Aaron Swartz obwiniany o skopiowanie artykułów naukowych mógłby liczyć na lżejszy wyrok, gdyby dokonał zabójstwa, napadu na bank albo... gdyby pomagał Al-Kaidzie. Absurdalność prawa w tym zakresie to nic nowego, ale dopiero teraz politycy w USA to dostrzegli i próbują poprawiać przepisy.
reklama
W ubiegłym tygodniu samobójstwo popełnił Aaron Swartz - znany internetowy aktywista, który został oskarżony o włamanie do bazy JSTOR w celu "wykradzenia" z niej milionów artykułów naukowych, rzekomo w celu opublikowania ich w sieci P2P. Swartzowi nic nie udowodniono, same artykuły nie wyciekły, ale prokurator groził mu karą ponad 30 lat więzienia i to pomimo faktu, że ukarania Swartza nie chciał ani instytut MIT, którego sieć rzekomo wykorzystał Swartz, ani biblioteka JSTOR.
Co gorsza, okazało się, że prokurator był powiadomiony o ryzyku samobójstwa, ale mimo wszystko naciskał na wsadzenie Swartza do więzienia, uznając najwyraźniej, że naprawdę jest to groźny przestępca.
Dziennik Internautów zwracał uwagę na to, że Swartz naruszył własność intelektualną, ale w jego przypadku nie chodzi tylko o piractwo i prawa autorskie. Stawiane aktywiście zarzuty obejmowały także "przestępstwo komputerowe" polegające na uzyskaniu dostępu do chronionych zasobów. Nawet jeśli Swartz faktycznie ten dostęp uzyskał, nie wykorzystał go w celu zrobienia komuś krzywdy, a i tak prokurator groził karą 30-35 lat więzienia. To nie koniec, bo maksymalna kara za stawiane zarzuty mogła sięgnąć 50 lat.
Jak to się ma do innych przestępstw w USA? Analizy dokonał Ian Millhiser w serwisie ThinkProgress. Wynika z niej, że Aaron Swartz mógłby liczyć na lżejszy wyrok, gdyby dokonał jednego z niżej wymienionych przestępstw:
źródło: www.vectorportal.com
Można mieć mieszane uczucia - śmiać się z takiego prawa i płakać. Pomyślmy jeszcze, że osoba osadzona za dokonanie kilku wyżej wymienionych czynów mogłaby siedzieć w więzieniu tak długo, jak Swartz.
W tym miejscu znajdą się "racjonaliści", którzy powiedzą, że kara może mieć charakter odstraszający, natomiast ostatecznie to prokurator i sędzia mają wpływ na wysokość kary w konkretnym przypadku. Tragedia Aarona Swartza pokazała jednak, że nie można liczyć na rozsądek prokuratura.
Badając sprawę Swartza, dziennikarze zauważyli, iż nie był on pierwszym hackerem-samobójcą, któremu groziła surowa kara. Podobnie było z Jonathanem Jamesem, 24-letnim hackerem oskarżonym o kradzież danych z banku. Co ciekawe, w tę sprawę również zaangażowany był prokurator Stephen Heymann z Massechusetts.
Trudno porównywać sprawy Jamesa i Swartza, gdyż dotyczyły one bardzo różnych czynów, choć w przypadku Jamesa jest bardziej pewne, iż samobójstwo miało związek ze śledztwem. Zostawił on wiadomość wyjaśniającą, że nie wierzy w system sprawiedliwości, który łączy go z niepopełnionym przez niego przestępstwem (zob. BuzzFeed, Internet Activist's Prosecutor Linked To Another Hacker's Death).
Pojawiła się już petycja o zwolnienie Heymanna ze stanowiska, ale trudno powiedzieć, czy byłoby to faktycznie rozwiązaniem problemu, jaki stał za tragedią Aarona Swartza. Prokurator działał zbyt ostro, ale jednak w granicach prawa... zbyt surowego prawa.
Członkini kongresu Zoe Lofgren, znana jako polityk rozumiejący problemy technologiczne, opublikowała już swoją propozycję nowelizacji ustawy Computer Fraud and Abuse Act, na mocy której karani są hackerzy. Lofgren chciałaby, aby nie karano hackerów za samo uzyskanie dostępu do chronionych zasobów czy sieci, szczególnie jeśli służyło to sprawdzeniu, czy taki dostęp jest w ogóle możliwy.
Krótki projekt nowelizacji znajdziemy na stronie Zoe Lofgren.
Propozycja Lofgren wywoła zapewne ciekawe dyskusje. Trudno powiedzieć, czy otrzyma wsparcie innych członków kongresu. Jest to jednak pierwsza reakcja wysoko postawionego polityka na tragedię Aarona Swartza, co może sprawić, że okoliczności jego śmierci staną się obiektem zainteresowań szerzej pojętej opinii publicznej.
Najbardziej smutne jest to, że Aaron Swartz inspiruje do zmian w ustawach dotyczących "hackerów", podczas gdy sam nie czuł się hackerem w tym znaczeniu, jakie zazwyczaj wiążemy z tym słowem. Aaron Swartz staje się symbolem rewolucji, choć tak naprawdę nie był typem bojownika.
Swartz to był przede wszystkim bardzo zdolny człowiek, gotów oddać innym efekty swojej pracy i mający wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Władze zrobiły z niego przestępcę, a dopiero ta mieszanka zdolnego człowieka i domniemanego przestępcy stworzyła nową osobowość - Swartza rewolucjonistę. Ta rewolucja była potrzebna, ale czy musiała się zacząć tak tragicznie?
Czytaj także: Aaron Swartz: Wiedziano o ryzyku samobójstwa, ale karanie pirata było ważniejsze
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|