Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

USA: Dyskusja o piractwie bez najbardziej zainteresowanych

16-12-2009, 07:26

Organizacje konsumenckie i firmy z branży IT nie zostały zaproszone do Białego Domu na spotkanie poświęcone walce z piractwem komputerowym. Znaleźli się tam za to przedstawiciele największych graczy na rynku rozrywkowym.

Barack Obama, podobnie jak Nicolas Sarkozy w czasie swojej kampanii wyborczej, przeszło rok temu obiecał zajęcie się problemem piractwa w internecie. Dzisiaj jego obietnice stają się rzeczywistością. Nie taką jednak, jak można to było sobie wyobrazić. Pod auspicjami Joe Bidena, wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, odbyło się pierwsze spotkanie, na którym dyskutowano o problemie łamania praw autorskich.

W Białym Domu zjawili się więc przedstawiciele wytwórni muzycznych, filmowych, twórców oprogramowania, a także ich organizacji. Pełną listę przedstawia serwis Techdirt. Po bliższym zapoznaniu się z nią nietrudno zauważyć, że jest ona wybrakowana - nie ma tam żadnych zrzeszeń konsumentów, firm technologicznych czy też samych artystów, którzy rzekomo są na ogromną skalę okradani.

Można się więc spodziewać, że dyskusja raczej skupi się na traktacie ACTA i represyjnym prawodawstwie, podobnym do tego wprowadzonego we Francji, niż na chociażby problematyce metodologii liczenia strat powodowanych przez osoby dzielące się plikami czy też kwestii prywatności internautów.

Amerykański Kongres jednocześnie postanowił przeznaczyć 30 milionów dolarów na działania mające na celu zwalczanie piractwa - podaje FreakBits. I to w sytuacji, gdy przemysł muzyczny, najbardziej uskarżający się na problemy, wcale w tak trudnej sytuacji nie jest. Dziennik Internautów pod koniec października informował, że EMI, jedna z wytwórni tzw. wielkiej czwórki, spodziewa się bardzo dobrych wyników finansowych na rok 2009.

Nie jest to specjalnie zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że sprzedaż muzyki w formie plików bardzo dynamicznie rośnie. Już w przyszłym roku w Stanach Zjednoczonych ma ona przynieść więcej pieniędzy niż sprzedaż tradycyjnych albumów. Należy przy tym pamiętać, że muzyka w formacie MP3 oznacza niższe koszty - nie trzeba bowiem nagrywać płyt, tworzyć książeczek i płacić za tradycyjną dystrybucję.

Wciąż nie jest też do końca jasny wpływ dzielenia się plikami na wyniki sprzedażowe muzyki, filmów czy oprogramowania. Przeprowadzone w Wielkiej Brytanii badania wskazują bowiem, że osoba, która przyznała się do pobierania chronionych plików z internetu, wydawała rocznie na muzykę 77 funtów, blisko dwukrotnie więcej niż osoba tego nierobiąca.

Kto więc ma rację? Czy dzielenie się plikami faktycznie zmniejsza sprzedaż muzyki czy filmów? A może odwrotnie - może właśnie dzięki temu więcej kupujemy?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *