Stosowany przez YouTube system wykrywania piractwa mógł pozbawiać zysku uczciwych twórców. Serwis wreszcie postanowił to zmienić.
Dziennik Internautów już kilka razy pisał o tym, w jaki sposób antypirackie mechanizmu YouTube mogą krzywdzić twórców. W przeszłości dochodziło nawet do tego, że duzi posiadacze praw autorskich zarabiali na cudzych filmach, które zostały błędnie zgłoszone jako piractwo. Poza tym pisaliśmy o tym jak trudno jest odpowiadać na roszczenia antypirackie generowane przez automaty.
YouTube od dawna mówił, że dostrzega problem, ale dopiero teraz postanowił naprawdę go rozwiązać. Cóż... lepiej późno niż wcale.
YouTube ogłosił na swoim blogu, że wszystkie filmy będą mogły zarabiać nawet w momencie wystąpienia roszczeń z tytułu praw autorskich. Przychód z reklam wygenerowany w czasie rozpatrywania roszczenia będzie notowany osobno i będzie wypłacany właściwej osobie już po wyjaśnieniu sprawy. YouTube przygotował też infografikę wyjaśniającą ten proces (możecie kliknąć by powiększyć).
Przy okazji YouTube przypomniał, że interesuje go także ochrona filmów cytujących inne dzieła w ramach tzw. dozwolonego użytku.
W lutym 2016 toku YouTube ogłosił powołanie specjalnego zespołu ludzi zajmujących się monitorowaniem pomyłek przy działaniach związanych z realizacją polityki YouTube. Jeszcze wcześniej - w listopadzie 2015 roku - YouTube obiecał prawne wsparcie tym twórcom, którzy ewidentnie korzystali z dozwolonego użytku, a jednak stali się celem antypirackich roszczeń. YouTube ma zamiar angażować się w sprawy sądowe jeśli będzie to konieczne.
YouTube ujawnił, że kwestionowane zgłoszenia antypirackie przez system Content ID stanowią mniej niż 1% wszystkich takich zgłoszeń. Z naszych rozmów z użytkownikami YouTube wynika jednak, że niejeden z nich odstępuje od dyskusji. Youtuberzy sądzą, że klikanie do kolejnych automatów nie ma sensu, że tym sprawom nie przyglądają się ludzie, że pomniejszy twórca zawsze jest w gorszej sytuacji. Niektóre osoby odstępują od dyskusji w momencie, gdy YouTube zapowiada przekazanie drugiej stronie danych osobowych autora filmu.
Nie mamy oczywiście wątpliwości, że Content ID wykrywa sporo autentycznych naruszeń. Niemniej nawet kilku skrzywdzonych twórców to za dużo. Poza tym spór staje się bardziej skomplikowany gdy w grę wchodzi dozwolony użytek. Dobrym przykładem będzie sprawa Stephanie Lenz, która zakończyła się korzystnym dla kobiety wyrokiem sądowym.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|