Możliwe, że inwestorzy zbyt szybko topią pieniądze w firmach takich, jak Facebook. Mówi się o "Bańce 2.0", ale porównania do bańki internetowej z lat 90. nie wydają się całkiem trafne. Nie można przecież porównać inwestowania w Facebooka do finansowania firm, które w latach 90. nie miały nic poza pomysłem na biznes.
Firmy takie, jak Facebook, Zynga czy Groupon, są na topie. Inwestorzy chcą mieć w nich jakiś udział i szacowana wartość firm rośnie szybko... bardzo szybko. Nic więc dziwnego, że zaczyna się mówić o nadymaniu kolejnej bańki. W mediach i na blogach pojawiają się analizy "wieszczów zagłady" oraz optymistów (wszyscy uważają się za racjonalistów).
W Dzienniku Internautów publikowaliśmy już tekst GP pt. Bańka internetowa rośnie. Inwestorzy mogą zapłakać. W mediach zagranicznych dyskusję na nowo rozpętał New York Times, publikując tekst pt. Is It a New Tech Bubble? Let’s See if It Pops.
Trudno powiedzieć, której stronie dyskusji wierzyć. Inwestorzy z pewnością są świadomi ryzyka, jednocześnie zakładając, że dzieje się coś ważnego, czego nie można przegapić. To sprzyja podnoszeniu stawek gry. Można się zgodzić ze stwierdzeniem, że "mamy coś w rodzaju bańki", ale czy naprawdę mamy "drugą bańkę"? Niekoniecznie, a nawet jeśli tak, to nie jest ona taka, jak pierwsza.
Jeśli prześledzimy historię technologii, zauważymy, że pionierzy nie zawsze odnosili sukces. Zwykle drugie lub trzecie pokolenie jest tym, które wie, jak wykorzystać nowinkę techniczną. Można sądzić, że Facebook i Zynga to właśnie "drugie pokolenie".
Wokół Facebooka robi się atmosferę niesamowitości. Zuckerberga nazywa się nawet "geniuszem komputerowym". Śmieszne jest jednak porównywanie nowatorstwa Facebooka do nowatorstwa internetu w latach 90. Zuckerberg nie był żadnym pionierem ani prorokiem. Inne dzisiejsze startupy nie stworzyły cyfrowej gospodarki, tylko na niej wyrosły.
Facebook ma 500 mln użytkowników, podczas gdy w roku 1999 liczba użytkowników internetu na świecie wynosiła ok. 250 mln. Nowe technologie są dla ludzi ważne jak nigdy wcześniej.
Na inną różnicę między bańkami 1.0 i 2.0 zwraca uwagę NYT we wspomnianym wyżej tekście. W roku 1999 na giełdę wchodziło 308 spółek technologicznych. W ubiegłym roku liczba ta wynosiła... 20. Facebook ciągle unika giełdy.
Facebook, Zynga, Facebook, Groupon, Facebook... czytelnik już pewnie zauważył kolejną różnicę między bańkami. Kiedyś bańkę nadymało wiele firm, których dziś już nikt nie pamięta. Dziś tworzy ją kilka, dość dobrze znanych podmiotów.
Kolejną ważną różnicę również dostrzega NYT. Dzisiejsze startupy mają prawdziwy, rosnący dochód. Niektóre mogą być nawet rentowne. W NYT możemy poczytać o wspomnieniach osób pamiętających dawną bańkę. Inwestowano w rzeczy tylko dlatego, bo wydawały się "sexy". Osoby inwestujące dziś w Facebooka czy Zyngę są dalekie od takiego romantyzmu.
Oczywiście wieszczowie zagłady szybko zauważą, że pieniądze oferowane dziś za obiecujące startupy są dużo większe niż kiedyś. Trzeba jednak przyznać, że podstawy do inwestowania są mocniejsze.
Trzy grosze do dyskusji o Bańce 2.0 dorzuca Chris Dixon. Z argumentów przytoczonych na jego blogu warto podkreślić jeden - najbardziej obiecujące firmy nie liczą tylko na reklamę w sieci. Powstają usługi "freemium" (jak Dropbox), rośnie sprzedaż wirtualnych dóbr (jak w przypadku Zyngi), można zarabiać także na transakcjach (krok w tę stronę zrobił ostatnio Facebook, czyniąc swoją walutę obowiązkową). Więcej na temat poglądów Dixona w tekście pt. A few points about the “tech bubble” debate.
Można dodać, że stoimy u progu nowej epoki, w której płacenie za treści z sieci będzie powszechniejsze. To po części zasługa twórców aplikacji mobilnych, po części zasługa e-prasy itd.
Poza tym Dixon zauważa, że dziś ryzykują głównie profesjonalni inwestorzy, bo firmy zwlekają z wejściem na giełdę (znów przypomina się Facebook i jego prywatna oferta sprzedaży akcji).
Oczywiście każdy wieszcz zagłady zwróci uwagę na to, że firmy "niepubliczne" są bardziej tajemnicze, co może wywieść zawodowców w pole. Z drugiej strony trudno się nie zgodzić z Paulem Kedroskym, który zauważa, że trudno nazywać "niepublicznymi" takie firmy, jak Facebook czy Twitter. Przecież finanse tych firm trafiają pod lupę analityków i pisze o nich prasa. Udziały tych firm się kupuje i sprzedaje. Może te firmy nie funkcjonują na "tradycyjnej" giełdzie, ale są na swój sposób "publiczne".
Ciekawe spostrzeżenia poczynił ostatnio Paul Graham w wywiadzie dla Bloomberg TV. Zapytany o przewartościowanie Facebooka spytał: "Czy postawiłbyś pieniądze na to, że Mark Zuckerberg polegnie?". Spytany o bańkę Graham stwierdził, że bańka to "mania", a więc nie to, co dzieje się teraz. Oczywiście Graham może się mylić, ale trudno nad jego słowami się nie zastanowić. Nawet jeśli ceny firm są zawyżone, to nie jest pewne, czy słowo "bańka" jest najbardziej trafne.
Trudno powiedzieć, że żadnej bańki nie ma, bo nie wiadomo, co jutro pęknie. Straszenie bańką też nie musi być najbardziej racjonalne. Pewne jest jedno - świat bardzo się zmienił w ciągu ostatniej dekady. Lata 90? To se ne vrati!
Aktualności
|
Porady
|
Gościnnie
|
Katalog
Bukmacherzy
|
Sprawdź auto
|
Praca
biurowirtualnewarszawa.pl wirtualne biura w Śródmieściu Warszawy
Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.
*
|
|
|
|
|
|