Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Spór o prawa autorskie nie dotyczy wolności? Korporacje chcą, byśmy tak myśleli

26-03-2013, 12:18

Współczesny spór o prawa autorskie nie dotyczy wolności, ale obrony modeli biznesowych opartych na piractwie - taką tezę przedstawia Wojciech Orliński na łamach Gazety Wyborczej. Czy w takim razie czytanie książek dzieciom jest pirackim modelem biznesowym?

Pewien Czytelnik zwrócił mi dzisiaj uwagę na felieton Wojciecha Orlińskiego opublikowany w  Dużym Formacie Wyborczej. Autor stawia w nim tezę, że dostrzeżona przez premiera Donalda Tuska walka o przepływ treści w internecie wcale nie jest walką o wolność.

- Wszystkie spory o urządzanie sieci (...) Biegną między korporacjami, które w model biznesowy mają wpisane płacenie artystom (...) i korporacjami zarabiającymi na piractwie. Wolność tu nie ma nic do rzeczy. To wszystko czysty biznes - pisze Orliński.

Co znaczy "wolność"?

Wojciech Orliński twierdzi, że w internecie wolności nigdy nie było, bo internet zawsze był przez kogoś kierowany. Był najpierw wojskowy, potem akademicki, teraz staje się korporacyjny.

W powyższych tezach czai się wielki błąd. Wolność nie jest stanem prawnym czy technologicznym. Wolność to głębokie subiektywne odczucie, że mogę działać w zgodzie ze swoją naturą, przekonaniami i potrzebami. Można być wolnym, będąc zamkniętym w klatce, i można być czyimś niewolnikiem, mając zapewnione prawa do pełnej swobody. Wolność to coś bardziej subtelnego... 

... i wolność jest często ograniczana przez prawo autorskie.

Czytanie dzieciom to też biznes?

Dziennik Internautów od dłuższego czasu publikuje teksty z cyklu absurdy własności intelektualnej. W ramach tego cyklu opisywaliśmy działania organizacji antypirackiej prowadzące do tego, aby płacić za czytanie książek dzieciom.

Opisywaliśmy też pomysł polityków, aby szkoły przejmowały w pełni prawa do wszystkich prac uczniów i nauczycieli. Wspominaliśmy o rodzinie, która rzekomo naruszyła prawa Prince'a, publikując marnej jakości filmik z brzdącem.

Te wszystkie historie oburzały naszych Czytelników nie dlatego, że zagrożono jakiemuś modelowi biznesowemu. To było oburzające, bo zwykłe ludzkie czynności stały się nagle przedmiotem wyimaginowanych praw, za które ktoś żądał pieniędzy. Niech Wojciech Orliński sam powie - czy prawo do czytania książki dziecku lub grupie dzieci jest jakimś modelem biznesowym? Czy walczą o to korporacje? No chyba raczej nie...

zdjęcie

Internet to nie gazeta

Opisywane przez nas absurdy wcale nie wynikają z ataku na model biznesowy. Są one wynikiem zderzenia nowych technologii z prawami autorskimi uszytymi na miarę poprzedniej epoki, epoki prasy drukowanej i płyt winylowych. Problem ten głębiej analizuje Józef Halbersztadt z Internet Society Poland w artykule na stronach Wyborcza.biz.

Halbersztadt zauważa, że internet jest medium działającym w dwie strony. Umożliwia pobieranie i tworzenie treści. Z tego powodu przestaje w nim działać taka ochrona praw, która jest stworzona dla relacji właściciel-klient.

W internecie wszyscy stajemy się twórcami, publicystami, dystrybutorami treści. W tym obszarze może dochodzić do dławienia wolności polegającej np. na możliwości opublikowania rodzinnego filmu bez martwienia się o to, że w tle nagrania będzie słychać piosenkę Prince'a.

Wielu ludziom chodzi o wolność

W ubiegłym roku były w Polsce protesty przeciwko nudnemu porozumieniu ACTA. Z jakichś przyczyn wielu ludzi wyszło na ulicę i skakało na zimnie, co nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych.

Czy Wojcicech Orliński sądzi, że ci ludzie bronili czyjegoś modelu biznesowego? Otóż nie. Oni poczuli, że ich swoboda poruszania się po świecie informacji jest zagrożona. Im chodziło o wolność. Skoro tak było, to znaczy, że nie chodzi tylko o biznes.

Sonda
Czy Twoim zdaniem spór o prawa autorskie dotyczy tylko modeli biznesowych?
  • tak
  • nie
wyniki  komentarze

Kto nie chce mówić o wolności?

Oczywiście zaraz padnie argument, że przeciwnicy ACTA nie bardzo rozumieli całe zamieszanie i zapewne dali się zmanipulować korporacjom, które broniły określonych modeli biznesowych, bo wszystko to biznes, tak? 

Cóż... wszyscy możemy być podatni na manipulacje. Wojciechowi Orlińskiemu ktoś mógł jedynie wmówić, że "wszystko to biznes". Zwolennicy twardych praw autorskich bardzo by przecież chcieli, by argumenty związane z wolnością w ogóle nie padały. Oni chcą, by dyskusja o prawach autorskich była tylko dyskusją o modelach biznesowych.

Czytaj także: Nie ma piractwa, tylko pozarynkowy obieg kultury - badania Centrum Cyfrowego


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. Samsung



fot. HONOR