Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Policja odwiedza internautów, którzy mogli udostępniać film o Wałęsie

10-07-2015, 13:18

Policja w różnych miastach dokonywała i może nadal dokonywać zatrzymań sprzętu w związku z rzekomym udostępnianiem filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei". Osoby, które odwiedziła policja, nie otrzymywały wcześniej pism z wezwaniami do ugody.

Do Dziennika Internautów kilka razy na przestrzeni ostatnich miesięcy docierały informacje, że policja odwiedza osoby podejrzane o rozpowszechnianie filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei". Oczywiście celem odwiedzin jest zatrzymanie komputera lub dysku w celu zdobycia dowodów na rozpowszechnianie wspomnianego filmu w sieci P2P.

Policja odwiedza w związku z filmem o Wałęsie

Film o Lechu Wałęsie znajduje się na liście utworów chronionych przez kancelarię Artura Glass-Brudzińskiego z Warszawy. Ta kancelaria zasłynęła masowym rozsyłaniem do internautów pism z wezwaniami do ugody. Należy jednak podkreślić, że osoby odwiedzone przez policję nie otrzymały wcześniej żadnego pisma.

Według naszej wiedzy niektóre osoby już po przeszukaniu zawarły ugodę za pośrednictwem kancelarii. W niektórych przypadkach sami policjanci mogli informować o możliwości zawarcia ugody. Taki udział policjantów w zawieraniu ugód cywilnych jest bardzo niepokojącym zjawiskiem, o którym wiemy od marca tego roku. Co ciekawe, to zjawisko wystąpiło w sprawach prowadzonych przez dwie różne kancelarie, których nic nie łączy.

Wróćmy do przeszukań w sprawie filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei". Pod koniec marca i w kwietniu tego roku Czytelnicy donosili nam o przeszukaniach, które miały miejsce w Polsce południowej. Rozmawialiśmy wówczas z pewnym prokuratorem, który powiedział nam, że postępowania w sprawie rozpowszechniania tego filmu są prowadzone przez wiele prokuratur w Polsce. 

W ostatnich dniach internauci donieśli nam o zatrzymaniach sprzętu w innej części kraju. Było to o tyle ciekawe, że zatrzymania dotyczyły udostępnień, które miały nastąpić ponad rok temu. Z docierających do nas informacji wynika, że planowane są kolejne zatrzymania sprzętu.

Część osób, którym już zatrzymano sprzęt, przyznaje że mogła pobierać film z sieci P2P. Są też osoby zaprzeczające, by mogły dokonać naruszenia. Ostatecznie wszystko sprawdzą organy ścigania, ale niepokojące są informacje o osobach, którym zatrzymano sprzęt, a które zaprzeczają, by mogły dokonać naruszeń.

Dziennik Internautów widział pewne dokumenty związane z tymi sprawami. Nie ujawniamy tych dokumentów oraz większej ilości szczegółów, gdyż nasze źródła sobie tego nie życzyły.

Działania antypirackie to więcej niż pisma

Teraz odpowiedzmy na pytanie: dlaczego o tej sprawie piszemy? Dziennik Internautów od dłuższego czasu zwraca uwagę na inne działania antypirackie, polegające na masowym rozsyłaniu wezwań do zapłaty. W Polsce zajmuje się tym kilka kancelarii prawnych, a także firmy innego rodzaju. To działanie czasem określane jest mianem copyright trollingu.

Zdarza się, że w wyniku tej krytyki copyright trollingu otrzymujemy sygnały od ludzi, których odwiedziła policja. Ci ludzie chcą nam zwrócić uwagę na to, że obok trollingu, z którego często niewiele wynika, prowadzone są również inne działania kończące się wizytami policji i zatrzymaniem sprzętu. Te przypadki nie muszą być poprzedzone pismem z kancelarii. 

Dziennik Internautów nigdy nie namawiał do lekceważenia działań antypirackich czy praw autorskich. Nigdy nie twierdziliśmy, że wszystkie takie działania są bezpodstawne albo że niewiele z nich wyniknie. Zwracaliśmy jedynie uwagę na to, że w przypadku copyright trollingu może dochodzić do zastraszania osób niewinnych i takie osoby nie powinny płacić tylko dlatego, bo ktoś chce od nich pieniędzy.

Działania przeciwko piractwu nie ograniczają się do copyright trollingu. Posiadacze praw autorskich mogą po prostu uruchomić postępowanie i czekać, aż policja zbierze dowody. Właśnie coś takiego się dzieje w przypadku filmu o Lechu Wałęsie.

Pamiętasz, co robiłeś rok temu?

Osobnym i bardzo ciekawym problemem jest tempo działań. Jak wspomnieliśmy, niektóre osoby zostały odwiedzone przez policję dopiero rok i kilka miesięcy po rzekomym naruszeniu. Te osoby mogły w tym czasie zmienić sprzęt, a w czasie przesłuchań mogą nie pamiętać wielu szczegółów.

Nasuwa się pytanie o to, ile sensu ma ściganie sprawy po dłuższym czasie. Czy to prokuratury zwlekały z przeszukaniami, czy może posiadacze praw autorskich zwlekali z uruchomieniem postępowania? Dziennik Internautów pytał już różne prokuratury o podobne sprawy i prędzej czy później zyskamy lepszy obraz sytuacji. 

Nie zawsze jest sprawiedliwie

Jeśli weźmiecie pod uwagę całokształt opisanych działań antypirackich, możecie dojść do wniosku, że w każdym takim działaniu część osób oberwie niesłusznie, innym może się upiec. Dziennik Internautów miał w przeszłości sygnały od osób, którym policja zabrała sprzęt i oddała go po dłuższym czasie, nie znajdując dowodów naruszeń (nie chodziło tu o sprawę opisaną w tym tekście). Takich osób nie jest dużo, ale de facto zostały one ukarane za samo podejrzenie naruszenia. Są też osoby, które otrzymały pismo z kancelarii i przeżyły duży stres, a jednak były pewne swojej niewinności. 

Z drugiej strony mamy osoby, które faktycznie mogły dokonać naruszeń, ale im się upiekło. Zdarzało się już, że prokuratury umarzały postępowania dotyczące setek osób po ustaleniu, że można mieć wątpliwości co do jakości dowodów. Czy w takich przypadkach każdy internauta był niewinny? Trudno powiedzieć, ale prokuratorzy mieli słuszne wątpliwości. 

Czy jest sposób, by zaradzić takiej niesprawiedliwości? Problem jest złożony, ale z pewnością dałoby się zrobić jedno. Pierwszorzędne znaczenie powinno mieć zachowanie pewnych norm etycznych, aby prawa autorskie były respektowane, a nie nadużywane dla łatwego zysku. Nie powinno dochodzić do zastraszania kogokolwiek. Naruszenie nie powinno być pretekstem do działań quasi-windykacyjnych. Dochodzeniu roszczeń nigdy nie powinno towarzyszyć wprowadzanie ludzi w błąd co do ich sytuacji prawnej. Organy ścigania nie powinny być traktowane tylko jako źródło danych osobowych albo efektowny straszak. 

Podkreślamy raz jeszcze, że Dziennik Internautów nigdy nie miał zamiaru sugerować, że można bezkarnie naruszać prawa autorskie (czasem tak odbierają nas prawnicy-antypiraci, którzy chyba nie czytali naszych tekstów w całości). W ogóle nie jesteśmy zwolennikami piractwa, nawet jeśli krytykujemy niektóre działania antypirackie. Uważamy, że przy dochodzeniu praw autorskich trzeba działać bezwzględnie etycznie, a osoby czujące się niesłusznie zastraszanymi mają prawo się bronić i nie powinny być stawiane od razu w roli piratów. 

Nie wątpimy, że osoby faktycznie dokonujące naruszeń mogą ponieść odpowiedzialność, choć również ta odpowiedzialność powinna być adekwatna do winy. Wreszcie z przykrością musimy stwierdzić, że czasem osoby niedokonujące naruszeń mogą doznać pewnych nieprzyjemności. 


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *