Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Światowa nauka piractwem stoi. To problem czy objaw problemu?

29-04-2016, 10:12

Bez nauki nie ma postępu, a uprawianie nauki wymaga swobodnego dostępu do informacji. Z tego powodu w internecie rozwija się nielegalna wymiana artykułami naukowymi. Jednocześnie w USA przybywa pirackich rozgłośni radiowych dla lokalnych społeczności. Czy te pozornie różne zjawiska mają coś wspólnego?

Słowo "piractwo" najczęściej kojarzy się nam z sieciami P2P albo z innymi formami wymieniania się plikami w sieci. Kojarzy się również z udostępnianiem dóbr "rozrywkowych" takich jak książki, muzyka czy film. Warto odnotować, że istnieją też mniej znane i z pewnych względów ciekawsze formy piractwa. Te zjawiska mogą nawet wpływać na rozwój nauki (sic!) albo mogą występować niezależnie od internetu. 

Piractwo naukowe

Większość naprawdę ważnych badań prowadzi się w instytucjach naukowych, które są utrzymywane w dużej części z pieniędzy publicznych. Niestety wytworzona przez naukowców wiedza staje się towarem, który jest spieniężany przez wydawców szanowanych czasopism naukowych. Lawrence Lessig, znany krytyk praw autorskich, podnosił ten problem już przed laty.

Problem jest o tyle istotny, że wytwarzanie nowej nauki wymaga podpierania się wytworzoną wcześniej wiedzą. Naukowcy muszą czytać liczne artykuły, a dostęp do nich kosztuje. Czasami opłaty za artykuły stanowiłyby znaczną cześć pensji naukowca, szczególnie w krajach mniej rozwiniętych. Naukowcom zostają więc dwie opcję - zmienić branże albo sięgnąć po narzędzia "pirackie". 

Takim narzędziem dla naukowców jest Sci-Hub - repozytorium zawierające blisko 50 tys. artykułów naukowych. Jego założycielką jest programistka Alexandra Elbakyan z Kazahstanu. Niektóre osoby porównują ja do Edwarda Snowdena, ale oczywiście wiedza uwolniona przez Elbakyan ma bardziej subtelny charakter. 

Sci-Hub

Szacuje się, że Sci-Hub ma w ciągu dnia ok. 200 tysięcy zapytań o artykuły. Aby zrozumieć rozmiar tego zjawiska warto przeczytać artykuł Johna Bohannona opublikowany ostatnio w Science. Podaje on przykład irańskiego naukowca, który w celu przeczytania artykułu z 2011 roku musiałby zapłacić 28 dolarów za dostęp. Zakupienie wszystkich potrzebnych mu do pracy artykułów kosztowałoby 1000 dolarów tygodniowo. To nie jest znacząca kwota tylko dla irańskiego naukowca. Dla niejednego polskiego naukowca to byłby wydatek przekraczający zarobki. 

Wydawcy czasopism naukowych przekonują, że istnieją legalne sposoby na darmowe lub bardzo tanie pozyskanie artykułów naukowych. Problem w tym, że wymagają one kontaktowania się z autorem, albo umożliwiają dostęp na określony czas lub tylko w określonym formacie. W praktyce badacze musieliby bardzo się napracować by uzyskać materiały, a Sci-Hub daje stosunkowo szybki dostęp do wiedzy.

Wspomniany artykuł w Science rzuca światło na sposób korzystania ze Sci-Hub przez naukowców na całym świecie. Okazuje się, że z serwisu korzystają specjaliści różnych dyscyplin i niekoniecznie są to osoby z krajów biedniejszych. Poniższa mapa daje pewne wyobrażenie zjawiska. 

Mapa użytkowników Sci-Hub

Uważniejsza analiza statystyk Sci-Hub pozwala ustalić gdzie na świecie prowadzone są badania w określonej dziedzinie. Należałoby przy tym uwzględnić, że w sieciach akademickich wiele osób może mieć ten sam adres IP. Faktyczna liczba użytkowników może być większa niż się wydaje, natomiast skala udostępnianych materiałów daje wyobrażenie znaczenia serwisu. Dzięki niemu naukowcy pobierają ok. 28 mln artykułów w ciągu jednego półrocza. 

Jeśli się nad tym zastanowimy łatwo dojdziemy do wniosku, że naukowy postęp na świecie jest napędzany piractwem. Powiedziałbym, że jest to reakcja świata naukowego na coraz bardziej absurdalne podejście do własności intelektualnej. Kiedyś naukowcy mogli swobodniej dzielić się informacjami, a dziś znamy przypadki, gdy badacze boją się promować swoje prace z powodu praw autorskich. 

No właśnie! Skąd Sci-Hub pozyskuje publikowane artykuły naukowe? Pewien wydawca uparcie krytykujący Sci-Hub (Elsevier) zarzucał Aleksandrze Elbakyan stosowanie technik phishingowych w celu zdobywania danych uwierzytelniających do baz z artykułami naukowymi. Elbakyan odpiera te zarzuty i zapewnia, że nie stosowała phishingu. Programistka nie chce jednak ujawniać swoich źródeł. Wiadomo tylko, że wielu naukowców chętnie angażuje się w udostępnianie materiałów. 

Wyjaśnijmy sobie w tym miejscu, że opisując to zjawisko Dziennik Internautów nie ma zamiaru promować piractwa. Opisujemy jedynie istniejące i powszechne zjawisko. Od tego zjawiska prawdopodobnie zależy postęp naukowy na całym świecie. Co więcej, to zjawisko wydaje się reakcją na ograniczenia powstające z powodu praw autorskich. Wreszcie dodajmy, że chodzi o prawa autorskie do wiedzy wytwarzanej w instytucjach utrzymywanych za pieniądze publiczne. Jest to w jakiś sposób fascynujące.

Pirackie radia w XXI wieku

Niemniej ciekawym zjawiskiem są pirackie radia. W tym przypadku nie chodzi o wymienianie się wiedzą i nie chodzi o coś, co jest istotne dla postępu. Niemniej pokazuje to, że nawet powstrzymując piractwo w internecie nie powstrzymamy ludzi całkowicie przed nielegalnym wymienianiem się informacją. 

Pirackie rozgłośnie radiowe pojawiają się w USA m.in. w Nowym Jorku. Członkowie kongresu skarżyli się na to zjawisko do Federalnej Komisji Łączności. Na stronie Komisji znajdziemy mapę dotyczącą działań organów ścigania w związku z nielegalnymi rozgłośniami. 

Pirackie rozgłośnie mogą mieć zasięg jednego osiedla albo kilku mil. Często podają numer telefonu, na który można zadzwonić by zamówić piosenkę. Nierzadko można w nich posłuchać o problemach lokalnej społeczności albo jakiejś konkretnej mniejszości narodowej. Są to radia zarówno bardziej "interaktywne" jak i bardziej "uspołecznione" niż tradycyjne rozgłośnie.  

Sprzęt do zorganizowania pirackiej rozgłośni można kupić stosunkowo tanio. Nie potrzeba komputera by odbierać program. Jedynym problemem staje się to, że dochodzi do ciągłego naruszania prawa, nie tylko autorskiego. Pirackie rozgłośnie mogą zakłócać zwykłe stacje radiowe albo wchodzą na częstotliwości użytkowane przez służby. Niektórzy nadawcy prowadzą radia internetowe i zapewniają, że nie mają pojęcia kto puszcza ich program w eter. 

Celowo zestawiłem w tym tekście pirackie radia z piracką nauką. W jednym przypadku mamy tani sposób komunikacji stosowany w ramach lokalnej, często niezamożnej społeczności. Drugi przypadek to piractwo elit intelektualnych, które muszą jakoś radzić sobie ze swoimi zadaniami. W obu przypadkach chodzi o to samo - ludzie potrzebują swobodnego dostępu do informacji. Potrzebują się ze sobą porozumieć by osiągnąć pewne wspólne cele.

"Własność intelektualna" dotyka dziś nie tylko problemu wymieniania się pewną cenną informacją. Dotyka dosłownie problemu porozumiewania się, a przecież komunikowanie się z innymi jednostkami jest podstawowym elementem bycia człowiekiem. Tworząc prawo możemy absolutnie pomijać problemy humanistyczne, ale jaki będzie ostateczny efekt odczłowieczenia prawa? Czy powstające wówczas problemy będą naprawdę patologiami prawnymi, czy tylko symptomami jakiegoś innego, znacznie głębszego, iście ludzkiego problemu?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. Samsung



fot. HONOR