ZAiKS, ZPAV i S-ka obawiają się, że zgłaszanie naruszeń w internecie nie będzie możliwe drogą elektroniczną, zatem operatorzy stron WWW usuną treści chronione prawem autorskim dopiero po otrzymaniu papierowego listu. Rzeczywiście byłoby to zbędne utrudnienie, choć z drugiej strony procedura notice and takedown powinna pilnować wiarygodności zgłoszeń.
W zeszłym miesiącu Dziennik Internautów przypominał, że w Polsce trwają prace nad przepisami, które uregulują kwestię zwaną z angielska notice and takedown. Przepisy w tym zakresie będą elementem Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (UŚUDE).
Notice and takedown to nic innego, jak usuwanie nielegalnych treści z sieci przez operatorów stron internetowych. Przykładowo, jeśli na YouTube znajdzie się film, do którego prawa ma Warner, Warner może poprosić YouTube o usunięcie filmu. Jeśli YouTube usunie film, Warner nie będzie mógł pozwać YouTube za naruszenie.
To wydaje się proste, ale notice and takedown rodzi wiele problemów. Przede wszystkim operator strony internetowej musi mieć pewność, że zgłoszenie o naruszeniu jest autentyczne, że nie jest czyimś głupim żartem. Właśnie dlatego Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji zaproponowało, aby nowe przepisy UŚUDE wymagały spełnienia pewnych wymagań, m.in. złożenia podpisu pod zgłoszeniem naruszenia.
Ten pomysł oburzył wydawców, a właściwie ich przedstawicieli. Uważają oni, że w polskiej rzeczywistości "podpis" to tylko podpis odręczny złożony na papierze. To z kolei oznacza, że w praktyce prośby o usuwanie naruszeń będzie można wysyłać tylko listami papierowymi. Reakcja e-usługodawców na takie zgłoszenia nie będzie zbyt szybka, zatem materiały np. chronione prawami autorskimi długo powiszą w sieci, zanim ktoś je usunie.
Jest jeszcze podpis elektroniczny, ale ten jest drogi i niezbyt popularny.
Izba Wydawców Prasy wraz z innymi organizacjami (m.in. ZPAV i ZAiKS) wystosowała pismo wzywające do rezygnacji z podpisu jako koniecznego elementu "wiarygodnej wiadomości" o naruszeniu. Wydawcy chcą również, aby ustawa odwoływała się do środków komunikacji elektronicznej w zakresie zgłaszania naruszeń. Pismo do Michała Boniego w tej sprawie zamieszczamy pod tekstem.
Wydawcy mają rację, stwierdzając, że wysyłanie powiadomień na papierze byłoby niemądre. Wymaganie podpisu elektronicznego też byłoby barierą, ale... jest jedno „ale”.
Jeśli już chcemy ułatwić wydawcom zgłaszanie naruszeń, powinniśmy zadbać o rozwiązania prawne przewidujące odpowiedzialność po stronie zgłaszającego, jeśli zacznie on nadużywać zgłaszania naruszeń np. w celu usuwania materiałów konkurencji.
Prawo amerykańskie, na którym wzorowane są rozwiązania polskie, przewiduje odpowiedzialność za nadużycia notice and takedown.
W tym kontekście należałoby przypomnieć spór Warnera z serwisem Hotfile. Warner wysłał bardzo wiele powiadomień o naruszeniach jego praw autorskich, choć w rzeczywistości wytwórnia nie miała praw do kwestionowanych plików. Prawnicy Warnera tłumaczyli potem, że był to błąd automatu wysyłającego zgłoszenia. Pomyślcie... zgłoszenia wysyłał automat...
Należy zauważyć, że niewłaściwe korzystanie z notice and takedown to szkodzenie konkurencji. Przykładowo, Warner mógłby stworzyć narzędzie wysyłające prośby o usunięcie z sieci wszystkich materiałów konkurencyjnych wytwórni. Operatorzy stron mogliby realizować te prośby, bojąc się odpowiedzialności. W ten sposób materiały konkurencyjne dla Warnera byłyby zwyczajnie cenzurowane.
Inny przykład - w roku 2008 Viacom poprosił o usunięcie z YouTube filmu niezależnej artystki. Ten film był prezentowany w telewizji Nicktoons należącej do Viacom, ale to nie oznaczało, że Viacom miał do niego wyłączne prawa. Nie miał. Film przywrócono w YouTube dopiero po interwencji jego autorki. Gdyby nie ta interwencja, Viacom zwyczajnie ocenzurowałby YouTube, wykorzystując notice and takedown.
Należy się zgodzić z tezą wydawców, że procedura notice and takedown nie powinna być zbytnio utrudniona. Jednocześnie należy wprowadzić zabezpieczenia, które zapewnią odpowiedzialność za nadużycia tego mechanizmu. Swoboda działania zawsze jest dobra, ale zawsze musi się wiązać z odpowiedzialnością, także dla organizacji takich, jak ZPAV czy ZAiKS.
Poniżej pismo do organizacji wydawców do Michała Boniego.
Pismo "twórców" do ministra M. Boniego z 26 lipca 2012 r.
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
Virgin Mobile kusi niskimi cenami, ale do podboju Polski to chyba nie wystarczy
|
|
|
|
|
|