Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Obława na internautów oczami dostawcy internetu - przykry i kosztowny obowiązek

26-11-2014, 11:56

Dostawcy internetu wcale nie cieszą się z tego, że muszą udostępniać dane rzekomych piratów internetowych, które potem wykorzystują kancelarie prawne. Operatorzy nie dostarczają przy tym dowodów na udostępnianie plików, a jedynie odpowiadają na pytanie władz o to, kto miał dany adres IP w danym dniu. Inna rzecz, że to generuje koszty.

W ubiegłym tygodniu pisałem w Dzienniku Internautów o technologiach, jakie są stosowane do wykrywania rzekomych piratów w celu późniejszego wysyłania do nich pism z wezwaniem do zapłaty za piractwo. Wspomniałem w tekście o tym, że niewielu ludzi widziało te technologie, a efekty ich działania poddają w wątpliwość ich bezbłędność.  

Dzięki publikacji tego tekstu udało mi się nawiązać kontakt z pewnym specjalistą od sieci komputerowych, zbliżonym do pewnego dostawcy internetu. Ten specjalista poprosił o nieujawnianie nazwiska w materiale prasowym. Mógł mi jednak przedstawić problem namierzania internautów od strony operatora. Jest to bardzo ciekawy punkt widzenia, właściwie rzadko przedstawiany przy opisywaniu tzw. copyright trollingu.  

ISP nie potwierdzają, że ktoś udostępniał

Mój rozmówca odniósł się przede wszystkim do antypirackich technologii. Przyznał, że policja, sąd czy prokurator nigdy nie podają sposobu, jak wykryli danego pirata. Nie proszą też o żadne szczególne dowody piractwa.

- Pytanie jest zawsze w formie "kto miał adres IP 1.2.3.4 w dniu 1.01.2014 o godz 10:10". I to wszystko. Także operator nie może ocenić, czy użytkownik rzeczywiście udostępniał coś pirackiego, bo prawie nigdy nie pada nawet nazwa protokołu P2P - mówi ekspert. 

Ta informacja jest dość istotna. Niektóre informacje podawane w mediach sugerują, że operatorzy potwierdzają fakt dokonania naruszeń przez określonych abonentów. To nieprawda. Operatorzy są jedynie odpytywani o osoby kryjące się za adresami IP. Nasz informator zaznaczył, że pytania od prokuratury nie są nawet na tyle precyzyjne, by operator mógł ustalić, czy doszło do naruszenia. 

Ślad antypirackiej technologii

Mój rozmówca przyznał, że tylko raz natknął się na ślad czegoś, co wyglądało na specjalną antypiracką technologię. 

- Raz się zdarzyło, że organ uprawniony załączył płytę, która zawierała dowody przeciwko klientowi. Były tam logi, z których wynikało, że zostały ściągnięte pliki z danego IP, załączono ściągnięte pliki (to były utwory MP3 polskiego wykonawcy) oraz zrzuty ekranu z anglojęzycznego narzędzia, które te dowody przygotowało. Wyglądało ono jak zmodyfikowany klient torrrent, gdzie podawano tytuł utworu oraz sumy kontrolne plików, które były sprawdzane po ściągnięciu. Więc o przypadkowym oskarżeniu raczej nie można było mówić (poza przypadkami typu włamanie się do sieci klienta, używanie jego Wi-Fi itd). Także nie polegało to na prostym zrzucie klientów trackera torrent (...). Niestety nazwy programu nie pamiętam, a dostępu do archiwów nie mam, bo trafiają do kancelarii tajnej. Pamiętam jedynie dwie rzeczy. Google nic o tym programie nie wiedziało oraz adresy IP, na których działało to oprogramowanie, to była jakaś holenderska serwerownia (...) Ale tak jak wspominałem, to był jeden przypadek - twierdzi informator.

Operatorze, uzupełnij tabelkę!

Co ważne, ten szczególny ślad antypirackiej technologii nie był związany z głośnymi ostatnio wysyłkami pism. Według naszego informatora w przypadku prawników, którzy je wysyłali, schemat był nieco inny.

- Przychodziło pismo z prokuratury (...), do którego załączali plik XLS, który należało uzupełnić o dane klientów. Zapytania były w dużej ilości - kilkudziesięciu klientów w jednym piśmie - mówi informator. Otrzymaliśmy także zrzut ekranu przedstawiający taki plik XLS. 

Plik XLS załączony do pisma

Jeśli dostawca internetu dostaje wezwanie do ujawnienia danych abonentów, nie może go zignorować. Jest to przecież wezwanie z prokuratury, wystosowane w związku z postępowaniem karnym. Oczywiście ujawnione dane są potem używane nie tylko w postępowaniu karnym, ale także w celu "dochodzenia prawa na własną rękę" poprzez rozsyłanie pism z wezwaniem do wpłaty. Dlatego jeszcze raz warto podkreślić, że mamy tu do czynienia z nadużywaniem postępowania karnego przez prawników działających w ten sposób. Były już pomysły, aby zapobiec tym nadużyciom poprzez zmiany w prawie autorskim. Niestety wciąż niezbyt wielu polityków przejmuje się tym problemem. 

Operatorzy ponoszą koszty

To, że nadużycia są możliwe, nie jest winą dostawców internetu. Niestety nie wszyscy abonenci mają tego świadomość. 

- Klienci czują się pokrzywdzeni przez ISP i dostając wezwania, przychodzą do nas z pretensjami, tłumacząc, że oni nie zrobili nic złego. A my jako operator ani nie możemy im nic szczególnie doradzić (...) nie mamy za bardzo mechanizmów, aby danych klienta nie ujawnić. Odrzucamy pisma źle adresowane, niepełne lub błędne (co dziwne, jest ich całkiem sporo), ale wtedy przychodzą sprostowania i nic więcej zrobić nie możemy - mówi nasz informator. 

Operatorzy ponoszą koszty wątpliwych działań antypirackich i nie są to tylko koszty wizerunkowe. Domyślacie się zapewne, że uzupełnianie tabelek, takich jak ta powyżej, wymaga ludzkiej pracy. Za tę pracę muszą płacić dostawcy internetu. W przypadku firmy, do której zbliżone jest nasze źródło, ilość zapytań w roku 2013 wzrosła czterokrotnie w stosunku do roku 2012. Natomiast w bieżącym roku jest już widoczny około ośmiokrotny wzrost w stosunku do roku 2012.

Sonda
Czy należy dokonać takich zmian w prawie, aby ukrócić copyright trolling?
  • tak
  • nie
  • trudno powiedzieć
wyniki  komentarze

Podatnicy płacą, ISP płacą...

Uznaliśmy, że te informacje są godne przedstawienia, podobnie jak punkt widzenia dostawców internetu. Należy tu zrozumieć, że ani dostawcy internetu, ani nasze źródło nie mają zamiaru bronić piractwa. My również nie mamy tego zamiaru. Chodzi jedynie o jak najdokładniejsze opisanie tego wszystkiego, co wiąże się z wątpliwymi etycznie metodami walki z piractwem.

Zauważmy, że masowe wysyłanie pism do internautów generuje dodatkowe koszty po stronie państwa (podatników), a także po stronie prywatnych firm. Te koszty są ponoszone tylko po to, aby ta lub inna kancelaria zyskała możliwość zarabiania na wątpliwych wezwaniach do wpłaty. Trzeba być ogromnym optymistą, aby sądzić, że temu modelowi biznesowemu nie da się nic zarzucić.  


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:

fot. HONOR








fot. Freepik



fot. ING