Pewna fotografka żąda tysięcy złotych za to, że biblioteka wykorzystała jej zdjęcie w zaproszeniu lub ogłoszeniu. Czy sąd przyzna fotografce te tysiące? Niekoniecznie, o czym świadczą już dwa wyroki.
reklama
W lutym tego roku opisywałem zjawisko cichego copyright trollingu. Polega ono na tym, że jakiś twórca lub wydawca zwraca się do szkoły lub instytucji publicznej, zarzucając jej naruszenie praw autorskich poprzez udostępnienie dzieła. Może chodzić o to, że np. szkoła wyświetliła film uczniom albo biblioteka wykorzystała jakieś zdjęcie na zaproszeniu. Twórca oczywiście straszy wysokim odszkodowaniem i proponuje "ugodę" za mniejszą kwotę.
Można to uznać za formę copyright trollingu, ale prowadzoną bez rozgłosu. Decyzja o ewentualnym zapłaceniu za ugodę jest podejmowana pod wpływem strachu przed wysokim odszkodowaniem. Może się zdarzyć, że działanie pracowników szkoły lub biblioteki wcale nie jest naruszeniem. Może się też zdarzyć, że do naruszenia faktycznie doszło, ale sąd wcale nie byłby skłonny do przyznania wygórowanego odszkodowania.
W tekście o cichym copyright trollingu wspominaliśmy o pewnej fotografce skłonnej do żądania pieniędzy od bibliotek. Nie wiemy, do ilu bibliotek ta fotografka się zwróciła, bo nie wszystkie chcą o tym rozmawiać. Temat praw autorskich jest dla bibliotekarzy wstydliwy. Wiemy jednak, że przynajmniej dwie biblioteki postanowiły walczyć w sądzie, a sądy wcale nie były skłonne do zgadzania się z fotografką.
Niedawno serwis EBIB opublikował wyrok sądu w Zielonej Górze (sygn. akt I 351/13) dotyczący powództwa fotografki przeciwko pedagogicznej bibliotece wojewódzkiej. Fotografka J. P. domagała się kwoty w wysokości 9.600 zł za to, że biblioteka umieściła zdjęcie Czesława Miłosza na swojej stronie (w tej kwocie mieści się trzykrotność stosownego wynagrodzenia oraz zadośćuczynienie za doznaną krzywdę). Sporne zdjęcie zostało wykorzystane jako graficzny dodatek do informacji o spotkaniu poświęconym twórczości poety.
Fotografka uznała, że naruszono jej prawa jako autora. Tymczasem biblioteka stała na stanowisku, że jej działania jako instytucji kultury nie były nastawione na zysk. Biblioteka wykorzystała zdjęcie znalezione w Google, które nie było w żaden sposób oznaczone jako zdjęcie chronione. Biblioteka podnosiła też, że korzystała z dozwolonego użytku w ramach art. 27 ustawy o prawie autorskim.
Pełnomocnik biblioteki zauważył też, że według tabel wynagrodzeń Związku Polskich Artystów Fotografików wykorzystanie w internecie fotografii przez okres jednego tygodnia kosztuje 100 zł. Opłata za miesiąc to 150 zł. Oczywiście każdy fotograf ma prawo żądać większych kwot za swoje dzieło, ale zawsze jest to jakiś punkt odniesienia.
W ocenie sądu powództwo nie zasługiwało na uwzględnienie. Po pierwsze sąd zwrócił uwagę na art. 8 ust. 2 ustawy o prawie autorskim (Domniemywa się, że twórcą jest osoba, której nazwisko w tym charakterze uwidoczniono na egzemplarzach utworu). W ocenie sądu fotografka nie zadbała o uwidocznienie swojej roli jako autora.
Sąd miał również wątpliwości co do tego, czy fotografka faktycznie jest autorką zdjęć(!). Przedstawiła ona dowody w postaci umów licencyjnych i ugód, była autorką albumów ze zdjęciami poety, ale czy to jest dowód autorstwa? Zdaniem sądu zawodowy fotograf powinien wiedzieć, jak zabezpieczyć swoje prawa i jak zadbać o to, aby udowodnić swoje autorstwo.
Dalsze rozważania nad sprawą były według sądu bezzasadne, niemniej zgodził się on z tym, że art. 27 ustawy o prawie autorskim daje instytucjom naukowym i oświatowym prawo do korzystania z utworów w celach dydaktycznych.
Wyrok nie jest prawomocny, a autorka zdjęć chce się sądzić dalej. Niemniej już na tym etapie widzimy, że uzyskanie odszkodowania nie jest czystą formalnością.
W portalu orzeczeń Sądu Okręgowego w Kaliszu znajdziemy informacje o wyroku dotyczącym podobnej sprawy (zob. wyrok w sprawie o sygn. akt I C 1813/14).
W tym przypadku fotografka domagała się kwoty 12.000 zł tytułem naruszenia praw autorskich osobistych oraz kwoty 7.500 zł tytułem naruszenia autorskich praw majątkowych oraz kosztów procesu, w tym kosztów zastępstwa procesowego. Jeszcze przed wniesieniem pozwu powódka wezwała stronę pozwaną do zapłaty kwoty 18.500 zł. Naruszenie miało polegać na tym, że zdjęcie zostało wykorzystane jako element treści zaproszenia na wykład poświęcony Miłoszowi. Zaproszenie to zostało rozpowszechnione na stronach lokalnych mediów.
Również w tym przypadku sąd uznał roszczenie za nieuzasadnione i zwrócił uwagę na to, że zdjęcia nie były przez twórce oznaczone jako jego dzieła. Sąd miał też wątpliwości co do autorstwa zdjęć.
- Wprawdzie powódka załączyła do pozwu wydruk ze swojej strony internetowej, na której zostały umieszczone fotografie z wizerunkiem C. M., ale żadne z nich nie zawiera oznaczenia jednoznacznie wskazującego na autorstwo powódki. Sam fakt umieszczenia fotografii na stronie internetowej nie świadczy o posiadanych prawach autorskich (...). Okoliczność, że powódka miała prawo utrwalić wizerunek poety, a także to, że jest autorem wielu jego zdjęć czy też posiada wydane przez siebie albumy fotograficzne poświęcone poecie, nie dowodzi jeszcze, że jest ona autorem zdjęcia będącego przedmiotem sporu albo przysługuje jej prawo autorskie majątkowe nabyte z innego tytułu - czytamy w wyroku.
Sąd w Kaliszu również zgodził się z tym, że działanie biblioteki mieściło się w art. 27 ustawy o prawach autorskich, zatem było rodzajem dozwolonego użytku. Uwaga, ten wyrok również jest nieprawomocny.
W ostatnim czasie zgłosiły się do mnie osoby, które na własnej skórze doświadczyły czegoś w rodzaju cichego copyright trollingu (nie są to przypadki związane wyłącznie z J.P.). Zjawisko cichego trollingu dotyczy nie tylko bibliotek czy szkół, ale także osób prywatnych i firm. Samo zamieszczenie zdjęcia na stronie czy blogu może sprawić, że dostaniesz propozycję ugody za np. 15.000 zł. Posiadacze praw autorskich mogą próbować dochodzić swoich praw zarówno na drodze cywilnej jak i karnej, a postępowania karne mogą być szczególnie kłopotliwe dla urzędników państwowych.
Oczywiście twórcy mają prawo dbać o swoje interesy. Nie mam też wątpliwości co do tego, że droga ugodowa w wielu przypadkach mogłaby być lepszą opcją. Mogą się natomiast pojawić pewne wątpliwości natury etycznej, jeśli naruszenie ma charakter przypadkowy, a twórca w ramach ugody domaga się bardzo dużych kwot.
Osobnym wątkiem jest ocenianie takich działań z punktu widzenia kultury, sztuki i zasad etyki.
Można się zastanawiać nad tym, czy sam Czesław Miłosz ucieszyłby się z tego, że jego zdjęcia stanowią powód do uzyskiwania odszkodowań od bibliotek podejmujących pewne działania dla dobra kultury? Czy fotografka, artystka i osoba kultury, nie powinna nieco przychylniejszym okiem patrzeć na działania bibliotek? Oczywiście, można upominać biblioteki i edukować je w kwestii praw autorskich, ale czy ten cel osiągany jest właściwie? Każdy z Was we własnym zakresie może udzielić sobie odpowiedzi na te pytania.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|