Sąd w Toronto musi zdecydować, czy wstrzymać kierowców Ubera i nakazać im zdobycie licencji czy też pozwolić im jeździć tak, jak do tej pory. Zwycięży regulacja i interesy jednej grupy zawodowej czy też bardziej rynkowe myślenie?
Dopiero co pisaliśmy w Dzienniku Internautów o problemach Ubera w Londynie oraz we Francji, a już w kolejnym miejscu nad firmą zbierają się ciemne chmury. Tym razem chodzi o Toronto, największe miasto Kanady. Przyczyna jest taka sama, jak wszędzie indziej - taksówkarze nie chcą dodatkowej konkurencji, w ich mniemaniu niezbyt uczciwej, gdyż niepodlegającej tym samym, co oni, przepisom.
I to właśnie oni pozwali amerykańską firmę. Wczoraj przed sądem w Toronto odbyła się pierwsza rozprawa - podaje agencja Reuters. Taksówkarze nie domagają się, by Uber zaprzestał działalności w największym mieście kraju, a "jedynie" tego, by podlegał takim samym regulacjom, jak tradycyjne taksówki, z którymi konkuruje. Samo Toronto, będące stroną w sprawie, domaga się wstrzymania działalności do czasu, aż wszyscy kierowcy nie zdobędą odpowiednich licencji.
Co ciekawe, w sporze tym po stronie Ubera stoi burmistrz Toronto, John Tory, uznający amerykańską usługę za element współczesnego krajobrazu. Wyraził on nadzieję, że stronom uda się dojść do porozumienia. Taksówkarze są odmiennego zdania, stąd ich protest przed samym sądem, a także w centralnym dystrykcie biznesowym miasta.
Nie ma niczego nadzwyczajnego w tym, że taksówkarze bronią status quo (a raczej tego, co było przed pojawieniem się Ubera). Zmiana oznacza dla nich zapewne obniżenie zarobków, część taksówkarzy może być zmuszona do poszukania nowego zajęcia, gdyż nie starczy miejsca dla wszystkich. Regulacja kierowców Ubera konsumentom raczej korzyści nie przyniesie. Ich zazwyczaj nie interesuje, czy kierowca ma licencję, ale to, by bezpiecznie, szybko i za rozsądne pieniądze dostać się do celu.
Mamy tutaj dość powszechny dylemat: czy chronić jakąś grupę zawodową przed działaniami rynku kosztem konsumentów? Co jest lepsze - odgórna regulacja, która utrwala stan obecny, ale też go w jakimś stopniu porządkuje, czy też wolny rynek, gdzie podaż, popyt i jakość świadczonych usług decydują o tym, kto dalej pracuje, a kto musi poszukać sobie nowej pracy?
Kanada to nie Stany Zjednoczone, gdzie panuje bardzo duża swoboda, ale też nie opiekuńcza Europa, gdzie państwa znacznie częściej ingerują w działania mechanizmów rynkowych. W kwestiach gospodarczych rządowi w Ottawie oraz rządom prowincji bliżej jest jednak to koncepcji wolnego rynku. Pytanie tylko, po której stronie stanie sąd.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*