Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Fotografka znanych Polaków przegrała z fundacją. To był cytat fotograficzny, nie naruszenie!

18-08-2016, 12:40

Prawo cytatu obejmuje także zdjęcia! Przypomniał o tym krakowski sąd, który rozstrzygnął spór pomiędzy fundacją a fotografką często pozywającą różne instytucje. Sąd uznał też, że fotografka powinna oznaczyć swoje zdjęcia jeśli oczekiwała odpowiednio podpisanego cytatu.

Uwaga: opisywana sprawa ma swój dalszy ciąg. Zobacz aktualizację pod tekstem. 

Dziennik Internautów już kilkakrotnie pisał o działaniach pewnej fotografki, określanej u nas jako fotografka J.P. To artystka, która dość często pozywa instytucje państwowe i inne organizacje w związku z naruszeniami praw do jej zdjęć. Jest ona autorką zdjęć znanych Polaków i dlatego zdarza się, że te zdjęcia trafiają np. na strony bibliotek lub blogi o sztuce. Fotografka sprawnie wyszukuje nawet drobne naruszenia i zwykle żąda ogromnych odszkodowań stosując różne formy nacisku. Fotografka JP stara się utrzymać swoje działania w tajemnicy, co sprzyja prowadzeniu bez rozgłosu działalności wzbudzającej pewne zastrzeżenia etyczne. 

Pani J.P. zwykle wygrywa w sądach, nawet jeśli wygrywa znacznie mniej niż początkowo żąda w ramach ugód. Zdarzyło się jednak, że ta właśnie fotografka przegrała sprawę w sądach dwóch instancji. Sprawa dotyczyła Krakowskiej Fundacji Filmowej i zahaczała o ciekawe zagadnienie jakim jest... cytat fotograficzny. 

To nie było naruszenie. To cytat!

Informacje o szczegółach znajdziecie na stronie kancelarii prawnej LASSOTA I PARTNERZY, która reprezentowała Krakowską Fundację Filmową. 

Spór zaczął się od tego, że fundacja zamieściła na swojej stronie zdjęcie wybitnego reżysera. Autorką tego zdjęcia była pani J.P. Strona o której mowa to Polish Docs - baza informacji o polskich filmach dokumentalnych. Pani J.P. oczywiście zauważyła rzekome naruszenie i próbowała uzyskać pieniądze w drodze pozasądowej "ugody". Fundacja się nie ugięła więc sprawa trafiła do sądu. Fotografka J.P. jak zwykle domagała się kilkunastu tysięcy złotych. 

Fotografka przegrała sprawę, wniosła apelację i znów przegrała. Wyrok, który oddalił jej roszczenia jest już prawomocny. Wydał go Sąd Apelacyjny w Krakowie, a sygnatura wyroku to I ACa 275/16. 

Jak wyjaśnia fundacja Lassota i Partnerzy, Sąd Apelacyjny uznał działanie Fundacji za mieszczące się w ramach prawa cytatu i to pomimo niepodpisania zdjęcia nazwiskiem autora. W tym miejscu przypomnijmy, że prawo cytatu wynika z art. 29 prawa autorskiego, którzy brzmi tak. 

Art. 29. Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów oraz rozpowszechnione utwory plastyczne, utwory fotograficzne lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym celami cytatu, takimi jak wyjaśnianie, polemika, analiza krytyczna lub naukowa, nauczanie lub prawami gatunku twórczości.

Zdaniem sądu strona internetowa Fundacji była "utworem stanowiącym samoistną całość". Sąd zauważył też, że wykorzystanie portretu reżysera miało za cel zarówno wyjaśnienie, jak i nauczanie poprzez rozpowszechnianie tego wizerunku w kraju i zagranicą.

Ludzie często zapominają o prawie cytatu, a szkoda. 

- Jak wynika z wielu przypadków, znanych zarówno z mediów, jak i własnej praktyki Kancelarii, brak znajomości możliwości, jakie gwarantują przepisy (...) sprzyja uleganiu kierowanym pod naszym adresem żądaniom, często zupełnie bezzasadnym. Cytat natomiast, choć jest jednym z najczęściej stosowanych w codziennym życiu instytucji dozwolonego użytku, wciąż odkrywa przed nami nowe formy swego zastosowania - czytamy w artykule na stronie kancelarii Lassota i Partnerzy.

Autor mógł się oznaczyć

Oczywiście jest jeszcze art. 34 ustawy mówiący o tym, że utwory można przytaczać "w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła". Sąd uznał jednak, że brak oznaczenia autorstwa fotografii nie stał na przeszkodzie uznania powyższego działania za realizację prawa cytatu, gdyż możliwość podania twórcy i źródła cytowanego dzieła zachodzi wówczas, gdy sam twórca opatrzył swój utwór podpisem lub w inny, niebudzący wątpliwości sposób oznaczył swe autorstwo

Przyznacie, że jest to niezwykle ciekawy wyrok. Szczegóły na temat sprawy znajdziecie na a stronie kancelarii prawnej LASSOTA I PARTNERZY. Postaramy się również zdobyć uzasadnienie wyroku i opublikujemy je w późniejszym czasie.

Tymczasem wrócimy do jednego z kilku ciekawych wątków związanych z panią J.P. 

Oznaczenie autorstwa zdjęcia - czy to takie trudne?

Zwracałem w przeszłości uwagę na to, że wciąż krzywdzona fotografka J.P. mogłaby łatwo uniknąć jakże bolesnych dla niej naruszeń. Poradzę jej całkiem za darmo, że najprostszym sposobem byłoby usunięcie zdjęć z Google tj. ograniczenie indeksowania jej strony. Często bowiem "naruszyciele" pobierają zdjęcia właśnie z Google. Skoro te pobrania są tak bolesne, trzeba je powstrzymać!

Drugim sposobem uniknięcia naruszeń byłoby wyraźne oznaczenie autorstwa zdjęć. Można to zrobić na wiele sposób - poprzez tzw. "znak wodny", dodanie ramki z podpisem itd. W większości przypadków notka w rodzaju "prawa autorskie zastrzeżone" mogłaby zniechęcić np. bibliotekarzy do wykorzystywania zdjęcia na stronie biblioteki. 

Pani J.P. upiera się przy stanowisku, że twórca nie musi tak oznaczać swojej dzieł. Ba! Pani J.P. opublikowała nawet wywiad z pewną znaną prawniczką na stronie pewnego wydawnictwa cenionego przez prawników. W tym wywiadzie pani J.P. narzekała na "przeświadczenie, że autor ma obowiązek swoje prace szpecić znakami wodnymi". Znana prawniczka przyklasnęła pani J.P. i stwierdziła, że brak oznaczenia nie może rodzić przekonania, że utwór jest niczyj. Wybaczcie, że nie podam linku do tego dość zabawnego wywiadu. 

Zgadzam się, że brak podpisu nie oznacza bezpańskości utworu. Powiedzmy jednak szczerze, że brak podpisu utrudnia zidentyfikowanie autora oraz jego intencji, co do spieniężania dzieła. Fotografie pani J.P. nie straciłyby nic ze swojego artystycznego waloru, gdyby ktoś dodał do nich napis w rodzaju "Wykorzystanie tego zdjęcia sprawi, że zażądam kilkunastu tysięcy. J.P.". Taki napis mógłby natomiast powstrzymać naruszenia zanim jeszcze nastąpią i o to przecież powinno chodzić twórcy żarliwie broniącemu swojej "własności intelektualnej".

Znamienne jest to, że Pani J.P. nie życzyła sobie tekstów o swojej działalności w Dzienniku Internautów. Jej prawnik próbował nawet doprowadzić do usunięcia naszych publikacji, choć zrobił to w sposób dość niemądry. Dlaczego? Przecież teoretycznie powinno jej zależeć na rozgłosie, aby wystraszyć przed kolejnymi naruszeniami! Oczywiście brak rozgłosu były dobry, gdyby komuś zależało na wystąpieniu i spieniężeniu naruszeń. Czy tak właśnie było? Nie wiem, ale sami możecie to ocenić. 

Naruszenia jako motor przychodu

Nie ujawniamy nazwiska pani J.P. bo nie uznajemy tego za najważniejsze. Ważniejsze jest wykazanie problemu tkwiącego u podstaw jej prawno-ugodowej działalności. Prawo autorskie jest często niejasne i do wielu naruszeń dochodzi przypadkiem. W takich sytuacjach prawo nie powinno działać jak ciężki bat, który jednocześnie staje się dla artysty motorem do szybkiego wypchania portfela. Artyści powinni żyć ze swojej twórczości, nie z naruszeń. 

Dziennik Internautów nie krytykuje żadnego twórcy za dochodzenie swoich praw. Od lat natomiast wyrażamy wątpliwości wobec zorganizowanych mechanizmów spieniężania naruszeń. Opisywaliśmy zjawisko tzw. copyright trollingu wskazując na takie jego cechy, jak żądanie nadmiernych odszkodowań, wprowadzanie w błąd co sytuacji prawnej albo prowadzenie różnych działań opresyjnych mających na celu skłonienie do ugody poza sądem. Czasami takie "ugody" mogą być bardziej dotkliwe dla naruszyciela niż sprawa sądowa. Prawo autorskie powinno dawać twórcom ochronę, natomiast nie powinno być narzędziem do szybkiego wzbogacania się w razie wystąpienia drobnych, niekomercyjnych i często niezawinionych naruszeń. 

AKTUALIZACJA i ciąg dalszy

Dziennik Internautów otrzymał z sądu dokument z uzasadnieniem wyroku w opisywanej sprawie. Odsłonił on fascynującą historię związaną z podarowaniem zdjęcia, za które obdarowany doczekał się pozwu. Więcej w kolejnym tekście pt. Podarowała zdjęcie i pozwała za skorzystanie z niego. Znany reżyser był zdegustowany - uzasadnienie wyroku SA w Krakowie (I ACa 275/16) 


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły: