Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Polscy sprzedawcy nalepek na celowniku kancelarii reprezentującej Pink Floyd

01-06-2015, 13:59

Osoby sprzedające w sieci nalepki lub wydruki powinny uważać, jeśli ktoś zamawia u nich napis taki, jak Pink Floyd. Pewna kancelaria prawna może zażądać tysięcy złotych, jeśli uda jej się kupić taką nalepkę.

Znane znaki towarowe kojarzą się z wielkim biznesem i wielkimi pieniędzmi. Okazuje się jednak, że drobny przedsiębiorca też może mieć problemy z powodu takich znaków. 

Dziennik Internautów miał okazję rozmawiać z pewnym przedsiębiorcą, który sprzedaje w internecie nalepki (np. na samochody). Ten przedsiębiorca oferuje wiele wzorów nalepek, prezentując na aukcjach niektóre z nich. Nalepka jest produkowana, dopiero gdy ktoś ją kupi. Jedna sztuka może kosztować niecałe trzy złote. 

Wspomniany sprzedawca oferował w serwisie aukcyjnym nalepki z napisem Pink Floyd. Był przekonany, że nie narusza niczyich praw, bo grafika z wzorem napisu była dostępna na tzw. wolnej licencji. 

Pink Floyd - znak zastrzeżony

Do tego właśnie przedsiębiorcy napisała kancelaria BGST z Gdańska, która już wcześniej dała się poznać jako występująca w imieniu posiadaczy praw do filmów sensacyjnych. Tym razem okazało się, że kancelaria reprezentuje firmę Pink Floyd (1987) LIMITED, która jest właścicielem znaku słownego "Pink Floyd". Kancelaria wezwała przedsiębiorcę do zaniechania naruszenia i naprawienia szkody poprzez wpłacenie kwoty 10 tys. zł.

Przedsiębiorca nie widzi problemu, by zaprzestać wypuszczania takich nalepek. Uważa jednak, że zażądana kwota jest niewspółmiernie wysoka. Sprzedanych zostało dosłownie kilka nalepek z napisem Pink Floyd. Poza tym, jak już wspomniano, wykorzystana grafika była dostępna na licencji "wolnej", konkretnie na Creative Commons. 

Tysiące złotych za kilka naklejek? 

Komentarza na ten temat udzielił nam Bogusław Wieczorek, radca prawny specjalizujący się w zagadnieniach własności intelektualnej, autor bloga Własność Intelektualna w Praktyce

Radca zauważył, że faktycznie, znak słowny „PINK FLOYD” jest zarejestrowanym znakiem wspólnotowym, a rejestracja obejmuje m.in. 16 klasę nicejską, tj. dotyczy wykorzystania znaku na różnego rodzaju wydrukach graficznych, naklejkach, nalepkach.

- Zgodnie z art. 296 ustawy Prawo własności przemysłowej, uprawniony ze znaku towarowego może – w razie zawinionego naruszenia – żądać naprawienia wyrządzonej szkody: 1) na zasadach ogólnych albo 2) poprzez zapłatę sumy pieniężnej w wysokości odpowiadającej opłacie licencyjnej albo innego stosownego wynagrodzenia (...). Czy kwota 10.000 zł wypełnia którykolwiek z powyższych punktów? Zakładając, że doszło do wyprodukowania i sprzedaży kilku sztuk naklejek – pewnie nie. Ale kluczem jest raczej zbadanie wielkości produkcji – albo w tym przypadku – okresu czasu, przez jaki sprzedawca był gotowy produkować takie naklejki – odszkodowanie w oparciu o opłatę licencyjną powinno uwzględniać takie okoliczności (...) W mojej ocenie co do zasady racja będzie po stronie uprawnionego ze znaku - kwestią otwartą pozostanie natomiast wysokość odszkodowania ustalonego czy to w drodze ugody, czy postępowania sądowego - uważa Bogusław Wieczorek. 

Niebezpieczeństwo wirtualnych licencji

Bogusław Wieczorek wyjaśnił też, że w przypadku znaku słownego nie ma znaczenia użyty wzór napisu. 

- Nie ma znaczenia, że ktoś udostępnił grafikę na licencji Creative Commons. Jeśli doszłoby do zasądzenia odszkodowania na rzecz uprawnionego ze znaku, sprzedawca mógłby zwrócić się z roszczeniem zwrotnym do osoby, która zamieściła grafikę na licencji CC – o ile jest w stanie taką osobę namierzyć. Swoją drogą – to pokazuje niebezpieczeństwo wirtualnych licencji CC – nie ma wcale gwarancji, że dana grafika nie narusza czyichś praw, a w razie naruszenia czyjegoś prawa – nie ma często możliwości ustalenia, kto dokonał naruszenia w pierwszej kolejności (co nie zwalnia z odpowiedzialności danego sprzedawcy, ale uniemożliwia mu dochodzenie odszkodowania zwrotnego) - mówił ekspert. 

Zdaniem radcy nie ma też znaczenia, że słowa „pink” i „floyd” są funkcjonującymi w języku słowami. Zbitka tych słów („Pink Floyd”) mocno kojarzy się z określonym zespołem muzycznym. Również z tego powodu możliwa była rejestracja znaku.

Trzeba uważać. Bardzo uważać!

Sprawa jest godna opisania z dwóch powodów. Po pierwsze ku przestrodze. Sprzedawcy różnych nalepek, wydruków czy koszulek powinni mieć świadomość, że mogą nawet niechcący naruszyć prawa do znaku towarowego. Do naruszenia może dojść nawet wówczas, gdy dana grafika wydawała się "wolna". Licencja Creative Commons nie gwarantuje odporności na pozwy.

Tu należałoby dodać, że niektórzy producenci pozwalają na produkowanie nalepek lub koszulek ze swoim znakiem. Niektóre firmy z rynku motoryzacyjnego traktują takie koszulki jak darmową reklamę. Trzeba jednak mieć na uwadze, że są i takie firmy jak Pink Floyd (1987) LIMITED, które będą zatrudniać prawników do wyszukiwania nawet drobnych naruszeń. W ramach tego wyszukiwania prawnicy mogą nawet zamówić nalepkę i w ten sposób pozyskać dowody.

Inną rzeczą jest problem odszkodowań za tego typu naruszenia. Jak widać, posiadacze praw do znaku mogą z miejsca żądać dużych pieniędzy, nawet jeśli skala działalności nie była duża. Dziennik Internautów opisywał podobne problemy związane z prawem autorskim. Niektórzy twórcy mogą żądać za udostępnienie zdjęcia na stronie biblioteki kwot nawet większych, niż firma Pink Floyd (1987) LIMITED żąda za naruszenia praw do jej znaku. 


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. Samsung



fot. HONOR