Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Przelicznik albo napój ludowy - komentarz inwestora

Andrzej Filipek 21-03-2011, 07:02

W historii świata wymiana towarowa miała różne przełożenia oraz zastosowania. Można było koraliki wymienić za żywność, a świecące dewocjonalia wymienić za broń potrzebną do podbijania nowych terenów i stref wpływu. Pamiętam takie chwile, kiedy w Polsce obowiązywała pewna waluta, w rozliczeniach stosowana była inna waluta, a i tak wszystko przeliczane było na cenę pewnego napoju alkoholowego, którego nie mogło zabraknąć na chrzcinach czy innych uroczystościach rodzinnych. I właśnie temu alkoholowi chciałbym poświęcić cotygodniowy komentarz.

Nazwijmy go napojem ludowym. Rosjanie (na podstawie http://spojrzenie.com.pl) mają swoje sposoby. W przypadkach opuchlizny i ropnego zapalenia dziąseł rosyjscy ludowi medycy najczęściej stosują następujący środek. Na dno malutkiego rondelka wlać ćwierć cala płynnego lipowego miodu. Następnie bardzo stary i mocno zardzewiały gwóźdź należy rozgrzać do czerwoności i włożyć go do miodu. Wokół miodu natychmiast wytworzy się czarna substancja przypominająca dziegieć. Tą substancją właśnie należy smarować dziąsła, przede wszystkim wieczorem przed snem. Ropne zapalenie dziąseł zwykle szybko przechodzi, opuchlizna schodzi, a zdrowie chorego znacznie się poprawia. Uwaga! Gwóźdź – obowiązkowo – powinien być bardzo stary i mocno zardzewiały. Rdza w tym przypadku odgrywa najważniejszą rolę. Podczas nagrzewania gwoździa nie wolno na niego dmuchać ani go dotykać, żeby nie zniszczyć rdzy. Nie wiem, czy pomaga, bo nie próbowałem.

Przejdźmy na inny kontynent. W Etiopii (na podstawie http://roweremprzezafryke.blox.pl) jest możliwość napicia się piwa, które nie jest jakieś szczególnie udane, ale jest zimne i jest piwem. Gdy przejeżdżając przez wioskę w górach zostaliśmy zaproszeni na świąteczny obiad, spróbowaliśmy piwa wytwarzanego sposobem domowym – nazywa się to sindi i jest dość paskudne, zwłaszcza dla kogoś, kto widział, jak sindi się produkuje. Otóż wielkie kadzie są wypełnione szarym płynem. Na powierzchni pływają ziarna owsa (najwyraźniej robi się je z owsa), a co jakiś czas pojawia się bańka dwutlenku węgla, jak w iwonickiej Bełkotce, produkt fermentacji alkoholowej. Smak – cóż, pijałem lepsze rzeczy. Wino też do najprzedniejszych nie należy, ale ma wielką zaletę – jest. I to nieszczególnie drogie. Natomiast fajnym napojem jest robiony na bazie miodu tedż. Produkuje się go w dwóch wersjach – alkoholowej i bez. Ta druga jest smaczniejsza. Jest to napój ludowy, kosztuje grosze, rozlewa się go z czajnika, a pije – z pękatych naczynek z wąską szyjką.

No to czas wracać do Europy (na podstawie http://alkohole-domowe.com). ABSYNT to wódka wytrawna nazwana od podstawowego składnika ziołowego: piołunu, Artemisia absintium. Pierwotnie miała 68 procent mocy, a później 43 procenty. Recepturę sporządził w Szwajcarii francuski emigrant dr Ordinaire'a i sprzedał w 1797 roku panu Pernod. Właściciel, dzięki niej, zdobył dużą fortunę i powołał do życia wielką firmę francuską Pernod Fils. Absynt był otrzymywany w wyniku destylacji nalewki alkoholowej na piołun i anyżek, z dodatkiem takich surowców roślinnych, jak: arcydzięgiel, kolendra, koper, hyzop, cynamon, goździki. Aby uzyskać zielony kolor, barwiono go chlorofilem. "Zielona Czarodziejka", tak nazywano absynt, zyskała wielkie powodzenie w II połowie XIX wieku i była masowo spożywana, szczególnie we Francji, Włoszech i Szwajcarii. Podawano ją w kieliszkach z dodatkiem kostki cukru, szklanki wody i dziurkowanej łyżeczki. Kostkę cukru umieszczano na łyżeczce i polewano wodą, która przesączając się przez cukier, ściekała w postaci rzadkiego syropu do kieliszka z absyntem, tworząc opalizujący mleczny płyn. W związku z twierdzeniem, że zawarty w olejku eterycznym tanaceton przy nadmiernym spożyciu szkodliwie wpływa na system nerwowy produkcja absyntu została w początkach XX wieku zabroniona w krajach europejskich. Wyjątkiem jest Hiszpania, w której wódka ta nadal jest produkowana.

AGUARDIENTE to hiszpańska nazwa wódki pochodząca od słów: aqua - woda i ardiente - palący. W krajach winiarskich aguardiente to przeważnie wódka winogronowa destylowana z wina. W krajach tropikalnych, w których rośnie trzcina cukrowa, nazwą tą określa się wódkę uzyskaną z melasy cukrowej. AKVAVIT to duńska odmiana narodowej wódki Skandynawów - kminkówki, nazywana przez Duńczyków także "schnapps". Powstaje przez rozcieńczenie rektyfikatu spirytusowego wodą z dodatkiem kminku oraz niewielkiej ilości skórek cytrynowych i pomarańczowych. Po krótkiej maceracji poddawana jest destylacji. Destylat, po obniżeniu zawartości alkoholu do 40-45 procent i przefiltrowaniu, stanowi gotowy wyrób, bezbarwny i przeważnie niesłodzony. Na rynkach światowych znana jako "Krzyż Maltański" i zaliczana do najlepszych wódek. Z kolei ANGIELSKA GORZKA to gatunkowa, wytrawna wódka korzenno-ziołowa, o mocy 40 procent, z dodatkiem niewielkiej ilości cukru. Brązowej barwy, o zapachu korzenno-ziołowym i gorzkawym smaku.

No, to wystarczy tego szlajania się po świecie i wracamy do Polski (na podstawie http://moonshine_still.republika.pl/produkcja.html). Jeśli chodzi o napoje wyskokowe, to nie mamy się czego wstydzić. Mamy i tradycję i całkiem fajnie rozwinięty przemysł produkujący to, co nie powoduje problemów gastrologicznych. Ten towar nazywam napojem ludowym, czyli trunkiem, jaki spożywany był na polskiej wsi od czasów, kiedy poznano się na właściwościach cukru (jaki on drogi dzisiaj!!!) , ziemniaków (w niektórych częściach Polski nazywanych kartoflami czy pyrami) oraz drożdży. Naród szybko wywnioskował, że potrzebny jest 1 kg cukru, 4 litry wody oraz 10 dag drożdży. Kiedy proceder produkcji napoju ludowego wyrwał się spod kontroli, to wprowadzono pewne zakazy i nakazy. Aż w końcu doczekaliśmy się w Polsce artykułu 12a ustawy 1 z dnia 2 marca 2001 roku.

Nie jestem prawnikiem z zawodu, więc nie będę oceniał, czy to jest dobra ustawa czy zła. Mam zasadę, że nie zabieram głosu na tematy, gdzie nie mam nawet minimum wiedzy. I tego samego oczekuję od innych, ale bez powodzenia. Zatem - aby nie przedłużać - mam nadzieję, że doczekam chwili, kiedy polski minister finansów wprowadzi akcyzę na napój ludowy i w ten sposób dopuści do publicznego spożywania trunku, który nie powoduje tupotu białych mew ani nie czyni gastrologicznych spustoszeń w organizmie. Niech polski minister finansów zaprzestanie tolerowania fikcji. Dowód?

Otóż osobiście byłem świadkiem transakcji wymiany środków płatniczych NBP na 1 litr napoju ludowego w odległości 5 minut drogi pieszo od gabinetu przełożonego polskiego ministra finansów. Cena transakcyjna wyniosła 70 PLN (aczkolwiek na rynku ceny zawierają się w przedziale 10-20 PLN) albo - jak kto woli - 24,6 dolara USA. Od momentu tej inwestycji kurs złotego względem dolara USA spadł do poziomu 2,8932 PLN. Warszawski indeks giełdowy WIG 20 w tym samym czasie zanotował spadek z poziomu 2783 do poziomu 2748,6 punktu. O innych przeliczeniach nie będę wspominał. Pewien znajomy (na marginesie - wieloletni znawca wszelakich napojów ludowych) wyjaśnił mi fenomen, dlaczego pomimo podwyżki cen jednego ze składników potrzebnych do produkcji napoju ludowego, jego cena nie wzrośnie. Odpowiedź jest prosta. Zamiast podwyższać cenę, obniży się nieco zawartość procentową pewnego składnika. I dzięki temu popyt nadal będzie silny, a cena pozostanie bez zmian. Ot, taki fenomen ekonomiczny, o którym jeszcze na polskich uczelniach nie uczą. Ale to już temat na inną okazję.

PS. Pewnemu polskiemu bankowi chciałbym pogratulować mistrzostwa świata w działaniu. Wyprodukować kartę kredytową bez podpisania umowy z klientem... Mistrzostwo świata, ale to też temat na inną okazję.

Andrzej Filipek

Jest specjalistą w opracowaniu portfeli inwestycyjnych zbudowanych z akcji notowanych na NYSE i systematycznie wypłacających dywidendy. Pracuje jako Analityk Finansowy oraz komentator ekonomiczny.

Treść powyższej analizy jest tylko i wyłącznie wyrazem osobistych poglądów jej autora i nie stanowi "rekomendacji" w rozumieniu przepisów Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, lub ich emitentów (Dz. U. z 2005 r. Nr 206, poz. 1715). Zgodnie z powyższym autor nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podejmowane na podstawie niniejszego komentarza.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: DI24.pl