Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Znaczne podwyżki cen usług Google

30-07-2012, 19:23

Gdy kilka miesięcy temu firma Google wprowadziła usługę wirtualnego dysku, czyli narzędzia do przechowywania plików w chmurze, reakcja użytkowników była pozytywna. Lecz gdzieś między entuzjazmem a zachwytem umknęło wszystkim, że firma przy okazji podniosła ceny za dodatkową przestrzeń na przykład dla poczty Gmail.

Dla większości użytkowników ceny wzrosły sześciokrotnie, a dwuipółkrotne podwyżki zafundowano posiadaczom najdroższych abonamentów. Slogan „don’t be evil”, przypisywany Google przez internetowych komentatorów, stał się w jeszcze większym stopniu nieaktualny.

Obecna uwaga i złość internautów skupia się na firmie Apple, która produkuje drogie jak na polską kieszeń produkty, do tego wprowadza jeszcze droższe, będące poza naszym zasięgiem urządzenia (MacBook Pro z ekranem Retina za ok. 10 tys. zł) oraz otwiera kolejne spory patentowe z konkurencją w branży, produkującą tańszy sprzęt z systemem Android. Firma Apple jest tą złą, ponieważ dusi finansowo swoich niszowych użytkowników. Ale gdy Google, będące największym dostawcą internetowych i mobilnych usług, podnosi ceny dla masowego klienta - jest cisza, nie ma krytyki, wszystko jest w porządku.

Poczta Gmail miała być kontem nieograniczonym, reklamowana jako usługa, w której nie trzeba kasować maili. W chwili uruchomienia oferowała gigantyczną jak na tamte czasy pojemność 2 GB. Aktualizowany na bieżąco licznik pokazywał, że konto stale zwiększa swoją pojemność. Zmieniające się cyfry szybko jednak wytraciły swój pęd, bo systematycznie zmniejszano parametry kodu JavaScript odpowiedzialnego za wizualizację przyrostu gigabajtów i wprowadzono płatne rozszerzanie kont. W tym roku, tuż przed wakacjami, ceny wzrosły, co widać na poniższym zestawieniu.

Znaczne podwyżki cen usług Google

Największa podwyżka dotknęła najtańszej opcji rozszerzenia przestrzeni dyskowej (+20 GB), jej cena wzrosła sześciokrotnie. Jest to jednocześnie najczęściej wybierana opcja przez użytkowników, którzy zbliżają się do limitu wykorzystania bezpłatnej przestrzeni oferowanej przez Google. Druga z większych podwyżek dotyczy następnego w kolejności abonamentu (+80 GB). Najmniejsze podwyżki, choć równie dotkliwe, objęły wszystkie pozostałe opcje cenowe.

Na otarcie łez i w celu załagodzenia ewentualnych protestów zwiększono rozmiar skrzynki dla dwóch najtańszych abonamentów. Gdyby przeliczyć kwoty według ceny przypadającej na jeden gigabajt, podwyżka byłaby nieco mniej dotkliwa, ale wciąż duża i nieproporcjonalna względem pozostałych opcji - dla pierwszego abonamentu wartość nowej ceny względem starej spadłaby z 600% do 480%. Nie jest to jednak okoliczność łagodząca dla Google, ponieważ użytkownik zbliżający się do bezpłatnego limitu 10 GB tak czy siak musi opłacić pierwszy abonament niezależnie od tego, że dostaje coś w gratisie. Podobne zabiegi przeprowadzają dostawcy internetu, którzy podnosząc ceny, zwiększają prędkość łączy. W przeliczeniu na jeden megabit jest więc taniej, ale cena na fakturze jest o wiele wyższa niż miesiąc temu. Jednak nowy cennik Google nawet przeliczeniowo wypada źle. Dotychczas w pierwszym abonamencie płaciliśmy 85 groszy za jeden gigabajt, a teraz za to samo płacimy aż 4 zł.

Czytaj także: Startuje sieciowy Dysk Google, czyli Google Drive (wideo)

Na szczęście Google nie poszło na całość i pozwoliło dotychczasowym klientom na okresowe dokonywanie płatności według starego cennika. Ale gdy ktoś zechce zmienić plan na wyższy bądź niższy lub gdy zdarzy się sytuacja, że karta użyta do płatności będzie nieaktualna albo chwilowo bez pokrycia, wtedy zgodnie z regulaminem automatycznie zacznie obowiązywać nowy cennik.

Daleki jestem od postawy, według której żądałbym otrzymywania czegoś za darmo. Od kilku lat płacę za rozszerzone konto Google i zgadzam się na oglądanie reklam podczas korzystania z opłaconych usług. Rozumiem, że wzrost cen jest w części podyktowany uruchomieniem usługi wirtualnego dysku, ale nie każdy użytkownik potrzebuje tego narzędzia. Udostępnienie największej grupie klientów dostępu do plików w chmurze, obojętne czy tego chcą, czy nie, obarczone sześciokrotnym wzrostem ceny to coś, co w moim odczuciu nie przystoi takiej firmie jak Google.

Gdybym potrzebował internetowego dysku, dobrą pozycją byłby drugi plan, ale w dotychczasowej cenie 68 zł rocznie za przestrzeń 80 GB, co było kwotą niewygórowaną. Teraz, gdy cena wzrosła do 183 zł, robią się z tego konkretne pieniądze. Prędzej więc skorzystam z tańszych kont serwisów konkurencyjnych, niż wejdę w drożejące konto Google. Przechowywanie plików w usłudze SkyDrive firmy Microsoft to obecnie 7GB (dla nowych) lub 25 GB (dla obecnych użytkowników) w opcji bezpłatnej, natomiast analogiczna darmowa przestrzeń w Google to 10 GB. Najtańszy abonament w SkyDrive wynosi 34 zł rocznie za dodatkowe 20 GB, a w Google płacimy 102 zł za 25 GB. Usługa Microsoftu jest więc znacznie tańsza, ponieważ za 34 zł rocznie otrzymujemy łącznie 27 GB lub 45 GB wirtualnego dysku (w zależności od daty założenia konta), a w Google za 102 zł mamy tylko 35 GB przestrzeni. Jeśli ktoś chce znać stawkę za gigabajt, proszę bardzo: w SkyDrive jest to 1,3 zł lub 0,8 zł, natomiast w Google 2,9 zł za 1 GB.

Czytaj także: Dropbox ma pecha - Microsoft i Google walczą o chmurę

Google dołączyła do firm, które drogo sprzedają swoje usługi. Korzystanie z nowego cennika, zwłaszcza w porównaniu z ofertą konkurencji, nie można nazwać inaczej niż przepłacaniem. Warto o tym pamiętać, gdy kolejny raz usłyszymy lub będziemy chcieli powiedzieć, że Google to ta „lepsza” firma pośród innych korporacji, które nieprzerwanie sięgają do kieszeni użytkowników.

Sławomir Wilk


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: DI24.pl