jedną ze stron ugody. Czy osoba częściowo ubezwłasnowolniona może zawrzeć taką ugodę?
Na to pytanie odpowiedział nam prawnik Olgierd Rudak, redaktor naczelny Czasopisma Lege Artis.
- Osoba ubezwłasnowolniona częściowo ma tzw. ograniczoną zdolność do czynności prawnych, czyli każda czynność polegająca na zaciągnięciu zobowiązania lub rozporządzenia prawem wymaga zgody lub potwierdzenia jej opiekuna. Ugoda, na podstawie której osoba taka zobowiązuje się do zapłaty jakiegoś odszkodowania tytułem rzekomego naruszenia praw autorskich, jest czynnością prawną tego rodzaju, zatem po jej podpisaniu przez ubezwłasnowolnionego częściowo kancelaria będzie musiała uzyskać potwierdzenie przedstawiciela ustawowego. Może to nastąpić po zawarciu ugody przez ubezwłasnowolnionego, a do tego czasu ważność takiego podpisu "jest zawieszona". Najprościej zatem rzecz ujmując: tak, osoba ubezwłasnowolniona może zawrzeć ugodę z adw. Łuczak, natomiast ważność i skuteczność tej czynności będzie uzależniona wyłącznie od potwierdzenia przez przedstawiciela ustawowego ubezwłasnowolnionego - wyjaśnił Olgierd Rudak.
Olgierd Rudak zauważył jeszcze, że w takiej sytuacji w zaproponowanej treści ugody powinna być wzmianka o ubezwłasnowolnieniu i konieczności wyrażenia zgody przez przedstawiciela. W przeciwnym razie może dojść do tego, że kancelaria będzie oczekiwała wykonania porozumienia nawet bez wymaganego potwierdzenia.
Opisywane przez Olgierda Rudaka kwestie pokazują pewien istotny problem związany z działaniami Anny Łuczak. Ta kancelaria uprościła swoje działania, licząc zwłaszcza na szybki zysk. Tysiące ludzi mogły dostać podobne propozycje ugody, podobne blankiety wpłat. Problem w tym, że ludzie mają różne problemy, każda sytuacja jest inna. Pisma od Anny Łuczak tego nie uwzględniają.
Osobną sprawą jest etyczność działania adwokata, ale nie ta etyczność mierzona prawem czy kodeksami etyki zawodowej. Chodzi o zwykłe ludzkie spojrzenie na daną sprawę. Osobie niepełnosprawnej, częściowo ubezwłasnowolnionej, zarzucono naruszenie praw autorskich. Takie naruszenia mogą być niezawinione i nawet ta osoba może nie być pewna, czy naruszenia dokonała. Ba! Nawet pełnosprawni ludzie mają czasem problem z określeniem, czy ich działanie mogło być naruszeniem praw autorskich.
Oto adwokat dowiaduje się, że w pewnym przypadku mamy taki właśnie problem. Co zatem robi? Nadal proponuje wpłacenie kilkuset złotych, choć nieco obniża cenę. Ten adwokat nie wie, czy do naruszenia doszło! Moim zdaniem ten adwokat dobrze wie, że w tej sytuacji mogą być pewne trudności z wyciągnięciem tych pięciu stówek. Adwokat proponuje więc trzy stówki i liczy na to, że strach spowoduje tę wpłatę. Jest w tym działaniu coś bardzo niesmacznego...
Kancelaria Anny Łuczak w e-mailu do Dziennika Internautów przyznał, że rzeczywiście kierowała wezwania do zapłaty do osoby częściowo ubezwłasnowolnionej. Kancelaria twierdzi, że chciała rozłożyć płatność na raty, a pisma były kierowane do osoby niepełnosprawnej, gdyż innego adresu kancelaria nie miała.
Czytaj także: Jak złożyć skargę na adwokata-trolla, który żąda pieniędzy za rzekome piractwo
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Właściciel Ciechana żąda 100 tys. zł za namawianie do bojkotu na Facebooku
|
|
|
|
|
|