Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Serwisy pobieraczkowe to coraz większy problem. Czy władze mogą coś z nim zrobić?

10-09-2013, 08:53

Serwisy pobieraczkowe to problem narastający od lat. Wielu ludzi traci na tym nerwy, niektórzy tracą pieniądze. Jeśli ktoś na tym zarabia, to niezbyt uczciwie. Czy władze coś z tym zrobią, czy może będą udawać, że problem nie istnieje?

Jeśli czytasz Dziennik Internautów to zapewne wiesz, czym są serwisy pobieraczkowe. Jeśli nie wiesz, to wyjaśnię to najkrócej, jak się da - są to takie serwisy, które oferują marnej jakości e-usługę lub inny rodzaj umowy w cenie od 90 do nawet 600 zł. Zazwyczaj te usługi są tak marne, że nikt nie zapłaciłby za nie ani złotówki, ale niektóre osoby gotowe są spróbować tych usług za darmo... i tu jest haczyk. 

Problem od roku 2008

Serwisy pobieraczkowe starają się zrobić wrażenie, że sama rejestracja w nich jest darmowa. Oczywiście przy rejestracji trzeba zaakceptować regulamin, którego nikt oczywiście nie czyta. W regulaminie jest informacja o tym, że już sama rejestracja oznacza zawarcie umowy, która wiąże się z konsekwencjami finansowymi.

Pierwszym serwisem pobieraczkowym był słynny Pobieraczek.pl, który zaczął swoją karierę jeszcze w 2008 roku. Wiele osób zarejestrowało się w tym serwisie, sądząc, że korzystają z 10-dniowego okresu próbnego usługi pobierania plików. Osoby te mogły nie wiedzieć, że po 10 dniach Pobieraczek bez żadnego ostrzeżenia zacznie się domagać ok. 100 zł za tę usługę.

Wysyp następców Pobieraczka

Nie mam zamiaru opisywać tu całej historii Pobieraczka, ale dodam tylko, że ten serwis nadal działa, choć żadnych e-usług nie oferuje. Zajmuje się wysyłaniem do ludzi wezwań do zapłaty, strasząc ich sądem i rejestrem dłużników. Niektóre z tych osób były jeszcze dziećmi, gdy nieświadomie zarejestrowały się na Pobieraczku.

Co jednak najgorsze, Pobieraczek ma swoich następców. Wielu następców, o których często pisaliśmy w DI. Mogą oni działać na różne sposoby, np. zachęcają do rejestracji osoby poszukujące pracę i obiecują zatrudnienie. Potem okazuje się, że to tylko usługa przechowywania CV na serwerze (za 100 zł). Są też serwisy pobieraczkowe oferujące dostęp do atrakcyjnych ofert handlowych albo proponujące przedsiębiorcom usługę "wizytówek dla firm".

Chcą, żebyś miał u nich dług

Wszyscy wiedzą, że serwisy pobieraczkowe istnieją, ale jak wielu ludzi pada ich ofiarą? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie i chyba nikt nie potrafi. Wiem natomiast, że część tych ludzi trafia do mnie i ich liczba ciągle rośnie.

W roku 2008 co kilka tygodni dostawałem e-mail od osoby, która prosiła o pomoc i radę, bo zarejestrowała się na Pobieraczku. W ostatnich miesiącach dostaję takie e-maile codziennie. Piszą je osoby, które rejestrowały się na różnych serwisach pobieraczkowych. Coraz częściej są to przedstawiciele firm, od których pieniędzy żądają "pobieraczkowe" katalogi firm.

Wszyscy autorzy e-maili mają ten sam problem - jakaś firma żąda od nich pieniędzy, straszy sądem, rejestrem dłużników. Część osób nie jest nawet pewna, kiedy doszło do rzekomej rejestracji. Nierzadko zgłaszają się do mnie rodzice, którzy twierdzą, że w serwisie pobieraczkowym zarejestrowało się ich dziecko.

Coraz częściej piszą do mnie również takie osoby, które zarejestrowały się w serwisie pobieraczkowym i nawet były gotowe płacić za usługę, ale ta usługa w ogóle nie działa! Mimo to serwis pobieraczkowy przysyła wezwania do zapłaty (sic!).

Tu dochodzimy do sedna problemu. Nie okłamujmy się, że celem serwisów pobieraczkowych jest świadczenie jakichkolwiek e-usług. Te serwisy chcą pozyskać jakieś dane osobowe i e-maile, aby potem wysyłać do ludzi wezwania do zapłaty. Zaczyna się straszenie sądem, firmą windykacyjną, rejestrem dłużników, choć z drugiej strony większość tych firm nie ma nawet na tyle klasy, aby wysłać wezwanie do zapłaty zwykłym listem. Zastraszanie przy pomocy e-maili jest tańsze, prawda?

Z tego co mi wiadomo, pewne serwisy pobieraczkowe są prowadzone przez ludzi, którzy wcześniej zawodowo zajmowali się windykacją. To powinno dawać do myślenia. 

Na władze nie można liczyć

W dyskusjach o serwisach pobieraczkowych często pojawiają się głosy, że tak naprawdę to żaden problem, bo przecież "trzeba czytać regulaminy". Zawsze powtarzałem, że taki argument to zgoda na nieuczciwość. Poza tym serwisy pobieraczkowe dają sobie prawo do zmieniania regulaminów bez powiadomienia, nawet w częściach dotyczących opłat. I co Wy na to? 

Uczestnicy internetowych dyskusji zwracają też uwagę na to, że przecież są sądy, policja, prokuratura, rzecznicy konsumentów. Powiedzmy sobie jednak szczerze - te wszystkie instytucje nie radzą sobie z serwisami pobieraczkowymi.

Sąd? Wiele osób uzna, że sądzenie się o niecałe 100 zł nie ma sensu - lepiej od razu zapłacić i mieć spokój. Mniej nerwów i szybciej. Rzecznik konsumentów? On może pomóc w wysłaniu pisma, może upomnieć firmę, zgłosić sprawę do UOKiK, ale to nie rozwiązuje problemu konsumenta, który czuje się oszukany i ciągle jest straszony windykacją, rejestrem dłużników itd.

Znam przypadki osób, które padły ofiarą serwisu pobieraczkowego i zgłosiły sprawę na policję. Nigdy jednak nie słyszałem o tym, aby policja podjęła jakieś działania w tej sprawie.

Być może elementem zniechęcającym do badania tych spraw są stosunkowo niskie kwoty, których serwisy pobieraczkowe żądają od pojedynczych osób. Naciągnięcie kogoś na 100 zł to niby nic wielkiego, ale jeśli takich osób będzie 100, to mamy już 10 tys. zł. Jeśli w naszym kraju ktoś może zarobić 10 tys. zł dzięki naciąganiu i zastraszaniu, a władze nic z tym nie robią, to moim zdaniem mamy problem.

Czy władze mogą coś zrobić?

W tym tekście chciałbym przekazać jedną prostą myśl - jest problem z serwisami pobieraczkowymi. Poważny problem. Powiedzmy to sobie szczerze i nie udawajmy, że problemu nie ma. Co więcej, ten problem zdaje się narastać, pojawia się w coraz to nowszych formach.

Osobiście staram się coś z tym zrobić, ale jestem tylko pismakiem. Mogę ostrzegać ludzi, aby ewentualnych ofiar było jak najmniej. Co jeszcze mogę zrobić? Staram się dopytywać nasze władze, czy mają zamiar z tym problemem coś zrobić. Ostatnio zwróciłem się z pytaniami w tym zakresie do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji oraz Ministerstwa Sprawiedliwości. Pytam ich, czy znają problem i czy mają zamiar coś z nim zrobić.

Sonda
Czy władze powinny podjąć jakieś działania przeciwko serwisom pobieraczkowym?
  • tak
  • raczej tak
  • raczej nie
  • nie
wyniki  komentarze

Omawiany problem dotyczy przecież usług elektronicznych. Ociera się też o takie kwestie, jak np. nadużycia windykacyjne. Niektóre serwisy pobieraczkowe próbowały już korzystać z e-sądu, choć nie chciały podjąć walki w zwykłym sądzie. Dowodzi to tylko tezy, że e-sąd to świetne narzędzie dla firm o wątpliwej uczciwości - umożliwia uzyskanie fajnego papierka z sądu bez większego wysiłku. Takim papierkiem fajnie się straszy, prawda? Taki papierek można uzyskać bez solidnych dowodów na to, że jakikolwiek dług istnieje.

Mam nadzieję, że obydwa ministerstwa odpowiedzą na moje pytania o kwestię serwisów pobieraczkowych. Chciałbym tę odpowiedź dostać, nawet jeśli ma ona brzmieć: "Panie! Wypchaj się Pan! Nie obchodzi nas to!".

Czytaj także: Naciągacze w stylu Pobieraczka: Jak ich rozpoznać? Jak się bronić?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *