Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Prawo sześciu ostrzeżeń ma edukować internautów. Czy ruszy w tym roku?

12-09-2012, 13:35

System ostrzegania i ograniczania usług internetowych osobom naruszającym prawa autorskie miał ruszyć w USA w lipcu. Rozwiązanie jest podobne do francuskiego prawa Hadopi, ale operatorzy mieli wprowadzić je dobrowolnie. Jest coraz bardziej oczywiste, że nikt nie chce tego zrobić jako pierwszy, uderzając w swoich klientów.

Rozwiązanie nazywane prawem sześciu ostrzeżeń miało być wprowadzone w USA od lipca bieżącego roku. Jak dotąd nie udało się tego zrobić.

Trzeba zaznaczyć, że rozwiązanie to nie wynika z prawa. Po prostu rok temu amerykańscy dostawcy internetu podpisali porozumienie, w którym zgodzili się na dobrowolne wprowadzenie systemu tzw. antypirackich alertów. Te "alerty" mają polegać na wysyłaniu osobom zidentyfikowanym jako piraci kolejnych, coraz surowszych ostrzeżeń. Najpierw ma być e-mail, potem przekierowanie na stronę z ostrzeżeniem, a ostatecznie operator może zastosować "środki osłabiające" (Mitigation Measure), takie jak ograniczenie przepływności łącza lub przekierowywanie na specjalną stronę do czasu skontaktowania się z dostawcą.

Czytaj: Operatorzy uświadomią, przekierują i spowolnią piratów

Porozumienie przewidywało też, że użytkownik będzie miał prawo do "niezależnego przeglądu" swojej aktywności, co jednak ma kosztować 35 dolarów. Jeśli internauta uzna, że niesłusznie zidentyfikowano go jako pirata, będzie musiał zapłacić, by to potwierdzić (sic!).

To wszystko to tylko teoria. W praktyce system jeszcze nie ruszył i można wątpić w to, czy w ogóle to nastąpi. Operatorzy nie chcieliby zbyt mocno uderzać w swoich klientów, co jest zresztą zrozumiałe. Wciąż nie ma odpowiedzi na istotne pytania techniczne, np. czy operatorzy będą wymieniali się informacjami na temat alertów danego użytkownika. To istotne pytanie, bo chodzi o to, jak będą traktowane alerty w momencie zmiany operatora. Nadal nie wiadomo, kto ma być odpowiedzialny za ewentualne rozpatrywanie skarg.

W tym roku?

Z najnowszych doniesień serwisu Ars Technica wynika, że system może ruszyć jeszcze w tym roku, choć nie ma wątpliwości, że zanotował on już teraz widoczne opóźnienie.

Przedstawicielka odpowiedzialnej za program organizacji Center for Copyright Information (CCI), akcentowała w rozmowie z Ars Technica, że termin "prawo sześciu ostrzeżeń" jest nieadekwatny, bo kojarzy się z francuskim prawem Hadopi i wymierzaniem kar. Jej zdaniem całe przedsięwzięcie ma wymiar przede wszystkim edukacyjny. Ostatnie, szóste ostrzeżenie nie musi się wiązać z odcinaniem od sieci, ale np. z koniecznością obejrzenia 10-minutowego filmu na temat piractwa. Widzimy zatem, że wizja całego programu jakby łagodniała z czasem (zob. Ars Technica, "Six strikes" Internet warning system willcome to US this year).

Ponieważ prawo sześciu ostrzeżeń nie wynika z zapisów prawa, daje to operatorom pewien margines swobody. Muszą oni zdecydować o tym, jakie środki stosować i z pewnością będzie to tematem ciągłych rozmów pomiędzy sygnatariuszami porozumienia podpisanego rok temu. Nadal jednak nikt nie pyta o zdanie jednej grupy, której problem niewątpliwie dotyczy - chodzi o internautów, czyli o konsumentów.

Prawo sześciu ostrzeżeń? Nazwa w sam raz!

Prawo sześciu ostrzeżeń w rzeczywistości ma wiele wspólnego z francuskim prawem Hadopi. Jedno i drugie jest próbą ingerowania w dostęp do sieci w imię ochrony praw autorskich. Podobieństwo dotyczy także ignorowania głosu konsumentów w debacie na temat tego rozwiązania. Wreszcie podobna jest podstawowa zasada działania - wprowadzenie nakładanych arbitralnie kar, z którymi konsumenci nie mogą dyskutować. Tego typu rozwiązania mają charakter represyjny, nie wychowawczy.

Sonda
Czy nazwa "prawo sześciu ostrzeżeń" jest właściwa dla programu antypirackich alertów?
  • tak, bo to wariant Hadopi
  • nie, bo to łagodna inicjatywa edukacyjna
  • nie obchodzi mnie to
wyniki  komentarze

Rozwiązanie amerykańskie jest pod znakiem zapytania, a tymczasem we Francji pojawiły się wątpliwości co do tego, czy śledząca piratów agencja Hadopi rzeczywiście jest potrzebna. Jej działalność kosztuje ponad 12 mln euro rocznie, a efektem tej działalności było wysłanie miliona e-maili i skierowanie do sądu 14 spraw. Przedstawiciele Hadopi mówią, że to wielki sukces, bo liczy się przede wszystkim edukacja. Czy rzeczywiście Hadopi wyedukowała 1,15 mln osób, czy raczej wystraszyła większość z nich, być może prowokując do szukania muzyki w źródłach innych niż P2P?

Na koniec można stawiać pytania wynikające z szerszego spojrzenia na problem. Czy prawo sześciu ostrzeżeń sprawi, że ludzie zaczną kupować płyty? Czy sprawią one, że twórcy będą bardziej innowacyjni i przemysł praw autorskich rozkwitnie? Doświadczenia z Francji pokazały, że tak raczej nie będzie.

Czytaj: Prawo sześciu ostrzeżeń - operatorzy przestają lubić RIAA/MPAA?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: Ars Technica