Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Pół miliona złotych na stronę Sądu Najwyższego, a orzeczenia tylko w PDF!

07-11-2012, 12:42

Pół miliona złotych to wysoka cena ze modernizację serwisu internetowego. Sąd Najwyższy tyle właśnie wydał, ale obywatele nie dostali w zamian nic szczególnego. W ogóle problem ze stronami rządowymi jest taki, że płacą za nie obywatele, którzy ostatecznie niewiele na tym zyskują.

Czasem przy korespondowaniu z instytucją publiczną wychodzą na jaw ciekawe informacje. Wie o tym fundacja ePaństwo, która stoi m.in. za serwisem Sejmometr.

Fundacja we wrześniu tego roku poprosiła Sąd Najwyższy o udostępnienie wszelkich umów, które zawarł on z wykonawcami swoich stron internetowych. Fundacja robi to, aby podnieść poziom dostępności orzeczeń Sądu Najwyższego w internecie i wyjaśnić, dlaczego szybki dostęp do tych orzeczeń jest możliwy poprzez... zakupienie ich of firm. Problem jest podobny jak w przypadku wzorów znaków drogowych.

Sąd nie od razu mógł przedstawić umowy, ale wreszcie przeszukał swoje archiwa i dokopał się do dokumentu, który zamieszczamy pod tym tekstem.

Pół miliona na modernizację

Umowa podpisana w ubiegłym roku z firmą EC2 z Warszawy dotyczy modernizacji dwóch serwisów Sądu Najwyższego - internetowego oraz intranetowego. Wartość umowy to ponad 554 tysiące złotych. Wymagania stawiane przed wykonawcą są zapisane w załączniku nr 1 (strona 7 dokumentu).

Część tego, co wykonano, możemy zobaczyć na stronie Sądu Najwyższego, pod adresem www.sn.pl. Serwis sam w sobie nie jest zły, ale trudno nazwać go czymś szczególnym. Fundacja ePaństwo zwraca uwagę na to, że nie zadbano o wygodę odwiedzających, którzy chcieliby przeszukać zasoby informacji Sądu Najwyższego. 

zrzut

- Baza orzeczeń to już nieco bardziej skomplikowane mechanizmy, ale również nie są to wyżyny rzemiosła informatycznego. Biorąc pod uwagę kwotę zlecenia, można było zadbać o zaimplementowanie pewnych dodatkowych funkcji. Nie można np. wyświetlić listy wszystkich sędziów, a następnie listy orzeczeń, które wydali (najpierw trzeba znać nazwisko sędziego), nie mówiąc już o indywidualnych statystykach dla każdego sędziego. Dziwi też umieszczanie treści orzeczeń w formacie PDF, a nie HTML, co w pewnym stopniu wpływa na obniżenie ich dostępności i możliwości dalszego przetwarzania - czytamy w serwisie Fundacji ePaństwo (zob. Sąd Najwyższy wydał ponad pół miliona złotych na przerobienie swojej strony internetowej).

Można oczekiwać więcej?

Fundacja zidentyfikowała też błędy bezpieczeństwa na stronie SN oraz błędy walidacji, a umowa wymagała dostarczenia serwisu zgodnego ze standardami.

Nie chodzi o to, że mamy wielką aferę. Wspomniane pół miliona złotych pokryło też koszty serwisu intranetowego, który musiał współpracować z systemami będącymi w posiadaniu sądu. To nie była "zwykła strona". Niemniej była to znacząca inwestycja, przy której nie wzięto pod uwagę potrzeb obywateli.

Pytane przez nas o zdanie agencje interaktywne przyznają, że widełki cenowe dla tego typu usług mogą być szerokie. Jako obywatele możemy być jednak zasmuceni tym, że ogromne kwoty z naszych podatków są przeznaczane na budowę czegoś, co ostatecznie nie oddaje obywatelom szczególnych zasług. Czy naprawdę nie można udostępnić treści orzeczeń w formacie HTML, jeśli już daliśmy te pół miliona?

Państwowe strony za miliardy

Problem dotyczy nie tylko Sądu Najwyższego. W roku 2009 głośno było o stronie internetowej dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych, która miała kosztować pół miliona euro! Pytanie do Was - czy od tego czasu odczuliście znaczącą poprawę w funkcjonowaniu serwisów WWW tego ministerstwa? My jej nie odczuliśmy. Odnotowaliśmy nawet, że trudno dotrzeć do projektów ustaw na stronie MSZ.

Sonda
Przeglądasz strone rządowe?
  • tak i oceniam je bardzo wysoko
  • tak, ale to męka
  • nie
wyniki  komentarze

Bolesne jest to, że nikt nie kontroluje, ile pieniędzy państwo wydaje na strony WWW. Trudno chyba nawet ocenić, ile dokładnie serwisów utrzymuje państwo, nie mówiąc o tym, że duża część z nich może być zbędna. Nierzadko pieniądze są trawione na logotypy i szaty graficzne, podczas gdy państwo powinno mieć ustalony, jednolity wizerunek.

Czy wiedziałeś, że samo utrzymanie serwisu internetowego Trybunału Konstytucyjnego kosztuje 129 tysięcy złotych?! To oznacza, że wszystkie rządowe strony WWW mogą kosztować miliardy.

Poniżej skan umowy, jaką Sąd Najwyższy zawarł z EC2.

Umowa między Sądem Najwyższym a EC2


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: ePaństwo